Polityka i Społeczeństwo

Politycy PiS przyznali sobie nagrody, czyli hojna dobra zmiana

Politycy PiS przyznają sobie nagrody, czyli hojna dobra zmiana
Fot. P. Tracz / KPRM

Prawo i Sprawiedliwość w swojej retoryce często odwołuje się do obrony interesu zwykłych ludzi przeciw dotychczasowym elitom, które stworzyły “potężny układ” żerujący na finansach publicznych. Wystawne posiłki, nagrody, dodatki i inne apanaże władzy na koszt podatnika były często wyciągane, aby obrzydzić konkurencję polityczną. Jednak medialny przekaz to jedno, a życie, to już całkiem inna kwestia. Okazuje się, że politykom obozu rządzącego niełatwo oprzeć się pokusie pieniądza i sięgają coraz głębiej do publicznej kasy kiedy tylko nadarzy się tylko ku okazja.

Super Express dotarł do informacji jak bardzo hojna dla współpracowników jest premier Beata Szydło. Szefowa gabinetu politycznego premiera Elżbieta Witek w 2016 roku zarobiła na państwowej funkcji aż 204,7 tys zł, czyli około 17 tys zł miesięcznie. Jednak nie sama kwota jest tutaj najbardziej interesująca, ponieważ na wysokich i odpowiedzialnych funkcjach nie można oczekiwać od ludzi, aby pracowali za średnią krajową – uderzyłoby to w jakość personelu. Tym co zwraca uwagę, jest sposób w jaki posłanka Witek uzyskał takie dochody. Wynagrodzenie zasadnicze szefowej gabinetu politycznego to 10 020 zł. Do tego dochodzą różnego rodzaju dodatki w postaci: dodatku funkcyjnego – 2684,2 zł, dodatku stażowego – 20% zasadniczego wynagrodzenia oraz nagrody. Okazuje się, że nagrody w Kancelarii Premiera nie są praktyką wyróżniania za nadzwyczajne osiągnięcia i zaangażowanie zawodowe. Posłanka Elżbieta Witek otrzymała w samym 2016 roku nagrodę indywidualną aż cztery razy! Suma nagród to ponad 30 tys zł. Nie są to praktyki odosobnione, minister Antoni Macierewicz zgarnął 33 tys zł nagrody, a sama premier ponad 60 tys zł. Nagrody w strukturach władzy przestały być bowiem wyróżnieniem, a praktycznie okazały się stałym elementem wypłaty, który pozwala ominąć limity wynagrodzenia zasadniczego. Oficjalnie rządzący mogą utrzymywać fikcję, że szefowa gabinetu politycznego zarabia 10 tys zł, podczas gdy różnego rodzaju zabiegami pobocznymi pensja ta uległa niemal podwojeniu. Jest to hipokryzja polityczna, ponieważ dzięki takiemu rozwiązaniu politycy mogą ukrywać przed wyborcami, ile naprawdę zarabiają grając rolę skromnie wynagradzanych urzędników. Przeciętny obywatel nie rozróżni ich zasadniczego wynagrodzenia od realnej kwoty po wszystkich dodatkach i nagrodach.

Wszyscy pamiętamy jak często PiS powołuje się na słowa minister Elżbiety Bieńkowskiej, że “za 6 tys. zł pracuje złodziej albo idiota”. Okazuje się, że w tym aspekcie rządzący osiągnęli szczyt hipokryzji. Politycy PiS wyznają dokładnie taką samą zasadę, co udowadnia Elżbieta Witek, która z samych dodatków i nagród zarabia ponad 6 tys zł miesięcznie, podobnie jak całe rzesze polityków partii rządzącej. Jedyna różnica jest taka, że Elżbieta Bieńkowska mówiła o niemożliwości zatrudnienia ekspertów z branżowym doświadczeniem w sektorze publicznym jeżeli dysponują oni w sektorze prywatnym wielokrotnie wyższymi wynagrodzeniami. PiS za to realizuje zasadę 6 tysięcy plus dla kolegi królika, którzy często nie ma ani żadnego wykształcenia ani doświadczenia zawodowego predysponującego do wysokiej funkcji państwowej. W taki sposób psuje się państwo, odmawiając w imię pustej retoryki godnej płacy dla fachowców, a w tym samym czasie rozdając sowite apanaże swoim kolegom.

Źródło: se

Fot. P. Tracz / KPRM

Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.

WPŁAĆ

POLUB NAS NA FACEBOOKU

Facebook Comments

blok 1

Redakcja portalu CrowdMedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów nadesłanych przez użytkowników.
Media Tygodnia
Ładowanie