Mainstream i underground

Media mówią najczęściej o mainstreamowych kandydatach: – obecnym prezydencie, Małgorzacie Kidawie-Błońskiej, Władysławie Kosiniaku-Kamyszu, Robercie Biedroniu, Szymonie Hołowni i Krzysztofie Bosaku. Tyle że oprócz nich teoretycznie jest jeszcze 13 innych.

Pozostała grupa czeka na potwierdzenie PKW. Chodzi o to, czy każdemu z nich udało się zebrać 100 tys. podpisów. Aż siedmiu (Piotr Bakun, Sławomir Grzywa, Leszek Samborski, Grzegorz Sowa, Jan Zbigniew Potocki, Kajetan Pyrzyński i Andrzej Voigt) już teraz mówi, że nie mają tyle, ale to nie ich wina, ale obecnej epidemii.

Protesty wyborcze

– Złożyliśmy 82,5 tys. podpisów, zaczęliśmy je zbierać od 5 lutego. Już po pierwszym rozporządzeniu ministra zdrowia (wprowadzającym pierwsze ograniczenia w związku z zagrożeniem epidemicznym – red.) w połowie marca zauważyliśmy radykalny spadek korespondencji z głosami zbieranymi w całej Polsce przez naszych koordynatorów – przyznaje w rozmowie z Dziennik.pl Leszek Samborski, jeden z kandydatów. – W Polsce nie mamy co prawda prawa precedensowego, natomiast widzimy, co się dzieje. Rząd ogłasza kolejne rozporządzenia zatrzymujące jakąkolwiek działalność społeczną i obywatelską. Nikt przy zdrowych zmysłach chyba nie sądzi, że w tych warunkach można zbierać podpisy. Co zrobi Sąd, trudno powiedzieć. Ale już raz wskazał, że sytuacja jest ekstremalna i że nie da się normalnie prowadzić wyborów – dodaje.

W efekcie do Sądu Najwyższego trafi rekordowa liczba protestów wyborczych. Właściwie to pewne. – Jeden z kandydatów powiedział „szybko dajcie mi tę odmowę, żebym mógł do sądu pójść – wspomina dziennikowi.pl jeden z urzędników.

To kolejny sygnał, że wybory są zagrożone. Oprócz tego do zmiany daty elekcji nawołują samorządowcy, którzy – jak przyznają – martwią się o zdrowie mieszkańców swoich gmin i miast. Do tego dziś doszedł list otwarty Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, która apeluje o bojkotowanie najbliższej elekcji.

W każdym razie jeśli wybory prezydenckie się odbędą i wygra je Andrzej Duda, będzie to najbardziej kontrowersyjny sukces w historii polskiej demokracji po 1989 r. Mandat jaki uzyska kandydat PiS będzie nad wyraz słaby i zbyt wątły, by sprawować tak ważny urząd z podniesioną głową.

Źródło: Dziennik.pl