Jadwiga Emilewicz wspólnie z rodziną połamała z hukiem rządowe obostrzenia w stylu narciarskim, za co miała być ukarana. I co? I jajco.
To była zbrodnia niesłychana – można sparafrazować komentarze płynące z obozu rządzącego, po ujawnieniu przez TVN24 rodzinnych igraszek narciarskich Jadwigi Emilewicz. Ryszard Terlecki, wicemarszałek Sejmu, mówił o “jakimś zawieszeniu”. Tak brzmiały komentarze na gorąco, ale kilka dni później środek ciężkości oburzenia zaczął się przesuwać. Wahadło potępienia i gróźb, za połamane z hukiem obostrzenia, wychyliło się w stronę obrony Jadwigi Emilewicz.
Sygnał do okopania się na pozycjach obronnych dał tydzień temu w dwóch wywiadach Marek Suski. Zaufany i przyboczny Jarosława Kaczyńskiego w wywiadach dla Wirtualnej Polski i Rzeczpospolitej dał do zrozumienia, że Jadwiga Emilewicz postąpiła źle, ale żeby od razu karać?
– Pan uważa, że my za najmniejszy drobiazg powinniśmy kogoś ukamienować, a opozycji wolno wszystko: można oskarżać, napadać, pluć na policjantów i to jest wszystko w porządku? A u nas za taką niezręczność (…) my mielibyśmy panią poseł rozstrzelać, powiesić i może jeszcze spalić na stosie – mówił Wirtualnej Polsce.
Już wtedy było czuć w powietrzu co się kroi. Pisaliśmy wtedy, że sprawa zaczyna krążyć wokół twierdzeń “…a przez 8 lat Platforma Obywatelska… a my wprowadziliśmy 500plus… naprawiamy państwo… liczą się z nami na świecie… Trump przegrał, bo sfałszowano wybory… więc zostawcie w spokoju Emilewicz…”. I niewiele się pomyliliśmy.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU