“Nadal liderem obozu pozostaje Kaczyński, a pretendentami do bycia „numerem dwa” są Zbigniew Ziobro i Mateusz Morawiecki. Ten spór nie został rozstrzygnięty. Objęcie przez Kaczyńskiego funkcji wicepremiera nadzorującego m.in. ministerstwo sprawiedliwości ma zapewne dodatkowo wesprzeć Morawieckiego, ale stanu faktycznego nie zmienia. Od 2015 roku Polską rządzi Jarosław Kaczyński. Podział łupów i status Ziobry nie zmieszczą się nawet w pierwszej setce realnych problemów, z którymi borykają się Polacy” – z publicystą i prezesem wydawnictwa Arbitror, Marcinem Celińskim o polityce i sytuacji w Zjednoczonej Prawicy rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Zjednoczona Prawica podpisała porozumienie w sobotę na Nowogrodzkiej w obecności premiera. Sygnatariusze zapewniali, że się cieszą z wyjątkowo ponurymi minami. Dlaczego nie do końca mają powody do radości?
Marcin Celiński: Konia z rzędem temu, kto zna treść tego porozumienia. Coś podpisali, po czym złożyli krótkie oświadczenie, że są nadal w koalicji i tyle. Nie wiemy, co wynika z tej umowy, największa wynikająca z rozmów zmiana – objęcie przez Jarosława Kaczyńskiego funkcji wicepremiera według doniesień nie jest zawarta w dokumencie. Co zatem w nim jest? Zbigniew Ziobro ma zostać na swoim stanowisku. Jakiś resort do spraw rozwoju dostanie Jarosław Gowin, a Morawiecki dalej będzie premierem. Zapytałbym raczej – co takiego się stało, co się zmieniło? Z dużym dystansem podchodzę do nakręconej emocjami atmosfery, która panowała w czasie rozmów, zupełnie nie dostrzegam, co z tego porozumienia wynika dla obywateli. Kryzys w obozie władzy miałby istotne znaczenie, gdyby zdecydowano o przedterminowych wyborach lub jeżeliby zapadłaby decyzja o zmianie lidera i sposobu rządzenia przez Zjednoczoną Prawicę. Nic takiego się nie wydarzyło. Nadal liderem obozu pozostaje Kaczyński, a pretendentami do bycia „numerem dwa” są Zbigniew Ziobro i Mateusz Morawiecki. Ten spór nie został rozstrzygnięty. Cieszyć się mogą tylko krewni i znajomi rządzących, którzy mogli się obawiać że stracą na rekonfiguracji swoje zdobycze w spółkach skarbu państwa czy instytucjach publicznych .
Kto Pana zdaniem zwyciężył w tym sporze?
Trzeba byłoby sobie odpowiedzieć na pytanie – o co chodziło? Bo nie chodziło o ustawę pro zwierzęcą czy bez bezkarnościową. Jeżeli wcześniej ktoś tego nie widział, to po tych ponad dwóch tygodniach negocjacji powinien już to dostrzec. Istotą sporu jest problem który w PiS-ie czy Zjednoczonej Prawicy jest od zawsze, czyli o to kogo Kaczyński namaści na swojego zastępcę czy następcę w tym. Za taką osobę uchodził przed 2012 rokiem Zbigniew Ziobro, potem była secesja i utworzenie Solidarnej Polski, ale plany Ziobry nie uległy zmianie. Stan w którem Kaczyński nikogo oficjalnie nie wyznacza na swojego następcę jest dla Ziobry akceptowalny , ale jeżeli dzieje się inaczej następuje kontrakcja i taką obserwowaliśmy od momentu, gdy Morawiecki został premierem, gdy prezes PiS coraz wyraźniej wskazywał go jako swój preferowany nr 2.
Z tego punktu widzenia faktycznie nastąpił moment ważny rekonstrucja rządu miała ograniczyć wpływy „mniejszych koalicjantów” , a Morawiecki ma zostać wiceprezesem PiS na najbliższym kongresie. To wywołało atak Ziobry. Tego starcia nikt nie wygrał, wszyscy zyskali nieco na czasie. Minister Sprawiedliwości nie dał się wyrzucić za burtę, pokazał że jego środowisko polityczne jest dosyć zwarte i lojalne wobec lidera, nie dał się rozegrać jak Gowin, którego zaplecze w wiosennym sporze z PiS okazało się być mocno niestabilne. Pokazał, że utrata większości sejmowej w przypadku usunięcia Solidarnej Polski z koalicji jest zagrożeniem realnym. Oczywiście Ziobro nie był w stanie osłabić pozycji Morawieckiego, ale skutecznie zablokował jej wzmocnienie.
Jarosław Kaczyński ma wejść do rządu. Czy Pana zdaniem zakończy to wojnę między Ziobro a Morawieckim?
Ten spór zakończy się tylko w jeden sposób, a mianowicie jeden z pretendentów musi wypaść z obiegu politycznego. Mimo chwilowego zablokowania zmian Zbigniew Ziobro jest na słabszej pozycji jako „koalicjant mniejszy”, słabością Morawieckiego jest brak własnego autorytetu na prawicy, on cały czas korzysta z „autorytetu pożyczonego” od Kaczyńskiego. Kaczyński wchodząc do rządu nie przyjmuje żadnej nowej roli. Przez ostatnie lata kierował rządem z tylnego siedzenia, model władzy się nie zmienia, może tylko będzie przyjmował petentów na al. Ujazdowskich a nie na Nowogrodzkiej, choć to też nie jest pewne. W przeciwieństwie do innych komentatorów nie widzę tutaj żadnego przełomu. Jeśli szukać beneficjenta to jest nim Gowin, który powróci do rządu.
Kaczyński jako wicepremier ma podobno kontrolować resorty siłowe i ministerstwo sprawiedliwości. Czy zgodzi się Pan z tezą, że może to być pewnego rodzaju straszak na koalicjantów?
Konstrukcja jaką zaproponował Kaczyński jest wzięta z państw totalitarnych. Różnica jest tylko jedna, a mianowicie od 2015 roku, nie ma w Polsce struktury władzy, w której funkcja miałaby realny związek z uprawnieniami i odpowiedzialnością. Mamy strukturę władzy dworskiej. To znaczy liczy się to, kto jest najbliżej „króla” i wtedy podrzędny urzędnik państwowy może znaczyć więcej niż konstytucyjny minister, który nie ma dostępu do „ucha prezesa”. W nowoczesnych państwach jest to rzadka konstrukcja, ale mamy to nieszczęście że w Polsce się zdarzyła.
Objęcie przez Kaczyńskiego funkcji wicepremiera nadzorującego m.in. ministerstwo sprawiedliwości ma zapewne dodatkowo wesprzeć Morawieckiego, ale stanu faktycznego nie zmienia. Od 2015 roku Polską rządzi Jarosław Kaczyński bez względu na to, jaką akurat funkcję pełni, zakres władzy i skuteczność poszczególnych ministrów nie zależy od ich usytuowania w rządzie, lecz od relacji z Kaczyńskim
Do wyborów parlamentarnych zostały jeszcze trzy lata. Czy po zawarciu nowej umowy koalicyjnej scenariusz wcześniejszych wyborów parlamentarnych jest zupełnie niemożliwy? A może tylko chwilowo odroczony?
Nie. Jak wcześniej powiedziałem nie uważam tego układu za trwały. To jest pewien etap i wcale nie jest powiedziane, że zupełnie nie długo nie będzie kolejnego kryzysu rządowego. Trzeba pamiętać, system jaki zbudował Jarosław Kaczyński, to władza której spoiwem jest klientelizm i nepotyzm. W tak skonstruowanym układzie są niewielkie szanse na rozpad z przyczyn wewnętrznych. Wszyscy mają za dużo do stracenia, a o politykę przecież się nie pokłócą.
Jeśli ta władza miała by upaść przed kolejnymi wyborami, to tylko w wyniku czynników zewnętrznych takich jak kryzys gospodarczy, deficyt budżetowy, rosnący dług publiczny, inflacja i inne czynniki ekonomiczne, które obywatele prędzej czy później odczują. Już wychodzą skutki zarządzania państwa przez PiS, mogą pojawić się dużo większe emocje niż w kwestiach ustrojowych, często abstrakcyjnych dla przeciętnego obywatela. Kwestie bytowe, spadku poziomu życia abstrakcją nie będą. Jeżeli w wyniku tych czynników Zjednoczonej Prawicy zacznie spadać poparcie w sondażach, wówczas ruchy odśrodkowe zmienią swój charakter, część posłów partii rządzącej zacznie żyć w zagrożeniu utraty pozycji. Pojawia się wtedy „ruch piątych czy szóstych mandatów”. Mam tu na myśli posłów, którzy dostają niewielkie ilości głosów, a mimo to wchodzą do Sejmu. Oni pierwsi zdadzą sobie sprawę, że w kolejnych wyborach mogą nie uzyskać mandatów, a co z tym idzie członkowie ich rodzin stracą pracę, możliwości, uzyskaną pozycję. Wypadną z systemu klientelistycznego jako nieprzydatni. To może wywołać zmianę zachowań, a pewnie i preferencji politycznych.
Inną kwestią jest to, że rząd po wyborach prezydenckich zajął się rekonstrukcją, zapominając o problemach zwykłych ludzi. W debacie rządzących nie istniała pandemia, kryzys finansów, reakcje na „pożar” jakim był strajk górników też były mało racjonalne, widzieliśmy raczej obiecanie wszystkiego w zamian za spokój, niż próbę rozwiązania problemu. Może nastąpić kryzys gospodarczy, wywołujący polityczny, co może doprowadzić do wcześniejszych wyborów. Taki wariant jest możliwy, choć nie jest bardzo prawdopodobny. Dodrukowywaniem pieniędzy, wykupem obligacji rządowych przez NBP, gaszeniem branżowych „pożarów” można dotrwać do kolejnych wyborów.
Jak, Pana zdaniem, w czasie ostatniego kryzysu rządowego odnalazła się opozycja? Czy jej działania były racjonalne? Czy mogły być bardziej skuteczne?
Opozycja tak samo jak opinia publiczna, daje sobie wmówić, że tam były jakieś rozmowy o polityce. Tam nie było takich rozmów, tylko kwestia nowego podziału starych łupów. Moim zdaniem wniosek o dymisję ministra Ziobry to był błąd, gdyż jest to wchodzenie w sytuację w której i tak niczego się nie ugra. Od opozycji w tym sporze kompletnie nic nie zależy. Jeżeli przyjmiemy klasyczne kanony działania opozycji w stylu zachodnioeuropejskim to w momencie pęknięcia w obozie władzy powinno się szukać sojuszu z jednym z ugrupowań, najlepiej słabszym, wchodzących w skład koalicji rządzącej. Natomiast w tej sytuacji opozycja zachowała się tak, jakby szukała sojuszu z Jarosławem Kaczyńskim przeciwko Ziobrze. Absurd, prezes PiS nigdy na taki układ nie pójdzie, choć chętnie wykorzysta jako dodatkowy czynnik dyscyplinujący niepokornego ministra.
Mam wielkie pretensję do opozycji, że nie chce być polityczna. W momencie, gdy była rozważana dymisja Ziobry przekroczyliśmy 1000 zachorowań na Covid w ciągu doby. To jest temat polityczny, który należałoby podjąć, wezwać ministra zdrowia do przedstawienia koncepcji walki rządu z pandemią. Do tablicy należy wywołać ministra finansów i porozmawiać o deficycie budżetowym, w budżecie który zdaniem premiera miał być zrównoważony. Jest mnóstwo tematów, którymi, można byłoby się zająć. Na koniec, nie należało kopiować obozu rządzącego i dawać spektaklu pod tytułem „kto będzie przewodniczącym klubu parlamentarnego”, to jest trzeciorzędne w obecnej sytuacji, tak samo jak przyszłość Ziobry i jego relacja z prezesem PiS.
Instrument, jakim jest wotum nieufności oczywiście przy tak zdyscyplinowanej władzy jak PiS nie ma szans w głosowaniu, ale jest znakomity przy wprowadzaniu do debaty tematów politycznych. Dlatego warto stosować je z rozmysłem, dać sobie szansę rozmowy o istotnych tematach, których władza unika. Dziś takimi tematem jest pandemia, choćby fakt, że kończą się miejsca w szpitalach jednoimiennych kiedy dzień bijemy nowe rekordy zachorowań. Służba zdrowia jest w stanie kompletnej niewydolności – co czuje każdy kto próbuje tam się dostać z jakimkolwiek swoim problemem. To dziś temat numer jeden. 90 mld deficytu budżetowego. Dodruk pieniędzy przez NBP i życie sfery publicznej na bliżej niedookreślony kredyt. Czy szykuje nam się kolejny lockdown i na jakich zasadach? To pierwsze sprawy, które dotyczą Polaków i wpłyną na nasze życie. Podział łupów i status Ziobry nie zmieszczą się nawet w pierwszej setce realnych problemów, z którymi borykają się Polacy.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU