System failure!
Od pewnego czasu w Sejmie funkcjonuje z powodu koronawirusa zdalne głosowanie. Niestety, najwyraźniej parlamentarne serwery nie wytrzymują głosowania na 460 rąk, zwłaszcza gdy PiS przegrywa. Parę dni temu głosowano w sprawie głosowania korespondencyjnego w wyborach prezydenckich. PiS przegrało to głosowanie. Od razu jednak jeden z posłów PiS poinformował, że jego głos nie został policzony i domagał się reasumpcji głosowania. Decyzja w tej sprawie zapadła kilka godzin później i w drugiej turze już żadnych awarii systemu nie było, bo tym razem PiS wygrało. Teraz już wiadomo, jak unikać awarii!
Cudów nie ma!
Jakiś czas temu dziwiliśmy się, jakim cudem Markowi Jakubiakowi, świeżutkiej daty kandydatowi na prezydenta, udało się w niewiele ponad tydzień zebrać 140 tysięcy podpisów popierających jego kandydaturę i to w warunkach stanu epidemii z utrudnionym poruszaniem się i zakazem gromadzenia w miejscach publicznych. Po tygodniu od tego sukcesu okazało się, że Państwowa Komisja Wyborcza też miała niejakie wątpliwości co do cudów i w związku z tym powiadomiła Prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa. Zatem jedyny cud, jaki można zaobserwować w kwestii Jakubiaka to cudowna przemiana z kandydata na prezydenta w kandydata na kryminalistę…
Rozmarzona Jadwiga
Eteryczna i zdecydowanie zawyżająca walory estetyczne Zjednoczonej Prawicy minister rozwoju, a od paru dni także wicepremier, pani Jadwiga Emilewicz miała ostatnio ciekawą wypowiedź. I to taką, która wskazywałaby na nieujawniane wcześniej cechy osobowości, niepokojąco zbliżone do krwiożerczości i umiłowania przemocy. Otóż pani Jadzia na pytanie dziennikarza o ewentualne wprowadzenie stanu klęski żywiołowej naszym pięknym kraju zdecydowanie się rozmarzyła. Otóż zaczęła wieszczyć zero Internetu dla ludu pracującego miast i wsi, wprowadzenie cenzury prewencyjnej i wojsko na ulicach. Nie sprecyzowała jednak czy wojsko z czołgami czy bez… Wyraźnie pomylił jej się stan klęski żywiołowej ze stanem wojennym. A może jej się pomyliły epoki? Albo kraje?
Optymistyczny jak Sasin
Minister aktywów państwowych Jacek Sasin, w którego gestii znajduje nadzór nad Pocztą Polską, kilkakrotnie w ubiegłym tygodniu wyraził przekonanie, że wybory prezydenckie w trybie korespondencyjnym mogą się odbyć bardzo sprawnie i że jest to technicznie wykonalne. Według niego bez problemu pogodzone zostaną wyborcze wymogi demokracji z bezpieczeństwem Polaków, zwłaszcza jeśli wszyscy obywatele zaopatrzą się w duże skrzynki pocztowe. Pytanie tylko kto będzie roznosił pakiety wyborcze, skoro wszyscy Polacy mają być bezpieczni? Stawiałbym na hinduskich rowerzystów z Uber Eat albo na ukraińskich budowlańców.
Tajemnicza historia skrzynki
W świeżutko przegłosowanej ustawie o głosowaniu korespondencyjnym pojawił się zapis o nowym obowiązku obywateli. Otóż każdy musi mieć własną skrzynkę pocztową i to całkiem pokaźnych rozmiarów, bo musi ona pomieścić przesyłkę o wymiarach co najmniej 32.4×22,9 cm (czyli już wiemy jakie wymiary będzie miał tzw. pakiet wyborczy). Brak tak okazałej skrzynki może skutkować grzywną do 10 tysięcy złotych. Nie da się ukryć, że nasz piękny kraj to nie Hogwarth, a listonosze to nie sowy, które zawsze dostarczały korespondencję do rąk własnych adresatów bez względu na okoliczności i choćby nawet przez komin. Z drugiej strony, kiedy już zaopatrzymy się w tak duże skrzynki pocztowe, to mogą splajtować paczko maty, bo do naszej własnej skrzynki każda paczka się zmieści…
Niezgromadzenie
W ramach obostrzeń stanu epidemii obywatele mogą przebywać na ulicy czy placu tylko z jedną osobą towarzyszącą i to pod warunkiem, że zachowają między sobą odstęp co najmniej dwumetrowy, bo w każdej innej konfiguracji narażają się na wysoki mandat. Obowiązuje to prawie wszystkich, a jak wiadomo prawie robi różnicę. Otóż 10 kwietnia w 10. rocznicę katastrofy smoleńskiej na placu Piłsudskiego w Warszawie pojawiło się kilkadziesiąt osób w asyście wojska z Jarosławem Kaczyńskim na czele. Kilkudziesięciu polityków PiS-u przechadzało się po placu, stało ramię w ramię i składało wieńce pod pomnikiem „smoleńskim”. Policja natomiast, zamiast wręczać im mandaty, ochraniała spotkanie, które według rzecznika KGP zgromadzeniem nie było, a ponadto wynikało z obowiązków służbowych premiera, ministrów i posłów. Nieodparcie przypomina to słusznie minioną epokę PRL-U, w której każdy był świadom, że aczkolwiek wszyscy obywatele są równi, to jednak niektórzy są jeszcze równiejsi.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU