Trzeba powiedzieć, że to zaangażowanie polityczne ją zaskoczyło i że nie była na to przygotowana. Nigdy w życiu nie planowała wejścia do polityki, ale trzeba Cichanouskiej przyznać, że kiedy wir wydarzeń rzucił ją w politykę, to się w niej odnalazła. Warto też wspomnieć, że na początku to jej mąż miał kandydować w wyborach. Natomiast, kiedy został aresztowany, podpisy pod listami poparcia zaczęto zbierać na nią, a ona ostatecznie całkiem dobrze sobie z tym poradziła. I to mimo aresztowania kolejnych współpracowników, zastraszania – między innymi odebraniem dzieci, które w końcu udało się wysłać z dziadkami do jednego z państw Unii Europejskiej – z dziennikarką i dyrektorką Biełsat TV Agnieszką Romaszewską-Guzy o wyborach prezydenckich na Białorusi rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Od dwudziestu sześciu lat prezydentem Białorusi niezmiennie pozostaje Alaksandr Łukaszenka. Przez cały ten czas na Białorusi są łamane prawa człowieka i zasady demokracji, ale po raz pierwszy spotyka się to z tak wielkim sprzeciwem Białorusinów, manifestującym się m.in. poprzez poparcie dla opozycyjnej kandydatki na urząd prezydenta. Co się tej wiosny zmieniło na Białorusi?
Agnieszka Romaszewska-Guzy: Moim zdaniem tutaj zasadniczy jest czynnik czasu, a mianowicie nawet największa cierpliwość ma swoje granice. Po pierwsze przez te 26 lat rządy Łukaszenki się wiele razy zmieniały. Z początku Aleksander Łukaszenka był politykiem, który w momencie obejmowania urzędu cieszył się realną popularnością. Prezydent Białorusi stworzył system, który był pewnego rodzaju umową społeczną i to polegało na tym, że obywatele, choć mieli niskie pensje zaczęli czuć się czuć w miarę bezpiecznie. To nastąpiło w latach dziewięćdziesiątych, kiedy Białoruś wychodziła z dużego kryzysu gospodarczego. Łukaszenko wtedy zapewnił ludziom minimum, dzięki, któremu byli w stanie przeżyć po okresie niemal wręcz głodu – i to zadziałało. Ale system który stworzył z był w znacznej części kontynuacja dawnego ZSRR. Źle traktował obywateli, odmawiał im wszelkiego szacunku, podmiotowości i wolności. A po 26 latach system jeszcze w dodatku zaczął się gospodarczo zapadać. Białorusini w wyniku krzywd, które ponosili i nie mam tu na myśli tylko działaczy opozycyjnych, ale zwykłych ludzi, którzy nie byli w nic zaangażowani, po prostu się zbuntowali.
Powiedziała Pani, że władza Łukaszenki obywatelom zbrzydła. Jakie szanse ma kandydatka opozycji – Swietłana Ciechanouska, żeby pokonać Łukaszenkę, za którym stoi cały aparat państwowy i rządowe media?
Gdyby te głosy policzono uczciwie, to Ciechanouska wygrałaby z nim z pewnością. Problem niestety polega na tym, że Łukaszenko zdaje sobie z tego sprawę. W związku z tym, moim zdaniem cały aparat państwowy będzie robił wszystko, żeby nie tylko dyskredytować kandydatkę przez ostatnie dni kampanii, ale i blokować wszelkie jej ruchy i nie dopuścić do jej wygranej. Wybory najpewniej będą sfałszowane, tak jak bywało to już poprzednio. Tyle, że w poprzednich wyborach fałszerstwa były po to, żeby poprawić wynik Łukaszenki, a tym razem może być inaczej. Sądzę, że teraz będą chcieli przepchnąć go kolanem za wszelka cenę.
Łukaszenka kreuje na następcę swego nastoletniego syna. Czy możliwe jest, że na Białorusi powstanie cos w rodzaju „dynastii Kimów”, przez pokolenia rządzących krajem?
O tym mówi się na Białorusi, ale bardziej w charakterze żartu. Moim zdaniem władza Łukaszenki skończy się wiele wcześniej zanim uda mu się osadzić “na tronie” któregokolwiek ze swoich synów, gdyż tak jak wspomniałam ludzie mają go po prostu dość. Sądzę, że wprowadzenie takiego systemu władzy, czyli władzy dziedzicznej jeśli nie jest niemożliwe to przynajmniej bardzo trudne. Mimo wszystko Białoruś nie leży w Azji. Nie mówię, że całkiem, w każdym wypadku niemożliwe, ale trudne.
Kim jest kandydatka opozycji? Jaki wpływ na jej popularność wywarło aresztowanie jej męża?
Ona przede wszystkim jest żoną swojego męża. Pierwsza rzecz, to fakt, że nie jest normalną – typową kandydatką w wyborach prezydenckich. Ciechanouska nie chce rządzić Białorusią. Jej celem, tak jak to formułuje, jest zrobienie pierwszego kroku, czyli odsunięcie Łukaszenki od władzy, wypuszczenie więźniów politycznych, a dalej zorganizowanie nowych wyborów, które byłyby w pełni demokratyczne. Na wiecach to wyraźnie podkreśla, że zamierza rządzić tymczasowo, a po nowych wyborach oddać władze nowemu prezydentowi.
Kim ona jest? Jest z zawodu nauczycielką. Zna język rosyjski, angielski i białoruski. Wychowuje dwójkę dzieci. Jej mąż zajmuje się biznesem i pracował w Rosji, co ułatwiało stawianie mu zarzutów prorosyjskości, ale de facto nie jest to jakiś nadzwyczajna rzecz dla Białorusina pracować w Rosji, ponieważ pracuje tam ich bardzo wielu. Trzeba też powiedzieć, że to zaangażowanie polityczne ją zaskoczyło i że nie była na to przygotowana. Nigdy w życiu nie planowała wejścia do polityki, ale trzeba Cichanouskiej przyznać, że kiedy wir wydarzeń rzucił ją w politykę, to się w niej odnalazła. Warto też wspomnieć, że na początku to jej mąż miał kandydować w wyborach. Natomiast, kiedy został aresztowany, podpisy pod listami poparcia zaczęto zbierać na nią, a ona ostatecznie całkiem dobrze sobie z tym poradziła. I to mimo aresztowania kolejnych współpracowników, zastraszania – między innymi odebraniem dzieci, które w końcu udało się wysłać z dziadkami do jednego z państw Unii Europejskiej.
W momencie, kiedy ludzie zobaczyli, że kobieta i matka dwójki dzieci, zwyczajna Białorusinka taka jak oni, choć tak jak i oni się boi, a jednak chce walczyć z Łukaszenką, pomogli jej. Zresztą to widać po tym jak przyjmowano ją w kraju na manifestacjach. Z tygodnia na tydzień i z miesiąca na miesiąc Swiatłana Cichanouskaja stała się królową białoruskich serc.
Czysto hipotetycznie, jeżeli opozycja wygrałaby te wybory, co raczej jest mało prawdopodobne, jak Pani zdaniem, może to wpłynąć na region i sytuację międzynarodową?
Bardzo ciekawe pytanie. Na pewno byłby to duży problem dla Rosji i de facto dla niemal całej społeczności międzynarodowej, gdyż wszyscy poniekąd przyzwyczaili się do Łukaszenki. Na pewno Rosja zaczęłaby tam instalować jakieś swoje narzędzia wpływu, bo z pewnością nie mieliby zamiaru tego tak zostawić. Będzie to bardzo ostra rozgrywka. Sądzę, że już teraz w sztabie kandydatki mają zainstalowanych jakichś swoich ludzi. Przed wyborami Putin zapewne spróbuje postawić na któregoś z kandydatów. Ale mimo wszystko, z punktu widzenia Moskwy demokratyczne wybory nie są najlepszym wyjściem, gdyż w takim scenariuszu bardzo trudno jest ściśle kontrolować sytuację, a wiemy, że Rosja lubi mieć sytuację pod kontrolą. W sytuacji wyborów demokratycznych i to przeprowadzanych w warunkach takiego wzrostu obywatelskiej aktywności, jaki widzimy teraz na Białorusi, Putin nie będzie mógł być pewien, że wygra jego kandydat. Co więcej nie będzie mógł być pewien, ze jeśli nawet “jego” kandydat wygra – to po objęciu stanowiska, mając szerokie poparcie społeczne, nadal pozostanie w 100% jego kandydatem… Sądzę, że Moskwa obserwuje sytuację z napięciem i pewnym niepokojem. Stawiają wciąż na Łukaszenkę, choć raczej na Łukaszenkę osłabionego, ale zdają sobie przy tym sprawę, że mają nie za duże pole manewru. Z jednej strony nie mają lepszego 100% kandydata, a z drugiej nie mogą sobie też pozwolić na interwencję zbrojną, bo to zasadniczo pogorszyłoby ich sytuację międzynarodową.. Wyobraźmy sobie taką interwencję na terenie Środkowej Europy, moim zdaniem nawet kraj najbardziej liberalnie nastawiony do Rosji zaniepokoiłby się tą sprawą. Przypomnijmy, że Moskwa już ma sankcje za zajęcie Krymu i Donbasu.
Jak będzie wyglądała sytuacja opozycji na Białorusi po wyborach przegranych przez opozycję?
Jeżeli wygrałaby Cichanouska to na pewno pojawi się jakieś pole do działania. Natomiast jeżeli wybory zostaną sfałszowane i kolejną kadencję będzie rządził Aleksandr Łukaszenka, to los opozycji będzie bardzo ciężki. Na pewno będą aresztowania i zaostrzy się kurs. Warto też wspomnieć, że w Polsce mamy coraz więcej pracowników z Białorusi i są to ludzie albo z emigracji politycznej albo niepolitycznej. Po ewentualnej wygranej Łukaszenki moim zdaniem należy się przygotować na to, że liczba Białorusinów w Polsce się zwiększy.
Możemy być przygotowani na bardzo różne scenariusze, począwszy od tego, że opór opozycji zostanie zdławiony, a skończywszy na tym, że ten opór będzie większy niż kiedykolwiek i że zacznie się kruszyć białoruska nomenklatura i struktury siłowe. Każdy z tych scenariuszy jest możliwy. Warto też powiedzieć o jednej rzeczy. Mianowicie opozycja na Białorusi jest różna. To znaczy, można podzielić ją na starą i nową. Stara to są ludzie, którzy byli aktywnie często jeszcze od początku rządów Łukaszenki i mam wrażenie, że im się już za bardzo nie chcę walczyć. W momencie, kiedy pojawiła się Cichanouskaja i jej dwie sojuszniczki ze sztabów niezarejestrowanych kandydatów – Walerego Cepkały i Wiktara Babaryki – to patrzyli na nią bardzo podejrzliwie. Powiedziałabym, że starzy opozycjoniści nie wykazują się tu zmysłem politycznym. Natomiast nowa opozycja to ludzie, którzy pojawili się w latach 2000 i im się chce, choć nie maja za wiele doświadczenia walki z dyktatorskim reżimem. Często bywają wręcz naiwni. To ci ludzie otaczają Cichanouską (z wyjątkami, bo pewna liczba działaczy starej opozycji także jednak przyłączyła się do jej sztabu).
Jeżeli teraz opozycji się nie uda, to czy Pani zdaniem, będzie jeszcze kolejna szansa dla Białorusinów na wywalczenie demokracji?
Nie wiem. Osobiście uważam, że Łukaszenka się kończy, ponieważ problem polega też na tym, że on nie ma do zaproponowania już nic. Białoruś jak wiadomo pod względem gospodarczym i politycznym jest uzależniona od Rosji, a więc jeżeli Moskwa zamknie dostęp do gazu lub ropy i co ważniejsze to do swoich rynków zbytu, to nastąpi zapaść gospodarcza i ludzie i tak wyjdą na ulicę. Teraz jest taka kwestia, albo Rosja pomoże i uda się jeszcze na chwilę to odbudować, albo Moskwa nie zechce pomóc i od razu postawi na innego kandydata, to wtedy Łukaszenka upadnie szybciej. Generalnie Łukaszenka to już polityk bez wielkiej przyszłości – tak bym to określiła. Te wybory to początek jego końca. Jedyne pytanie – jak bardzo długi będzie ten koniec i jak tragiczny dla Białorusinów?
Powiedziała Pani o uzależnieniu gospodarczym Białorusi od Rosji. Czy Pani zdaniem, jeżeli Łukaszenko się skończy jest możliwe, żeby Białoruś stała się nie półkolonią, a kolonią rosyjską?
Czy stanie się kolonią? W tym momencie trudno powiedzieć. Zapewne nowy prezydent, który nastąpiłby po Łukaszence miałby lepszą pozycję negocjacyjną z Moskwą, bo byłby popierany przez naród. Z drugiej zaś strony nowa głowa państwa będzie zaczynała z tego miejsca, na którym kraj postawił teraz Łukaszenka. Natomiast, według mnie opcja, by Rosja całkowicie, także formalnie pozbawiła Białoruś niepodległości nie stoi teraz na agendzie, gdyż tak jak wspomniałam wcześniej, byłoby to nieopłacalne dla Putina ze względu na kolejne sankcje i nie tylko. To byłoby zbyt duże ryzyko, zwłaszcza po Ukrainie. Sądzę, że szansę na rosyjską interwencję jest znikoma, ale Rosja na pewno nie zamierza tej sprawy odpuścić. Na pewno będą mieszać w politycznym kotle na Białorusi i próbowali przejąć kontrolę wszelkimi dostępnymi sposobami. Poprzez oddziaływanie dezinformacyjne, grę wywiadu, naciski ekonomiczne. Ostateczny los Białorusi w dużej mierze zależy też od wewnętrznej sytuacji w Rosji.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU