Już w niedzielę odbędzie się I tura wyborów prezydenckich. Gdyby nie zmiana terminu wyborów skład kandydatów na najwyższy urząd w państwie byłby zupełnie inny. Tym samym inaczej potoczyłyby się losy naszego kraju. W tym tekście przypomnimy wam inne tego typu sytuacje z ostatnich 30 lat, gdy niemal przypadek decydował o ostatecznym wyniku elekcji
Tymiński wchodzi do II tury
Zacznijmy chronologicznie – od 1990 r. Właściwie wszystko wydawało się wtedy jasne. Do II tury wyborów prezydenckich wejdzie Lech Wałęsa i Tadeusz Mazowiecki, a potem któryś z nich – obu wywodzących się z Solidarności – zostanie głową państwa.
Nikt nie przewidział, że wszystko zmieni Stan Tymiński. Dziś pamiętają o nim pasjonaci, ale 30 lat temu był odkryciem polskiej polityki. Zwłaszcza jeśli chodzi o marketing. Ten nieznany wcześniej polski biznesmen z Peru atakował w czasie kampanii Mazowieckiego, a następnie Wałęsę. Do historii przeszła jego słynna czarna teczka, w której miał mieć… no właśnie, wyborcy nie wiedzieli co. Sugerowano jednak, że to swoista puszka Pandory dla polskich polityków.
Efektem barwnej kampanii (i przeraźliwie nudnej promocji Mazowieckiego) było wejście do II tury właśnie Tymińskiego i Wałęsy.
Emocje, jakie budził Tymiński, dobrze oddaje poniższe video:
Kwaśniewski vs. Wałęsa
Choć dziś Kwaśniewski jest uznawany za jednego z najpopularniejszych byłych prezydentów, w 1995 r. niewiele brakowałoby, by w ogóle nie wszedł do II tury z Wałęsą. Po pierwsze startował z niskim poparciem. Dopiero tytaniczną pracą i – ponownie! – nowoczesnymi metodami promocyjnymi zniwelował początkową różnicę.
Po drugie, kandydat SLD zataił, jak się potem okazało, to, że nie ma wyższego wykształcenia. W tej sprawie przeciwnicy Kwaśniewskiego skierowali do Sądu Najwyższego ok. 600 tys. protestów wyborczych. Dopiero 9 grudnia instytucja uznała ważność wyborów i młody polityk mógł swobodnie objąć urząd.
UW nieświadomie pomaga Olechowskiemu
Dla młodszych czytelników: ponad 20 lat temu na polskiej scenie politycznej jedną z ważniejszych partii była Unia Wolności (UW). To jej działaczami byli m.in. Mazowiecki czy Bronisław Geremek. W 2000 r. nie wystawiła jednak swojego kandydata na prezydenta! Okazało się to gwoździem do trumny dla i tak powoli słabnącego ugrupowania, ale ważniejsze jest tu coś innego. Brak kandydata centrowego oznaczał szansę dla Andrzeja Olechowskiego. Ten wystartował jako polityk niezależny.
Ostatecznie – mimo skromniejszego budżetu na promocję – prześcignął w wyborach Mariana Krzaklewskiego, lidera Akcji Wyborczej Solidarność. Drugie miejsce w wyścigu do Pałacu (obyło się bez II tury, bowiem Kwaśniewski wygrał walkę o reelekcję w pierwszej) pozwoliło Olechowskiemu zbudować na tyle duży kapitał społeczny, że już parę miesięcy później startował on z Donaldem Tuskiem i Maciejem Płażyńskim z nową partią – Platformą Obywatelską.
Tusk w drugiej turze
Dochodzimy do czasów, gdy na polskiej scenie politycznej powstawał PO-PiS. Jaka jest jednak geneza konfliktu pomiędzy obiema partiami? To temat na dłuższy artykuł. Jednym z czynników było zapewne starcie się ze sobą w II turze wyborów prezydenckich w 2005 r. Donalda Tuska z Lechem Kaczyńskim. Do tego ostatniego mogłoby jednak nie dojść…
Dziś mało osób pamięta, że 15 lat temu o prezydenturę chciało walczyć dwóch interesujących kandydatów. Pierwszym był Włodzimierz Cimoszewicz, który jako kandydat SLD mógłby przejąć pałeczkę po Kwaśniewskim. Pierwsze sondaże dawały mu duże szanse na wejście do II tury.
Drugim graczem był Zbigniew Religa, były kardiochirurg, który chciał startować jako polityk niezależny.
Co ciekawe, obaj zrezygnowali z walki o prezydenturę. Wokół Cimoszewicza wybuchła afera dot. jego operacji giełdowych (ponownie: to także temat na osoby tekst; warto dodać, że polityk SLD po latach okazał się niewinny), zaś Religa sam wycofał się z wyborów i przekazał swoje głosy Tuskowi.
Gdyby cała trójka – Cimoszewicz-Religa-Tusk – jednocześnie startowała w elekcji, nie jest jasne, który z nich wszedłby do II tury.
Bronisław Komorowski przegrywa z Dudą
Ostatnie wybory, z 2015 roku, pamięta większość z nas. Największym zaskoczeniem było w nich to, że przegrał je Bronisław Komorowski, któremu w reelekcji miało przeszkodzić tylko przejechanie po pijanemu na pasach zakonnicy w ciąży.
To jednak nie wszystko wielkim zaskoczeniem był sukces Pawła Kukiza, który walkę o prezydenturę startował z poparciem sięgającym 1 proc., a zajął trzecie miejsce na podium
Jak więc widzicie, w wyborach wszystko może się zdarzyć. Pokazuje to piękno i siłę demokracji (a nierzadko jej mroczne oblicze). W każdym razie to chyba najlepszy argument, by w niedzielę wziąć udział w tym święcie demokracji.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU