Za kadencji Grzegorza Schetyny u sterów Platformy Obywatelskiej Rafał Trzaskowski był przez niemal wszystkich przymierzany do praktycznie wszystkich państwowych stanowisk i funkcji wewnątrz partii. Wszystko po to, aby użyć go do zdestabilizowania największej partii opozycyjnej ku uciesze PiS i lewicy cieszącej się w mediach poparciem niewspółmiernie dużym do tego w społeczeństwie.
Rafał Trzaskowski nie posłuchał „dobrych rad” i lojalnie współpracował z Grzegorzem Schetyną. Został kandydatem na prezydenta Warszawy i choć początki miejskiej kampanii miał bardzo trudne, w pewnym momencie przełamał się, poczuł swoją rolę, zrozumiał swój potencjał i wygrał wybory już w I turze. Wówczas ataki na niego ruszyły dokładnie w momencie, gdy oznajmił, że nie zamierza rozbijać partii od środka i szanuje przywództwo Schetyny.
Dzisiaj, ci sami ludzie, którzy tydzień temu bardzo wysoko oceniali zarządzanie przez niego stolicą, kwestionują jego kompetencje do zostania głową państwa i zdają się odwracać od niego plecami, jednocześnie uważając siebie za przeciwników PiS i zwolenników opozycji. Tak się nie da. Żaden prawdziwy i rozsądny zwolennik Platformy Obywatelskiej czy opozycji w szerszym ujęciu, nie odwróci się od Rafała Trzaskowskiego.
Rafał Trzaskowski będzie miał bardzo ciężko wygrać w tych warunkach, ale jedno już mu się udało – dał nadzieję, że to w ogóle możliwe. Choćby nawet tylko z tego powodu zasługuje na zaufanie i życzliwość. Ze zdumieniem obserwuję też, że pojawiają się głosy krytyki wobec przewodniczącego PO Borysa Budki, że zmienił kandydata swojej partii na najwyższy urząd w państwie. Budka podjął jedyną słuszną decyzję w tych konkretnych warunkach, z którymi mamy dziś do czynienia. Jego kadencja w partii kończy się 29 stycznia 2024 roku i to w okolicach tej daty będzie dobry moment na rozliczenie go ze sprawowania funkcji.
Oddzielną kwestią jest reakcja partii władzy. Jarosław Kaczyński w wypowiedzi dla Polskiego Radia łaskaw był zwierzyć się, że „zwycięstwo Trzaskowskiego oznacza paraliż państwa”. Paraliżu państwa się nie obawiam. Rafał Trzaskowski doskonale wie, że bezmyślnym wetowaniem wszystkiego, co przychodzi od rządzącego PiS, bardzo szybko zacząłby znacząco tracić społeczne poparcie, a zatem choćby z tego powodu wykluczam, że mógłby postępować głupio. Wiem natomiast na sto procent, co na pewno skończy się, jeśli prezydent Trzaskowski 6 sierpnia zostanie zaprzysiężony – bezkarne złodziejstwo polityków PiS i ludzi z nimi powiązanych.
Spodziewałem się, że Rafał Trzaskowski zostanie prezydentem za 10 lat – po swojej dekadzie w stołecznym ratuszu oraz po dekadzie Donalda Tuska w Pałacu Prezydenckim. Cieszę się, że zrozumiał powagę oraz nadzwyczajność obecnej sytuacji i przyjął to wyzwanie. Nie rzucajcie w niego kamieniami, bo to porządny człowiek.
Jeśli wygra, upadnie sens politycznego istnienia Sebastiana Kalety i Jana Kanthaka, których niemal codzienne konferencje prasowe o wydumanych aferach w Warszawie zarządzanej przez Trzaskowskiego wtopiły się w stołeczny krajobraz jak Pałac Kultury. Sądzę jednak, że jakoś sobie z tym poradzimy.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU