O tym, że Prawo i Sprawiedliwość mając władzę centralną zrobi bardzo dużo, aby zaszkodzić samorządom terytorialnym, które w większości nie są rządzone przez ludzi tej partii, wiadomo było od zawsze, ponieważ partia Jarosława Kaczyńskiego nigdy nie ukrywała umiłowania do centralizowania państwa oraz związanej z nim władzy.
Bardzo dobry wynik partii Jarosława Kaczyńskiego na poziomie sejmików województw (+83 mandaty w wyborach i jeszcze Kałuża) głównie dzięki fatalnemu wynikowi Polskiego Stronnictwa Ludowego, które straciło w sejmikach aż 87 mandatów, tylko rozbudziło apetyty polityków PiS dotyczące zaorania trzech dekad dorobku Polski wynikającego z przekazania obywatelom władzy nad ich najbliższym otoczeniem.
W najnowszym wydaniu „Polityki” Marcin Kołodziejczyk przypomina styczniowy raport Pawła Swiniewicza i Jarosława Flisa na zlecenie Fundacji Batorego, z którego wynika, że gminy rządzone przez ludzi związanych z PiS dostały 10x więcej pieniędzy z Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych niż te, których gospodarzami są ludzie uznawani przez PiS za związanych z opozycją (odpowiednio 253 i 25 zł na mieszkańca) a taka sytuacja trwa od lat.
To metody żywcem przeniesione z PRL ponoć tak znienawidzonej przez PiS i tak gorliwie zwalczanej przez obydwu braci. Trzeba „dobrze żyć” z nominatami władzy centralnej, aby znalazły się pieniądze na dofinansowanie gminnych projektów rozwojowych. Jeśli nie jesteś przychylny władzy, będzie ci dużo trudniej pokazać mieszkańcom, że jesteś im potrzebny. To bardzo prosty mechanizm, ale bardzo solidnie przygotowywany przez PiS w czasach, gdy niewielu sądziło, że w 2015 roku Jarosław Kaczyński zdobędzie Pałac Prezydencki i Kancelarię Premiera a spośród szesnastu sejmików PiS rządziło tylko podkarpackim.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU