Policja bardzo wzięła sobie do serca pilnowanie zdrowia obywateli w czasie koronawirusa. Niektórzy funkcjonariusze wykazują szczególną troskę. Na przykład ci, którzy kontrolowali paragony klientów, czekających pod lokalem na odbiór zamówienia.
Z obostrzeniami wprowadzanymi przez rząd jest jeden problem: są niejasne. Część z nich można umiejscowić między zakazem a sugestią, przez co ludzie nie wiedzą, czy zwykłe wyjście na spacer nie zakończy się mandatem na kilkanaście tysięcy złotych.
Rząd zaleca się pozostanie w domach, sugeruje by ograniczyć aktywność na powietrzu do niezbędnych sytuacji. Ale ostatecznego zakazu nie było – albo usłyszała o nim tylko policja. I stąd taka absurdalna interwencja jak pod lokalem w Mikołowie, gdzie nadgorliwy funkcjonariusz kontrolował czekających na zamówienie klientów. Mamy nadzieję, że podobne zaangażowanie w swoją pracę ów policjant prezentuje również przy poważniejszych interwencjach, gdy pandemia ustanie.
Oczywiście, warto postawić sobie pytanie, czy wizyta w smażalni była dla tych ludzi niezbędna. Pewnie dla większości nie, być może lepszym – i zdrowszym – rozwiązaniem było pozostanie w domu. Z drugiej strony – ci ludzie nie tłoczyli się na przestrzeni metra kwadratowego, nie włączyli grilla i głośnej muzyki, nawet nie wyciągnęli alkoholu. Nie wydaje się, by zrobili coś, co wymagałoby tak gorliwej interwencji.
Przynajmniej tak wynika z nagrania, które zrobiono pod smażalnią. Widać na nim, jak policja podchodzi do klienta, czekającego na zamówienie. Funkcjonariusz chce zobaczyć paragon. Numer zamówienia nie wystarczy, choć wydaje się logiczne, że aby go otrzymać, klient musiał coś w lokalu kupić. W każdym razie, dobrze wiedzieć, że powinniśmy zbierać paragony.
Klient nie miał paragonu, policjant podchodzi więc z nim do okienka i wypytuje o szczegóły zamówienia. Ani sprzedawca, ani klient niespecjalnie chcą się tym dzielić – bo po co funkcjonariuszowi taka wiedza? Nagle policjant daje mu wybór: albo mandat na 500 złotych, albo wyznanie. Klient uległ, uznał, że dalsze ukrywanie prawdy o zamówieniu hamburgera z frytkami nie jest warte takich pieniędzy.
Usatysfakcjonowany policjant zostawia klienta z innym mundurowym (!) i idzie po paragony innych oczekujących. Wszystkich klientów, którzy stali w dużej, bezpiecznej odległości od siebie, zagania pod okienko. Tego, że nie ma ani rękawiczek, ani maski, chyba nie ma co komentować.
Autor filmu zauważa, że obecność policji odstraszała klientów.
– Pomimo prób tłumaczenia, że to tylko „rutynowa kontrola”, klienci zawracali do swoich samochodów i odjeżdżali. Szacowane straty firmy w tym dniu to około 2 tysięcy złotych – napisał twórca nagrania.
Źródło: YouTube/ Bart Le Mans
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU