Z redaktorem „Gazety Wyborczej” Wojciechem Maziarskim o mediach publicznych, dziennikarstwie i polityce, rozmawiał Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Czy po odsunięciu PiS-u od władzy będzie potrzebna pewnego rodzaju debata w środowisku dziennikarskim na temat mediów publicznych?
Wojciech Maziarski: Myślę, że nie tyle będzie potrzeba, tylko to jest po prostu nieuniknione. Oczywiście, że będzie taka debata i ona już się zaczyna, tylko niezbyt intensywnie, gdyż na razie niewiele można zrobić, dopóki obecna władza się nie zmieni.
Przedmiotem sporu na pewno będzie istota tych zmian. Po pierwsze, pojawi się pokusa, by nowa władza nic nie zmieniała w strukturze mediów państwowych, tylko po prostu przejęła nad nimi kontrolę.
Drugim stanowiskiem zapewne będzie, żeby media uspołecznić, czyli odebrać je politykom władzy i poddać je ponadpartyjnej kontroli społecznej. To postulat popularny w środowiskach dziennikarzy, artystów, twórców. Sęk w tym, że konstytucja dzisiaj też to gwarantuje – właśnie w tym celu powstał system nadzoru nad mediami publicznymi z Krajową Radą Radiofonii i Telewizji, która w założeniach miała być ponadpartyjna i niezależna. Cała ta struktura miała temu służyć, żeby te media nie mogły zostać przejęte przez jedną partię, tylko żeby były neutralne w swoim przekazie.
A trzecie stanowisko będzie najradykalniejsze: media partyjne są niepotrzebne i należy je zlikwidować i sprywatyzować, ewentualnie w łagodniejszej wersji – zrobić to, co zaproponował Rafał Trzaskowski: ograniczyć media publiczne do sfery kultury, a wyeliminować z nich programy informacyjne i publicystykę polityczną.
W takiej debacie te trzy stanowiska będą się ścierały. Sądzę, że najsilniejszą grupą są ci, którzy będą chcieli te media zachować i uspołecznić. Ja osobiście jestem jednak zwolennikiem radykalniejszego rozwiązania, gdyż nie widzę uzasadnienia dla tego, żeby państwo miało utrzymywać telewizję. Państwo nie ma gazet ani portali internetowych, więc dlaczego ma mieć telewizję?
Wszystkie cele mediów publicznych mogą być realizowane przez media prywatne. Już dziś funkcja informacyjna jest realizowana przez te stacje, które mamy – TVN24, Polsat News, Superstację, TV Republika i nie ma żadnych powodów, żeby obok nich istniała jeszcze telewizja państwowa.
Owszem, gotów jestem zaakceptować system amerykański, gdzie istnieje misyjna telewizja publiczna PBS, ale nie jest ona państwowa. To sieć prywatnych stacji, których właścicielami są organizacje pozarządowe. Jest utrzymywana ze zbiórek społecznych, darowizn od prywatnych przedsiębiorstw i fundacji oraz w mniejszym stopniu z dotacji państwowych. Na tak rozumianą telewizję publiczną jestem w stanie się zgodzić.
Dotychczasowe polskie doświadczenia pozwalają sporządzić dość miarodajny bilans korzyści i ryzyk wynikających z istnienia mediów państwowych – i widać wyraźnie, że zagrożenia przeważają. Dlatego najlepiej byłoby przekształcić te media w prywatne lub w społeczno-fundacyjne.
To moim zdaniem byłoby wyjście idealne, ale patrząc realistycznie, wątpię, żeby to stanowisko się przebiło i raczej czeka nas powrót do modelu sprzed 2015 roku.
Czy po doświadczeniach ostatnich 5 lat widziałby Pan potrzebę stworzenia jakiegoś nowego kodeksu etyki dziennikarskiej?
Myślę, że nie jest to kwestia kodeksu etyki dziennikarskiej, gdyż takie kodeksy są i każdy uczciwy dziennikarz intuicyjnie wie, jak należy postępować. Problemem nie jest brak wiedzy o tym, co to jest uczciwe dziennikarstwo. Problem polskich mediów państwowych ma charakter strukturalny. To znaczy, że media po objęciu władzy przez daną partię dostają się w ręce polityków, którzy mogą nimi manipulować w celach partyjnych.
Jakie według Pana narzędzia należałoby przedsięwziąć, żeby w nowym układzie sił, który niewątpliwie prędzej czy później nastąpi, telewizja publiczna nie została znów podporządkowana przez polityków?
Nie da się stworzyć takich narzędzi, żeby władza z zapędami dyktatorskimi nie podporządkowała sobie instytucji państwowych. PiS w tej chwili podporządkował sobie wszystko, co jest w rękach państwa. Nie udało mu się natomiast w pełni podporządkować sobie prywatnych przedsiębiorstw – i stąd jego wrzaski o dekoncentracji czy repolonizacji prywatnych mediów.
Jedynym sposobem na zmniejszenie wpływu ugrupowań o zapędach populistycznych moim zdaniem jest ograniczenie własności państwa, szczególnie w tych strefach, gdzie nie jest ona potrzebna.
Jak długo wolne media prywatne dadzą radę się bronić przed cenzurą i przed ich zawłaszczeniem przez partię rządzącą?
To zależy od wyniku wyborów prezydenckich. Jeżeli Andrzej Duda przegra, a prezydentem zostanie jeden z kandydatów opozycji, to rokowania dla mediów są dobre.
Natomiast, jeżeli Duda wygra wybory, to moim zdaniem zaraz po wyborach nastąpi atak na media i samorządy. To będą pierwsze cele politycznej ofensywy, gdyż są to dwie dziedziny, nad którymi PiS nie ma jeszcze pełnej kontroli. Już jesteśmy świadkami ataków na media i doskonale to pokazuje sytuacja z Programem Trzecim Polskiego Radia i piosenką Kazika. Dla PiS-u niezależne media są szczególnie niebezpieczne, gdyż jak pamiętamy w ciągu ostatnich lat nieraz widzieliśmy różne afery i tematy niewygodne dla władzy o których mówiły niezależne media. Myślę, że Kaczyński ma tego już dość, a teraz kończy powoli domykanie systemu i czeka na okazję, żeby się z nimi rozprawić.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU