Szwedzkie Ystad ma problem. Miasto zainwestowało ogromne pieniądze na budowę nowych nabrzeży dla polskich promów. Szwedzi nie przewidzieli, że polska strona umowy żadnych promów nie zbuduje.
O sprawie informuje „Newsweek”. Chodzi o umowę wartą 130 mln euro, którą w 2016 Polska Żegluga Bałtycką podpisała z władzami Ystad. Na jej mocy Szwedzi zobowiązali się do przebudowy dwóch nabrzeży w porcie, by dopasować je do przyjęcia specjalnego rodzaju promów pasażersko-samochodowych – ropaxów. Polska z kolei owe ropaxy miała zbudować, zastąpić stare jednostki nowymi, wybudowanymi w polskich stoczniach. Do projektu pieniądze dołożyła też UE – aż 34 mln złotych.
Niestety dla Ystad, polskie promy to wciąż promy widmo. Choć Mateusz Morawiecki, Marek Gróbarczyk i Joachim Brudziński w 2017 roku uroczyście położyli w Szczecinie stępkę pod budowę promu PŻB, do tej pory nic tam nie powstało. Jak donosi „Newsweek”, wydano 12 mln złotych, ale nie powstał nawet projekt całego przedsięwzięcia. PŻB kupuje do swojej floty używane jednostki z Włoch i Bułgarii. A Szwedzi mają problem.
Jak informuje „Newsweek”, polskie opóźnienia sprawią, że Ystad będzie musiało oddać 34 mln euro unijnego dofinansowania. Dla miasta, które rozsławił w świecie Henning Mankell swoją kryminalną serią o inspektorze Wallanderze, oznacza to spore kłopoty finansowe. Na wywiązanie się z umowy po polskiej stronie specjalnie nikt nie liczy. Według szwedzkiej prasy polskie Ministerstwo Infrastruktury, które wchłonęło dawny resort gospodarki morskiej, tłumaczy swoje opóźnienia pandemią koronawirusa i rekonstrukcją rządu. To ostatnie z pewnością Szwedzi przyjmą z całkowitym zrozumieniem.
Źródło: Newsweek
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU
