Nowy numer “Wprost” uchyla rąbka tajemnicy w kwestii dość niemrawej kampanii Roberta Biedronia. Nie chodzi już tylko o jego kontrowersyjne słowa o wyjeździe do Chin (o sprawie pisaliśmy tutaj). Ponoć na poziomie struktur partyjnych jest jeszcze gorzej, niż w sferze PR-u.
Deficyt chętnych
Lewica – mimo swojego renesansu – miała spore problemy związane z wyłonieniem kandydata na prezydenta. Mówiło się o kobiecie, która miałaby reprezentować lewą stronę sceny politycznej w tym wyścigu. Wielu widziało w tej roli Adriana Zandberga. Mniej osób stawiało na Biedronia, a chyba nikt na Włodzimierza Czarzastego (powiedzmy to sobie jasno: to raczej nie jest polityk, który porwałby tłumy, a w elekcji prezydenckiej zapewnia uzyskałby gorszy wynik niż Lewica w wyborach do Sejmu).
Ponoć lider Razem nie chciał podjąć wyznawania. Kalkulował zapewne dość racjonalnie. Byłby to dla niego falstart. Ponoć “razemowcy” myślą o swojej partii przyszłościowo. (Jest to dziwne, biorąc po uwagę, że gdyby nie SLD o ugrupowaniu dziś już zapewne mało kto by pamiętał, ale pozwólmy zachować im swoje marzenia.)
W każdym razie na placu boju został Biedroń. Ten ewidentnie nie chce zaś być prezydentem, w Brukseli jest mu chyba bardzo dobrze. Robi też wszystko, by powierzona mu misja zakończyła się klęską. Możliwe, że słowa o wyjeździe do Chin były po prostu wpadką. Tyle że dalej nie jest lepiej. Podobno w tle dzieją się gorsze rzeczy. Na samym początku kampanii dawny lider Wiosny toczył bój z Czarzastym o skład sztabu wyborczego. Szef SLD chciał tam umieścić jak najwięcej swoich ludzi, a gdy obecny europoseł oponował, usłyszał ponoć, że w takim razie niech zapomni o pieniądzach na swoją promocję.
SLD nie chce pracować dla Biedronia
Teraz jednak “Wprost” twierdzi, że struktury SLD w ogóle nie chcą pracować na rzecz Biedronia.
– Robert Biedroń ma duży problem, bo towarzysze w terenie nie chcą zaangażować się w kampanię. Większa energia była nawet w przypadku kandydatury Magdaleny Ogórek, którą z trudem działacze SLD przełknęli – tłumaczy informator tygodnika.
Do tego Lewicę martwi to, że media nie wspominają niemal w ogóle o II turze wyborów w kontekście Biedronia. Tak jakby ten był na z góry straconej pozycji.
– Ciągle są tylko rozważania o Kidawie-Błońskiej i Kosiniaku-Kamyszu oraz Hołowni. A przecież ci dwa ostatni politycy mają praktycznie takie same szanse na wejście to II tury jak Biedroń – dodaj polityk Lewicy, z którym rozmawiało “Wprost”.
Czy można mieć na powyższa pretensje do dziennikarzy? Patrząc na dość niemrawe działania Roberta Biedronia, raczej nie. Dawno w Polsce nie trafił się taki kandydat na prezydenta, który raczej sygnalizowałby wyborcom: “nie głosujcie na mnie”, niż zachęcałby do poparcia jego osoby.
Źródło: Wprost
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU