Rząd wdraża kolejny etap odmrażania gospodarki, którego częścią ma być między innymi otwarcie przedszkoli. Tymczasem wskaźnik reprodukcji wirusa w Polsce wciąż jest na dość wysokim poziomie. – Przyspieszamy działania, ale możliwy jest krok wstecz – mówi Mateusz Morawiecki.
Polski plan powrotu do „nowej normalności” jest ładnie rozpisany, ale brakuje w nim konkretów – choćby szacowanych dat wdrożenia kolejnych kroków. Rząd posługuje się słowem „etap”, który może oznaczać zarówno dwa tygodnie, jak i dwa miesiące. Oczywiste jest, że plan jest elastyczny i zależy od rozwoju sytuacji – jeżeli zachorowań będzie mniej, to łagodzone będą kolejne obostrzenia. Prowadzi to jednak do lekkiego bałaganu. Z jednej strony otwieramy galerie handlowe, z drugiej minister zdrowia mówi, że szczyt zachorowań przed nami. Fryzjerzy nie wiedzą, kiedy mogą wznowić swoją pracę (za miesiąc? Za tydzień?), a z drugiej strony samorządy dowiadują się z konferencji prasowej, że mają otworzyć żłobki i przedszkola.
Czechy odmrożone w czerwcu
Mateusz Ratajczak z portalu Money.pl porównał wdrażanie polskiego modelu do modelu czeskiego. Jak zauważa w swojej analizie, Czesi dość szybko zareagowali na sytuację, wprowadzając obostrzenia. Obowiązek noszenia masek pojawił nie za naszą południową granicą już w połowie marca. 20 kwietnia zaś ruszył pierwszy etap czeskiego odmrażania – na początek jest to otwarcie targowisk, sklepów specjalistycznych czy salonów samochodowych. Tydzień później nasi sąsiedzi zrobili kolejny zaplanowany krok – wznowili funkcjonowanie bibliotek, siłowni czy galerii handlowych średniej wielkości.
I tak rozpisano każdy z pięciu etapów czeskiego planu. Następna faza ma rozpocząć się 11 maja, 25 maja Czesi usiądą już w restauracyjnych ogródkach, do pracy wrócą fryzjerzy. Ostatni etap zaplanowano na 8 czerwca, gdy w całości otwarte zostaną restauracje, kina i galerie handlowe.
Zmniejszyć wskaźnik reprodukcji
Jak zauważa autor analizy, kluczowa przy wdrażaniu planu jest sytuacja chorobowa w danym kraju. Premier Morawiecki cieszył się, że w Polsce jest coraz więcej osób, które wyzdrowiały, niż tych, które zachorowały, ale to nie znaczy, że możemy powiedzieć, iż pokonaliśmy epidemię. Portal Money.pl porównał liczbę nowych zakażeń w Polsce, Austrii i Czechach. W Czechach i Austrii widoczna jest tendencja spadkowa, u nas – jeszcze nie. Obostrzenia wprowadzone przez rząd zdały egzamin – udało się kontrolować epidemię. I na tym etapie można mówić właśnie o kontroli, jeszcze nie o wygrywaniu. Czy więc drugi etap nie został wprowadzony trochę za wcześnie?
Jak informuje Money.pl, wskaźnik reprodukcji w Polsce wynosi 1,11. Wskaźnik ten pokazuje, ile osób zaraża nosiciel koronawirusa w ciagu tygodnia. Na starcie epidemii wynosił on około 3, a wartość poniżej 1 oznacza, że epidemia zaczyna wyhamowywać. Nasze 1,11 wskazuje, że jeden chory może przekazać wirusa więcej niż jednej kolejnej osobie. W Czechach to obecnie 0,84, w Austrii – 0,55. Średni wskaźnik dla świata to 1,15. Po drugim etapie odmrażania Polska musi zanotować spadek, by możliwe były kolejne kroki.
– Działamy szybko, ale elastycznie. Teraz przyspieszamy działania, ale możliwy jest krok wstecz – przyznał jednak Mateusz Morawiecki.
Źródło: Money.pl
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU