PiS dąży do przeprowadzenia wyborów prezydenckich w formie korespondencyjnej. Pod płaszczykiem dbałości o Konstytucję i demokratyczne prawa obywateli przygotowali jednak projekt mający mnóstwo luk. Nie tylko złamaniem zasady tajności, lecz także umożliwia oddanie głosu za kogoś innego.
Kilka lat temu politycy PiS stanowczo twierdzili, że wybory korespondencyjne są niekonstytucyjne, grożą fałszerstwem i ogólnie są zaprzeczeniem święta demokracji. Dziś optyka się zmieniła – ewentualne wypaczenie wyniku w ogóle Jarosławowi Kaczyńskiemu i spółce nie przeszkadza.
A takie ryzyko jest całkiem spore. Po pierwsze – projekt PiS umożliwia oddanie głosu za inną osobę. Nie da się bowiem zweryfikować, kto faktycznie postawi krzyżyk na karcie do głosowania.
Pakiety, które trafią do wyborców, składać się będą z kilku elementów. Najważniejsze to karta do głosowania oraz oświadczenie o osobistym oddaniu głosu, na którym należy wpisać swoje dane osobowe, w tym PESEL. To właśnie PESEL będzie identyfikował wyborcę. Zaklejona, mniejsza koperta z głosem trafi wraz z oświadczeniem do większej koperty zwrotnej. Tę w dniu wyborów trzeba będzie umieścić w specjalnej skrzynce.
Jako że nie będzie istniała inna weryfikacja oddania głosu, już widać, że może dochodzić do nadużyć. Nie da się bowiem stwierdzić bez żadnych wątpliwości, kto rzeczywiście postawił krzyżyk na karcie. Wystarczy znać czyjś PESEL, by wypełnić pakiet wyborczy. Oczywiście, projekt przewiduje za użycie czyjegoś pakietu karę do 3 lat więzienia, ale w praktyce takie przestępstwo będzie trudne do udowodnienia.
Teoretycznie istnieje też możliwość oddania głosu w czyimś imieniu z wykorzystaniem swojego pakietu. Wystarczy wpisać dane innej osoby mieszkającej w tym samym okręgu wyborczym. Jeżeli ona także wyśle swój głos, oba będą nieważne. A wykrycie sprawcy fałszerstwa znów będzie w praktyce niemożliwe.
– Sam pomysł stworzenia procedury dla wyborów czysto korespondencyjnych jest sensowny, choć bardzo ambitny. Musiałoby to być zorganizowane w sposób spokojny i solidny, na pewno nie w ciągu kilku tygodni. Ryzyko, że coś pójdzie nie tak, jest całkowicie realne. Napięcie po takich wyborach, nawet jeśli nie doszłoby do większych naruszeń, byłoby nie do rozładowania – komentuje w rozmowie z portalem Gazeta.pl dr hab. Jacek Haman.
Obecnie ustawą zajmuje się senat. Izba wyższa ma 30 dni na zajęcie stanowiska w jej sprawie i przekazanie do Sejmu. Marszałek Senatu Tomasz Grodzki zapowiedział, że projekt będzie „wnikliwie analizowany”.
Źródło: Gazeta.pl
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU