Adam Abramowicz, przewodniczący Parlamentarnego Zespołu na rzecz Wspierania Przedsiębiorczości i Patriotyzmu Ekonomicznego zapowiedział PAP rewolucyjne zmiany w systemie podatkowym w Polsce.
Na pierwszy rzut oka może się zdawać, że PiS zamierza spełnić marzenia wolnorynkowych ekonomistów. Abramowicz zapowiedział bowiem konsolidację podatków i składek od pensji w jedną, tańszą i prostą w zbieraniu daninę. Byłby to w zasadzie powrót do pomysłu Ewy Kopacz o jednym podatku, jednak w tym przypadku zapowiedzi idą krok dalej. Zespół ma zamiar zrewolucjonizować stawki podatkowe, aby więcej środków zostało w kieszeniach Polaków. Mówi się o niebagatelnym wzroście pensji netto o 25% jedynie na podstawie cięć podatkowych. Abramowicz przyznał, co bardzo rzadko się zdarza w naszym kraju, ze pozapłacowe koszty pracy w Polsce wynoszą aż 60%. Rozwiązaniu tego problemu mogłoby służyć wprowadzenie ujednoliconego jednego 25% podatku od funduszy płacowych w firmach, co zostawiłoby w kieszeni Polaków miliardy. Warto zwrócić jednak uwagę, że zmiana dotyczyłaby też umów zlecenie i umów o dzieło, przez co ich beneficjenci mogliby na pomyśle stracić.
Realizacja takiego pomysłu doprowadziłaby do odciążenia przedsiębiorców z szeregu formalności, ponieważ dziś składki opłaca się z 8 tytułów w postaci kilku przelewów, co generuje zbędne koszty.
Wprowadzenie takiego rozwiązania jest tym, co z całą pewnością rozpędziłoby motor polskiej gospodarki, dlatego reforma jest niesamowicie pożądana. Jednak rozmach proponowanych zmian, a przede wszystkim ich koszty, budzą wątpliwości czy rząd składa je na poważnie.
Już obecnie PiS jest rządem, który zadłuża kraj najbardziej w historii, a jego dotychczasowa polityka składała się raczej na podwyższanie danin niż ich obniżkę.
Abramowicz tłumaczy, że propozycje są budżetowo zbilansowane, ponieważ straty w podatkach od pensji zostaną uzupełnione zyskami w sferze CIT od wielkich firm. Miałoby temu służyć zastąpienie samego CIT-u prostym 1,5% podatkiem przychodowym, od którego nie przewiduje się odliczeń, które są podstawą unikania podatków.
Jednak tu pojawia się niesamowity zgrzyt. Obecne wpływy z CIT oscylują wokół 30 mld rocznie, a dzięki zmianom mają wzrosnąć kilkakrotnie. W 2015 roku całe dochody podatkowe i składkowe od pensji wyniosły 317,9 mld zł. Natomiast CIT 32,89 mld. Jeśli zmiany proponowane przez Abramowicza spowodują spadek przychodów z opodatkowania pensji o 40%, to straty budżetu wyniosą rekordowe 127 mld złotych, przy których 20 mld na 500+ blednie. Aby system uległ zbilansowani, wpływy z CIT musiałby wzrosnąć 4-krotnie. O ile samo przesuwanie obciążeń z pracy np. na podatki pośrednie jest dobrym kierunkiem dla rozwoju, jednak przy takiej skali oznacza to bardzo głębokie sięgnięcie do kieszeni przedsiębiorców, które wbrew demagogii nie pozostanie bez wpływu na gospodarkę. Firmy przy posiadaniu takich samych dochodów z koniecznością płacenia nowego podatku będą miały dwa wyjścia: podwyższyć ceny usług albo obniżyć wynagrodzenia. Unikanie CIT przez korporacje jest problemem, jednak jego skala jest wielokrotnie mniejsza niż oczekiwania finansowe rządu, dlatego twierdzenie, że samo uszczelnianie oznacza kilkakrotny wzrost wpływów do budżetu jest zwykłym kłamstwem. Oznacza to, że znaczą cześć owego 25% wzrostu pensji pochłonie inflacja. Aby pomysł rządu miał sens, to władza musiałby zdecydować się na wprowadzenie budżetowych oszczędności, jednak na to się nie zanosi.
Równocześnie sam podatek przychodowy jest tematem kontrowersyjnym, ponieważ zaburza on konkurencję w gospodarce. W wyniku jego wprowadzenia powstaje zjawisko kaskady podatkowej, im dłuższy łańcuch transakcji (liczba pośredników lub etapów produkcji danego dobra) pomiędzy producentem a konsumentem, tym wyższy podatek obciąży dany towar. Uderza to w małe i średnie firmy względem gigantów, którzy mają możliwość maksymalnie skrócić łańcuch transakcji. Uderza to w gałęzie gospodarki bazujące na dużym obrocie a niskich marżach, czyli sporą część handlu. O zagrożeniu tego zjawiska świadczy samo założenie rządu, że 1,5% podatek przychodowy przyniesie ponad 100 mld przychodów. Obciążenie całego PKB Polski (w 2015 na poziomie 1,79 bln zł) 1,5% podatkiem przyniosłoby zaledwie 26,85 mld zł, co oznacza, że już na etapie założeń przyjęto zjawisko wielokrotnego opodatkowania tej samej rzeczy.
Mimo słusznej diagnozy i kilku dobrych rozwiązań istnieje poważne ryzyko, że rewolucje podatkowe w wykonaniu rządu PiS nie mają wcale na celu ulżenia obywatelowi, a zamiast tego mogą okazać się jedynie bardzo kosztownym eksperymentem. Pozostaje nam uważnie obserwować kolejne kroki rządzących.
fot.KPRM/flickr
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU