W poprzednich latach była deforma Anny Zalewskiej, strajki nauczycieli czy kumulacja roczników i kiedy wydawało się, że najgorsze jest już za nami, wówczas pojawiła się epidemia SARS-CoV-2, która w dużym stopniu wywiera wpływ na funkcjonowanie szkół i przedszkoli. Do tego wszystkiego zamiast stabilizacji w rządzie, mamy do czynienia z kolejną zmianą na stanowisku ministra edukacji, który będzie jednocześnie stał na czele resortu nauki. – z Dorotą Łobodą, przewodniczącą Komisji Edukacji w Radzie Warszawy o nowym ministrze edukacji i szkole w czasach pandemii rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Minął miesiąc od otwarcia szkół. Wzrasta liczba zakażeń, przybywa szkół, które przechodzą na nauczanie zdalne lub hybrydowe, nauczyciele odchodzą od zawodu, a do tego jeszcze rekonstrukcja rządu i zmiany w MEN. Jak sobie radzi polskie szkolnictwo z tak wielkimi wyzwaniami?
Dorota Łoboda: Jest to kolejny rok, który stawia wielkie wyzwanie zarówno przed dyrektorami szkół, jak i samorządami. W poprzednich latach była deforma Anny Zalewskiej, strajki nauczycieli czy kumulacja roczników i kiedy wydawało się, że najgorsze jest już za nami, wówczas pojawiła się epidemia SARS-CoV-2, która w dużym stopniu wywiera wpływ na funkcjonowanie szkół i przedszkoli. Do tego wszystkiego zamiast stabilizacji w rządzie, mamy do czynienia z kolejną zmianą na stanowisku ministra edukacji, który będzie jednocześnie stał na czele resortu nauki. Przemysław Czarnek budzi wiele wątpliwości i kontrowersji. Abstrahując już od faktu, że nie ma doświadczenia w zarządzaniu oświatą, moim zdaniem nie powinien kierować tym resortem ze względu na skandaliczne i radykalne wypowiedzi. Jako poseł nigdy nie należał do Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży, co świadczy o tym, że ten obszar nie leżał w jego polu zainteresowań, a z jego pięciu interpelacji, które złożył w tej kadencji żadna nie dotyczy dziedziny, którą właśnie mu powierzono.
W ciągu pięciu lat mamy trzeciego ministra w resorcie edukacji. Jak to wpływa Pani zdaniem na cały system edukacji?
Niestety potęguje chaos, a to, czego potrzebuje polska szkoła, to spokój i ciągłość w zarządzaniu. Natomiast mamy karuzelę zmian personalnych w rządzie, która dotyka również resort oświaty. Zmiany te są dokonywane w momencie dużego przesilenia i kryzysu, gdyż epidemia jest nieprzewidywalna. To ma negatywny wpływ na funkcjonowanie szkół. W sytuacji, gdy jeden minister zaczyna jakąś politykę zarządzania tym kryzysem odwołuje się go, a na jego miejsce powołuje nowego, który tak jak wspomniałam nie ma doświadczenia. To budzi niepokój i jest dość zaskakujące, bo nie słyszeliśmy uwag premiera co do pracy Dariusza Piontkowskiego. Słuszna krytyka płynęła od strony ekspertów i opozycji, ale ze strony partii rządzącej były raczej pochwały.
Przemysław Czarnek, kandydat na ministra edukacji i nauki, jest znany z mizoginicznych i homofobicznych wypowiedzi. Czy człowiek o tak wyrazistych i kontrowersyjnych poglądach powinien objąć takie stanowisko?
Bardzo delikatnie Pan to ujął, gdyż nie są to kontrowersyjne poglądy. To są w mojej ocenie nieakceptowane poglądy i to nie tylko na tym stanowisku, ale dla ludzi, którzy w ogóle funkcjonują w przestrzeni publicznej. Przemysław Czarnek, i trzeba to bardzo wyraźnie podkreślić, jest homofobem, który uważa, że osoby LGBT nie są równe ludziom normalnym. W innym państwie Unii Europejskiej takie wypowiedzi zamknęłyby mu drogę do jakichkolwiek stanowisk publicznych, a w Polsce taki człowiek zostaje Ministrem Edukacji i będzie odpowiedzialny za dobro wszystkich uczennic i uczniów, również tych nieheteronormatywnych. Nie spodziewam się, żeby nowy minister walczył z dyskryminacją w szkole, prowadził edukację seksualną czy równościową, jak i również dbał o dobro psychiczne i bezpieczeństwo młodzieży LGBT. Niedawno kolejna młoda osoba popełniła samobójstwo, a najprawdopodobniej przyczyną była szkolna homofobia, z którą nowy minister na pewno walczył nie będzie.
Oprócz homofobii, Przemysław Czarnek „chwali” się swoimi skandalicznymi poglądami na temat roli kobiet w społeczeństwie, a będzie również nadzorował resort nauki. W swoich wypowiedziach mówi wprost, że kobiety są powołane do rodzenia dzieci i powinny je rodzić w wieku 20-25 lat, a feminizm miesza im w głowach, zachęcając do robienia kariery. Jak taki człowiek będzie wspierał kariery naukowe kobiet czy traktował studentki, jeśli reprezentuje takie poglądy wobec nich? Kolejna rzecz, która niepokoi, to fakt, że Przemysław Czarnek dopuszcza stosowanie kar fizycznych, a jako minister będzie nadzorował placówki oświatowe. Powierzamy edukację i wychowanie naszych dzieci osobie, która uważa, że bicie dzieci to metoda wychowawcza!
Podobno Przemysław Czarnek ma się zająć reformą programową polskiej szkoły. Czy zgodzi się Pani z tezą, że Przemysław Czarnek będzie domykał ostatni etap reformy edukacji w celu „wyhodowywania” młodzieży na potrzeby wyborcze partii rządzącej?
Kolejną reformę programową zapowiada Ryszard Terlecki, który nie jest specjalistą w dziedzinie edukacji, a w związku z tym, można się spodziewać, że ta reforma nie będzie miała podłoża merytorycznego, a raczej ideologiczno-polityczne. Do tego dochodzi też kwestia, że poprzednia minister edukacji – Anna Zalewska- w 2017 podpisała rozporządzenie wprowadzające nową podstawę programową, która miała być nowoczesna. Oczywiście tak nie jest, ale przecież Prawo i Sprawiedliwość chwaliło tę rzekomą reformę, więc dlaczego teraz mówi o potrzebie zmiany. Co do Pana pytania, to tak naprawdę reforma programowa i pewnego rodzaju ideologizacja szkoły już się dokonała. Natomiast, jeżeli są kolejne zapowiedzi o ponownych reformach to oznacza obranie jeszcze radykalniejszego kursu, niż do tej pory w celu wychowania „nowego Polaka”, który będzie głosował na PiS.
Przemysław Czarnek jako minister będzie również nadzorował uniwersytety. Czy Pani zdaniem łatwo będzie wcielić reformy ideologiczne na uniwersytetach i indoktrynować studentów?
Może być trudniej, gdyż uczelnie mają większą autonomię niż szkoły, wobec czego nie będzie tak łatwo wprowadzić reform, które miałyby na celu ideologizację uniwersytetów. Należy też pamiętać, że na uczelniach uczą się dorośli ludzie, których nie będzie łatwo zindoktrynować. Tutaj spodziewam się większego oporu, co nie znaczy, że minister nie będzie miał zakusów na szkoły wyższe wzorem Węgier, gdzie na przykład studia gender zostały zlikwidowane. Jest to godzenie w wolność uczelni i mam nadzieję, że w Polsce do tego nie dojdzie, ale spodziewam się, że minister Czarnek będzie w tym duchu szedł walcząc z wyimaginowanymi ideologiami.
Dariusz Piontkowski w czasie konferencji prasowej, na której potępił wymalowanie na siedzibie MEN imion dzieci, które popełniły samobójstwo z powodu prześladowań za swoją orientację seksualną, wyraźnie zaostrzył swoją retorykę. Mówił o barbarzyństwie, tych, co farbą „zniszczyli” elewację, a nie odniósł się zupełnie do problemu samobójstw wśród młodzieży LGBT czy choćby do wzrostu liczby samobójstw wśród wszystkich uczniów, od kilku lat prawie pozbawionych opieki psychologicznej i psychiatrycznej. Czy może to być zapowiedź tego, co czeka nas ze strony nowego ministra?
Tak, może to być zapowiedź tego, co czeka nas ze strony nowego ministra, ale jest to również podkreślenie tego wszystkiego, co już się dzieje w polskim ministerstwie edukacji od kilku lat. Samobójstwa młodzieży nieheteronormatywnej są faktem. Według badań, 70% młodzieży LGBT ma myśli samobójcze. W czasie rządów obecnej władzy, żaden minister edukacji nie wypowiedział się jasno na ten temat, mówiąc, że homofobia jest złem, mową nienawiści oraz że rodzi agresję i przemoc w wyniku której cierpią konkretni ludzie. Nigdy nie słyszałam, żeby któryś z ministrów zwołał konferencję po kolejnym samobójstwie, mówiąc, że homofobia to zło, a prawa wszystkich bez względu na orientację seksualną muszą być szanowane. Dariusz Piontkowski pod koniec urzędowania w resorcie wpisał się w tą narrację, a swoją konferencją pokazał, że są ważniejsze dla niego mury resoru, a nie życie uczennic i uczniów, którzy są dyskryminowani ze względu na swoją orientację seksualną.
Systemowa dyskryminację osób LGBT i innych grup społecznych, które nie zgadzają się z władzą. Czy Pani zdaniem żyjemy już w państwie faszystowskim?
Nie. Ja bym takiego słowa nie użyła. Natomiast żyjemy na pewno w państwie, które nie taktuje równo swoich obywateli, systemowo lekceważy prawa człowieka oraz nie widzi potrzeby przyznania równych praw wszystkim obywatelom i obywatelkom. To jest niepokojący kierunek i musimy o tym pamiętać, że takie sytuacje prędzej czy później eskalują. Mowa nienawiści przeradza się w przemoc fizyczną. Fakt, że mamy na to przyzwolenie ze strony władzy i niektórych mediów, może doprowadzić do wydarzeń, które znamy z najnowszej historii.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU