Nie milkną echa piątkowej wizyty Mateusza Morawieckiego w jednej z gliwickich restauracji. Premier próbował już niezręcznie tłumaczyć, dlaczego podczas obiadu on i jego towarzysze nie przestrzegali obowiązujących zasad sanitarnych. Teraz premierowi w sukurs przyszedł rzecznik rządu. I chyba jeszcze bardziej zaszkodził.
Wiemy już, że „twój ból jest lepszy niż mój”, teraz okazuje się, że „twoje spotkania są lepsze niż nasze”. Już wcześniej pisaliśmy, że ważni politycy PiS niespecjalnie stosują się do wprowadzonych przez siebie zaleceń. Przykład dał 10 kwietnia Jarosław Kaczyński, ochoczo czerpią z niego i prezydent Andrzej Duda, i premier Mateusz Morawiecki.
Morawiecki odwiedził gliwicką restaurację, której właściciele skorzystali z Tarczy Finansowej. Zdjęcia z wizyty opublikowała Kancelaria Premiera. I zaczęła się burza, ponieważ fotograf uwiecznił premiera, który siedzi przy jednym stoliku z właścicielami restauracji. Żadna z osób nie ma na sobie maski, nie mówiąc już o zachowaniu odstępu 1,5 metra.
Restauracje zostały otwarte w ramach kolejnego etapu odmrażania gospodarki. Jednak ich funkcjonowanie jest obłożone szczegółowymi wytycznymi. Według zasad przy jednym stoliku może przebywać rodzina lub osoby wspólnie mieszkające. W innym przypadku, powinny zachować między sobą odległość 1,5 metra lub powinna być między nimi przegroda z pleksi.
W #Gliwice premier @MorawieckiM spotkał się z właścicielami restauracji "Wanilia", którzy skorzystali ze wsparcia w ramach #TarczaFinansowa. pic.twitter.com/KBJjGGiTfx
— Kancelaria Premiera (@PremierRP) May 22, 2020
Nie jest raczej tajemnicą, że Mateusz Morawiecki i właściciele gliwickiej restauracji nie mieszkają w jednym domu. Premier tłumaczył się w inny sposób. Otóż stwierdził, że „pewne odległości są zalecane, a nie nakazywane”. Była to bardzo nieprzemyślana wypowiedź. Po pierwsze – nawet zakładając, że faktycznie zasady są „zaleceniem, nie nakazem” – premier pokazuje, że nie przejmuje się zaleceniami swojego własnego rządu. Po drugie, ustanawia precedens i daje przykład innym obywatelom, którzy też mogą „zalecenie” zignorować.
Sprawę starał się jeszcze wybronić rzecznik rządu, Piotr Müller. Niestety, jego tłumaczenie chyba jeszcze bardziej nie przysłuży się premierowi. W rozmowie z TVN24 Müller z rozbrajającą szczerością przyznał, że premier nie wiedział, iż zachowanie minimalnej odległości jest obowiązkowe.
– Premier został źle poinformowany, bo okazało się, że zostało to wydane w formie zalecenia obowiązującego. Z naszej winy, zaplecza premiera Morawieckiego, premier o tym nie wiedział. Za to chciałem przeprosić – tłumaczył rzecznik rządu.
Okazuje się więc, że premier, który obowiązujące restrykcje na konferencjach prasowych, sam nie wie, jakie obowiązują zasady. Pytanie, czy dotyczy to tylko „minimalnych odległości”, czy także innych spraw.
Źródło: RP
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU