Gdy Marcin Najman usłyszał, że siły protestujących atakują Jasną Górę, rzucił wszystko i pojechał ratować sanktuarium. Jak wielkie było jego zdziwienie, gdy dotarł na miejsce…
W Polsce od kilku dni trwają protesty po tym, jak Trybunał Konstytucyjny orzekł, że aborcja z powodu poważnych uszkodzeń płodu jest niezgodna z ustawą zasadniczą. Niektóre manifestacje przebiegają pod kościołami; zdarzały się niestety przypadki niszczenia elewacji kościołów. W wielu miastach zbierają się grupy broniące świątyń. Zdarza się, że są to osoby popierające protest, które jednak nie chcą, by niszczyć miejsca kultu, często będące zabytkami.
Zobowiązany do obrony świątyń poczuł się Marcin Najman. Sportowiec-celebryta usłyszał w telewizji, że atakowana przez siły protestujących jest Jasna Góra. Bezzwłocznie ruszył więc, niczym Kmicic, ratować świętego miejsca. Jak wielkie było jego zdziwienie, gdy dotarł do Sanktuarium.
Nie było tam bowiem nikogo. Żadnych wrogich sił. Żadnej bitwy. Ani protestujących, ani nawet Szwedów.
– Z miejsca wsiadłem, przyjechałem, by spełnić obywatelski obowiązek i bronić Kościoła. A to jest jedna wielka prowokacja. Przecież tu nikogo nie ma. Nikt nie atakuje Jasnej Góry. Co wy p…cie za głupoty! Przecież wy tylko podsycacie nastroje, nic więcej – relacjonował Najman na Twitterze. Wojownik MMA, który występuje ostatnio w roli eksperta TVP, osobiście popiera czwartkowe orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego.
Nikt nie atakuje Jasnej Góry to kłamstwa ! pic.twitter.com/QSwy3hwpdd
— Marcin Najman (@MarcinNajman) October 27, 2020
Źródło: Twitter
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU