W polityce zagranicznej niezwykle liczy się umiejętność trafnego doboru sojuszników. Można ich dobierać pod kątem strategicznym lub pod kątem załatwienia konkretnej sprawy. Niestety w przypadku Polski rządzonej przez Prawo i Sprawiedliwość oraz polskiej dyplomacji prowadzonej przez fatalnego ministra Witolda Waszczykowskiego i nie mniej fatalnego prezydenta Andrzeja Dudę, doraźnych sojuszników dobierać nie umiemy (symboliczna klęska 27:1 w Brukseli), a nasi strategiczni sojusznicy, czyli Wielka Brytania i USA, co tu dużo mówić, kopią nas w dupę przy niemal każdej nadarzającej się okazji.
W związku z uruchomieniem procedury Brexitu, premier Wielkiej Brytanii, Theresa May, postanowiła wzmocnić swój mandat wyborczy i ogłosiła przedterminowe wybory parlamentarne. W swoim manifeście wyborczym, stanowiącym istotny element planowanej polityki swojego rządu, ogłosi najprawdopodobniej koniec unijnych swobód, w tym swobody podróżowania i osiedlania przez obywateli UE na terytorium Zjednoczonego Królestwa, co w największym stopniu odbije się na losie polskich obywateli, którzy nad Tamizą żyją i pracują od wielu już lat. Stanowisko May jest o tyle dla rządu PiS zaskakujące, że nie dalej jak w lutym, po spotkaniu z premier Wielkiej Brytanii, prezes PiS ogłosił, że uzyskał od niej zapewnienie, że sprawa Polaków na Wyspach zostanie załatwiona w sposób pozytywny. Wygląda na to, że brytyjska premier postanowiła pokazać prezesowi “dwa palce”.
Z kolei do Stanów Zjednoczonych udał się ostatnio szef naszej dyplomacji, w ramach ofensywy dyplomatycznej, mającej podkreślać nasze dobre stosunki. Załatwił wielkie zero, wręcz wrócił na tarczy. Uśmiechanie się prezydenta Trumpa do amerykańskiej Polonii okazało się bowiem tylko wyborczym trikiem, a o zniesieniu wiz do USA możemy pomarzyć.
Okazało się, że oprócz muzułmanów i Meksykanów, również Polaków nowy prezydent Stanów Zjednoczonych widzi w swoim kraju niechętnie, a podpisane w ubiegły wtorek rozporządzenie wręcz zaostrza kryteria przyznawania prawa pobytu w jego kraju. Tu palec pokazano jeden, ten, który do niedawna prowokował radnego Piaseckiego do bicia swojej żony i dzieci.
Minister Waszczykowski – sprawa Smoleńska.
Miał jeszcze Witold Waszczykowski, w rozmowie z sekretarzem obrony Rexem Tillersonem, załatwić amerykańską pomoc w sprawie katastrofy smoleńskiej. Amerykanie mieli podobno podzielić się materiałami swojego wywiadu, ujawnić nowe dokumenty wskazujące, jak mniemam, dowody na udział strony rosyjskiej w zamachu na prezydenta Kaczyńskiego oraz pomóc wyrwać z rąk Władimira Putina smoleńską relikwię, czyli wrak tupolewa. Tu o efektach jego rozmów dowiedzieliśmy się z wypowiedzi ambasadora USA w Polsce, Paul’a Jones’a.
Okazało się, że Amerykanie mają już dosyć namolnego i irytującego ministra Waszczykowskiego i nie zamierzają otwarcie angażować się polityczny konflikt w Polsce. Zapewne nieprzypadkowo zdemaskowali też kolejne kłamstwo smoleńskiej sekty, że poprzedni rząd nie prowadził działań, mających na celu pozyskanie informacji od sojuszników. Paul Jones otwarcie przyznał, że to co na temat Smoleńska mieli w swoich materiałach, przekazali już zarówno poprzednikom, jak i obecnemu rządowi i na tym administracja Stanów Zjednoczonych kończy współpracę w tej kwestii. Ot, spuszczono ministra Waszczykowskiego na drzewo.
Powoli zaczyna mi być ministra Waszczykowskiego żal, bowiem robienia dobrej miny do złej gry to on zbyt dobrze nie opanował. Pocieszenie, że zawsze można klęskę przedstawić jako sukces, nawet gdy wszyscy pukają się w czoło. Chociaż to jedno wychodzi mu nad wyraz dobrze.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU