2300 zł – taką kwotę podatku zapłaci średnio każda kobieta z rocznika 1953. Tak w praktyce będzie wyglądało wyrównanie emerytur, które obiecał PiS w kampanii prezydenckiej.
– Chcemy, aby “sprawiedliwości w tym zakresie stało się zadość” – zapowiadał Mateusz Morawiecki, wspierający aktywnie Andrzeja Dudę w kampanii wyborczej. Premier obiecywał projekt, który miał zagwarantować wyrównanie emerytur 80 tysiącom kobiet z rocznika 1953.
Przypomnijmy: Na skutek zmiany przepisów w 2013 roku kobiety, które przeszły na wcześniejszą emeryturę otrzymały świadczenia niższe o kwotę między 300, a nawet 600 złotych. Przez lata jednak nie dawały za wygraną, walcząc o sprawiedliwość w ZUS-ie i sądach. Ostatecznie w marcu 2019 roku Trybunał Konstytucyjny przyznał im rację. A przepisy z 2013 r. – za niekonstytucyjne.
Szczęśliwy finał? Nic bardziej mylnego. ZUS po wyroku TK podniósł emerytury jedynie 8469 kobietom. Zdecydowanej większości odmówił wyrównania, tłumacząc, że upłynął pięcioletni okres od daty doręczenia decyzji w sprawie emerytury. Dlaczego tak?
Otóż, ZUS dostał takie wytyczne od resortu pracy. Według rządu średnia podwyżka emerytur to ok. 200 zł. Z kolei przeciętne wyrównanie to już 12 tys. 786 zł brutto. I właśnie od tego wyrównania kobiety będą musiały zapłacić ok. 2,3 tys. zł (ok. 2,1 tys. zł to podatek, reszta to składka zdrowotna).
– To się w głowie nie mieści. Nie dość, że kobiety przez lata pobierały niższe emerytury, których obniżenie było bezprawne, to teraz jeszcze państwo za to bezprawie chce od nich dodatkowych pieniędzy – skomentował dr Łukasz Wacławik, z wydziału zarządzania krakowskiej AGH.
Źródło: Wyborcza.biz
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU