Przełom na mapie gospodarczej świata dokonał się przed pandemią, na progu XXI wieku. Wtedy grupa krajów, nazywanych BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, RPA), skupiająca ponad 40 proc. ludności świata rzuciła wyzwanie grupie G-7 (USA, Francja, Japonia, RFN, Wielka Brytania, Włochy, Kanada), która traciła udział w gospodarce światowej. BRICS nabrały śmiałości, gdy lepiej sobie radziły z kryzysem finansowym 2008-12, niż USA i Europa. Teraz, z wyjątkiem Chin, niezbyt sobie radzą z pandemią, co wymaga sprawnej służby publicznej. Więc nie sądzę, żeby Covid-19 zmienił globalne proporcje. Dla mnie najistotniejsze jest to, żeby być razem w Unii Europejskiej, gdy odejście Wielkiej Brytanii osłabiło naszą zdolność współdecydowania o losach świata. – z europosłem Platformy Obywatelskiej, Januszem Lewandowskim o świecie po epidemii rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Od dłuższego czasu świat zmaga się z Covid-19. Jak Pana zdaniem pandemia wpłynie na światowe gospodarki i najważniejszych graczy na arenie międzynarodowej? Co stanie się z gospodarką Chin, Rosji, USA, Unii Europejskiej, Izraela czy bogatych państw muzułmańskich?
Janusz Lewandowski: Jest to pytanie o trwałość rozwiązań awaryjnych, czyli obecnych reakcji na pandemię i jej skutki. Niekoniecznie te rozwiązania muszą być trwałe i korzystne. Niestety, jesienią 2020 brakuje dobrych wiadomości ze świata. Jedynym pozytywem jest powrót Chin i USA na ścieżkę wzrostu, bo to są motory globalnej gospodarki. Reszta to złe informacje. Jesienny wzrost zachorowań w Europie oznacza ponowne mrożenie gospodarki, już ogłoszone w Francji i częściowo w Niemczech. Rodzi to napięcia społeczne i stawia mylne drogowskazy na przyszłość. Widać, że państwa autorytarne, a nawet despotyczne radzą sobie lepiej z pandemią, niż zachodnie demokracje. Wynika to z narzędzi, które mają, by dyscyplinować obywateli. Może to rodzić przyzwolenie na rosnącą, „opiekuńczą” rolę państwa w zakresie kontrolowania obywateli i wpływu na gospodarkę. W tym sensie spuściznę czasu pandemii uważam za mylny drogowskaz dla demokratycznego świata, jeśli miałaby trwały charakter, zwiększając zapotrzebowanie na wszechobecność państwa..
Czy, Pana zdaniem, możemy spodziewać się po pandemii nowego rozdania? Czy w wyniku koronawirusa na światowej arenie pojawią się nowi gracze w gospodarce i polityce?
Przełom na mapie gospodarczej świata dokonał się przed pandemią, na progu XXI wieku. Wtedy grupa krajów, nazywanych BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, RPA), skupiająca ponad 40 proc. ludności świata rzuciła wyzwanie grupie G-7 (USA, Francja, Japonia, RFN, Wielka Brytania, Włochy, Kanada), która traciła udział w gospodarce światowej. BRICS nabrały śmiałości, gdy lepiej sobie radziły z kryzysem finansowym 2008-12, niż USA i Europa. Teraz, z wyjątkiem Chin, niezbyt sobie radzą z pandemią, co wymaga sprawnej służby publicznej. Więc nie sądzę, żeby Covid-19 zmienił globalne proporcje. Dla mnie najistotniejsze jest to, żeby być razem w Unii Europejskiej, gdy odejście Wielkiej Brytanii osłabiło naszą zdolność współdecydowania o losach świata.
Jeżeli powrócimy do idei państw narodowych i wizji Europy z XIX wieku, zasłużymy na nazwę Stary Kontynent – niegdyś gracz globalny, dziś na emeryturze!
Koronawirus zabija jedne dziedziny gospodarki ﴾transport, turystyka, hotelarstwo, gastronomia), a stymuluje inne ﴾produkcja sprzętu medycznego, przemysł farmaceutyczny, handel internetowy). Zużywamy niewyobrażalne ilości maseczek i rękawiczek jednorazowych, rzadziej latamy samolotami, za to częściej jeździmy samochodami. Jak światowy kryzys ekonomiczny, związany z koronawirusem, odbije się na gospodarczych trendach proekologicznych?
Nazywamy to asymetrycznym szokiem, który nierównomiernie dotyka różne kraje i różne gałęzie gospodarki. Najbardziej narażone są państwa, które są otwarte na handel międzynarodowy, ale żyjące również z turystyki. To jest nieszczęście południa Europy, które doświadcza w ostatnim czasie trzeciego już kryzysu i to w ciągu jednej dekady. Najpierw kryzys finansowy, potem migracyjny, teraz pandemia i restrykcje, które całkowicie kolidują z tradycyjnym, otwartym stylem życia. Mam tu na myśli Włochy, Maltę, Grecję, Hiszpanię i Portugalię.
Natomiast, jeżeli chodzi o Polskę to też jest to szok asymetryczny, bo uderza nierównomiernie w poszczególne branże, ale przez to dotyka bardziej lub mniej poszczególne regiony. Ma to związek z decyzjami rządowymi. Moje Pomorze – region żyjący z turystyki, bardziej cierpi z powodu zamrożenia gastronomii i hotelarstwa, niż polska „ściana wschodnia”. Natomiast bilans proekologiczny koronawirusa wygląda pozytywnie. Skłania do oszczędnego dysponowania zasobami naszej planety. Może to być najbardziej obiecująca lekcja, jaką wyciągniemy z obecnego kryzysu.
Jeśli uwzględni się rywalizację gospodarczą i polityczną między USA a Chinami, czy też Chinami a Rosją, a także spory Unii Europejskiej z USA, Chinami czy Rosją, to w jaki sposób wynalezienie szczepionki i ewentualne opanowanie pandemii może wpłynąć na relacje między tymi państwami, sytuację na arenie międzynarodowej i gospodarkę?
Najbardziej nieprzewidywalnym czynnikiem w przekroju globalnym była i jest prezydentura Donalda Trumpa. Mniej istotne dla nas są wojenki i rozejmy na linii USA- Chiny. W przededniu wyborów w USA nie życzę Trumpowi wygranej, z trzech powodów. Po pierwsze, traktuje NATO, czyli nasze bezpieczeństwo, jak transakcje handlową – jest tyle warte, ile zakupimy sprzętu militarnego USA. Po drugie, źle życzy Unii Europejskiej i jawnie kibicował Brexitowi, który niesie straty dla Unii i Wielkiej Brytanii. Po trzecie, niepokoi jego zażyłość z Putinem. Oby następna prezydentura USA odbudowała sojusz transatlantycki, oparty na wspólnych wartościach.
Jeżeli w wyniku pandemii doszłoby do nowego rozdania gospodarczego i politycznego na arenie międzynarodowej, to gdzie, Pana zdaniem, znalazłaby się w takim układzie Polska?
Polska będzie miała wpływ na rozdania międzynarodowe tylko wtedy, jeżeli odzyska swoją pozycję w Unii Europejskiej. W tej chwili, za sprawą PiS, sami się wykluczamy z procesu decyzyjnego i tym samym wpływu na globalną pozycję Europy. To jest niezwykle kosztowne, również dla polityki wschodniej Unii, istotnej dla naszego bezpieczeństwa. A także dla pozyskiwania funduszy europejskich. Mówiąc wprost: nie widzę, żadnej korzyści z tego rzekomego „wstawania z kolan”, czyli konfliktowania się z Unią Europejską. Widzę wyłącznie straty materialne i wizerunkowe. Co gorsza, ucieczka w mrzonki, zwane Międzymorzem, czyli strefą pośrednią, między Unią i Rosją bardzo sprzyja Kremlowi, który ciągle traktuje nasza część Europy jako utraconą strefę własnych wpływów.
Od dawna mówi się o potrzebie zmian czy też reformy instytucji europejskich oraz całej wspólnoty. Czy Pana zdaniem pandemia może przyspieszyć ten proces?
Unia Europejska nie była przygotowana na kryzysy XXI wieku – finansowy, migracyjny i teraz pandemię. Wszystkie trzy miały swoje źródło poza Europą. Bruksela reaguje na miarę swych możliwości traktatowych i budżetowych. Wnioskiem z kryzysu finansowego była
gruntowna przebudowa strefy euro, by ją uodpornić na gospodarczą niepogodę – wciąż niedokończona robota. W obliczy kryzysu migracyjnego wzmocniono ochronę granic zewnętrznych Unii oraz pomoc finansową dla krajów, które dźwigają ciężar obozów dla uchodźców. W obliczu pandemii Unia już w kwietniu 2020 uzgodniła pakiet pożyczkowy rzędu 540 mld. Euro. Teraz uzgadniany jest Plan Odbudowy, czyli 750 mld. Euro ( w tym 390 mld. dotacji) na zwalczanie skutków pandemii, jako nadzwyczajny dodatek do budżetu UE na lata 2021-27. W przeciwieństwie do trwałych instytucji, które wyrosły z kryzysu finansowego, obecne rozwiązania mają charakter tymczasowy. Trwałe będzie zwiększenie kompetencji Unii w zakresie służby zdrowia, a przełomem jest uwspólnotowienie długu na nieznaną dotąd skalę.
Czy Pana zdaniem po pandemii Unia Europejska, może zacieśnić współpracę w gronie państw, które są w strefie euro, a Polska zostanie wypchnięta?
Wydaje mi się, że niekorzystne scenariusze dla Polski rysują się teraz inaczej, niż wtedy, gdy głównym zagrożeniem wydawała się „pierwsza prędkość”, w postaci strefy euro, wyposażonej w własny budżet i własne instytucje. To zagrożenie nie zmaterializowało się w horyzoncie roku 2027. Prawdziwe ryzyko kryje się w powiązaniu funduszy z zasadą praworządności i innymi zasadami obowiązującymi w wspólnym europejskim domu. Łamiąc te zasady, Polska PiS sama spycha się na margines UE i co gorsza, prosi się o zawieszenie funduszy, tak bardzo potrzebnych w czasie kryzysu i pandemii.
Jakie, Pana zdaniem, zmiany w Unii Europejskiej powinny zostać przeprowadzone w najbliższym czasie?
Unia Europejska zdaje najtrudniejszy egzamin ze swojej użyteczności dla mieszkańców naszego kontynentu od czasu swych narodzin. Dotąd kamieniami milowymi w rozwoju integracji były kolejne traktaty, np. ostatni z Lizbony. Nie jest to jednak czas na niezrozumiałe spory instytucjonalne i traktatowe, ani też wymyślanie kształtu docelowego wspólnoty (tzw. „finalite”). Unia jest projektem otwartym na nowe wyzwania a obecnym wyzwaniem i testem użyteczności jest możliwe szybkie uruchomienie Planu Odbudowy i innych programów pomocowych.
Czy Pana zdaniem Unia Europejska poradzi sobie z pandemią?
Jeden z ojców założycieli Unii – Jean Monnet, mówił, że „Europa hartuje się w kryzysach”. Oby ten optymistyczny pogląd potwierdził się w obecnych, niespokojnych czasach, bo ma to związek z naszym bezpieczeństwem i naszymi szansami rozwojowymi.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU