Wygląda na to, że do dzisiaj nikt nie wyciągnął wniosków z katastrofy pod Smoleńskiem. Wszystko wskazuje na to, że po raz kolejny złamano obowiązujące procedury w przypadku lotów z najważniejszymi osobami w państwie. Wywierano także naciski na pilotów.
Lot prezydenta Dudy z Babimostu k. Zielonej Góry miał status HEAD, czyli był to lot najważniejszej osoby w państwie. Taki rodzaj lotu jest obwarowany ścisłymi procedurami zawartymi właśnie w instrukcji HEAD. Jak informuje Gazeta Wyborcza lot był zaplanowany 2 lipca na godz. 21.15, ale się opóźnił – Samolot nie zdążył wystartować przed zamknięciem lotniska, czyli do godz. 22. Kolumna prezydencka wjechała na jego teren dopiero na 12 minut przed tym czasem. Jak opowiadają nam pracownicy lotniska, zamiast pośpieszyć się, ekipa prezydenta zaczęła robić sobie zdjęcia – opisuje gazeta.
Lotnisko jest monitorowane na dwa sposoby – bezpośrednio przez kontrolera siedzącego na wieży w porcie – a ten kończył pracę o 22 lub zdalnie z poznańskiej Ławicy – Nikt z kancelarii prezydenta nie zgłosił, że wylot się opóźni. Gdy kontroler wychodził z wieży, samolot z prezydentem nie był gotowy do startu. Zrobiło się zamieszanie – mówi Wyborczej osoba pracująca na lotnisku. Po godz. 22 na lotnisku nie powinny się odbywać żadne operacje.
Zaczęło się załatwianie procedur z wydłużeniem pracy lotniska. Kontroler na wieży poinformował, że zakończył pracę, ale będzie obserwował “jak się rozwija sytuacja”. W tym czasie w samolocie zaczęto wywierać naciski na kapitana – Wieżyczko, jak to czasowo jest, bo tu z tyłu nas pytają najważniejsi pasażerowie co się dzieje – mówił kapitan do wieży. Kontroler odpowiedział, że zdaje sobie sprawę i wszyscy robią co mogą. Pilot ponowie dał do zrozumienia, że jest naciskany i musi coś im powiedzieć.
Choćby port działał, kluczowe jest jednak to, że nie było już kontroli ruchu – pisze dziennik. Do wystartowania samolotu potrzebna była formalna zgoda kontrolerów ruchu i według informacji gazet jej nie było, ponieważ wieża był wtedy już zamknięta. Prezydencki lot został przejęty później przez Ławicę – W stenogramie czytamy, że kontroler w Babimoście jeszcze przypominał kapitanowi samolotu, by z nią nawiązać kontakt – czytamy.
Według informacji gazety piloci tego lotu zostali zwieszeni. Jacek Krawczyk, unijny ekspert lotniczy, uważa, że kapitan się skompromitował, bo pozwolił wywierać na siebie presję, a to przecież on ponosi odpowiedzialność za cały lot. Według Krawczyka przerażająca jest postawa kontrolera lotu, który próbuje pomagać już po pracy – Kontroler mówi “mnie tu nie ma, ale jestem”. Za coś takiego traci się pracę, bo bezpieczeństwo jest najważniejsze – mówi Wyborczej.
Źródło Gazeta Wyborcza
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU