Spin-off, prequel, reboot, remake… W ostatnich latach trudno swobodnie porozmawiać o kinie bez użycia czy natknięcia się na te określenia. Trudno bowiem oprzeć się wrażeniu, że w Hollywood zapanował kryzys kreatywności, a wielkie studia starają się zarabiać na tym, co już się kiedyś dobrze sprzedało.
Gdyby jakiś geniusz stworzył w latach 90. wehikuł czasu, przeniósł się w przyszłość do końcówki drugiej dekady XXI wieku i poszedł do kina, byłby przekonany, że jego maszyna nie działa. Co zobaczyłby w repertuarze? „Króla Lwa”, „Toy Story”, „Terminatora”, „Gwiezdne Wojny”. Dokładnie to samo, co w swoich czasach. A to przecież nie koniec. Ostatnie lata to zalew wszelkiego rodzaju prequeli, sequeli, rebootów, remake’ów i spin-offów dawnych hitów. „Ghostbusters”. Nowe „Jurassic Park” z Chrisem Prattem. „Laleczka Chucky”. „Men in black”. „Godzilla”. Cała ofensywa Disneya: „Dumbo”, „Aladyn”, „Król Lew”. Nawet Steven Spielberg szykuje nową wersję kultowego „West Side Story” – czy naprawdę potrzebną?
Myślenie producentów jest proste – dla nich ważne jest, by słupki w Excelu się zazieleniły. Minimalizują więc ryzyko i sięgają po pomysły, które widzowie już kiedyś kupili. Ludzie bowiem lubią wracać do znanych historii. Spójrzmy na nowe „Gwiezdne Wojny”. Gdyby Rey, Finn i Poe byli bohaterami zupełnie osobnego filmu przygodowego osadzonego w kosmosie, produkcja przeszłaby bez echa. Ale to nowa część sagi. Ludzie więc może i skrytykują, ale pójdą obejrzeć. Podobnie Disney myśli o swoich klasycznych animacjach. Czy kreska w „Królu Lwie”, uwielbianym przez pokolenia filmie, naprawdę tak się zestarzała, że trzeba ją zastępować komputerową animacją? Pewnie nie. Ale i tak to zrobią. Dlaczego? Bo wierzą, że ludzie na to pójdą.
Jakiś czas temu w mediach pojawiła się informacja, że Warner Bros. będzie wykorzystywał sztuczną inteligencję do planowania nowych produkcji filmowych. Platforma stworzona przez firmę Cinelytic ma analizować komercyjny sukces przyszłego filmu. Oceni choćby przydatność wybranych aktorów i zasugeruje najkorzystniejszą datę premiery. Oczywiście ostateczna decyzja ma należeć do człowieka, ale czy to właśnie praca kreatywna nie jest rolą człowieka? Łatwo można przewidzieć, co wymyśli komputer, próbujący wstrzelić się w trendy na podstawie przeszłości. Otóż nie zaproponuje on nowego „Obywatela Kane’a”, czyli dzieła łamiącego obowiązujące zasady i przez to wybitnego. Zasugeruje nakręcenie nowego „Jurassic Park”, bo przecież już kiedyś był to hit, czemu nie miałby być nim ponownie. Oryginalne pomysły, jako ryzykowne, w najlepszym wypadku zostaną sprzedane platformom streamingowym.
Od kręcenia starych rzeczy na nowo, o wiele bardziej wolę inspirowanie się nimi, by stworzyć coś nowego. Na przykład serial „Stranger Things”, który czerpie garściami z Kina Nowej Przygody lat 80., ale nie jest sequelem czy rebootem E.T. albo „Tego”. Cóż, bardzo prawdopodobne, że za ileś-tam lat powstanie remake tego serialu, bo już wyrobił sobie markę.
Jak długo potrwa jeszcze ta kinowa pętla czasu? Czy powstaną rebooty obecnych remake’ów i prequele dzisiejszych sequeli? Cóż, wiele wskazuje na to, że może to jeszcze potrwać. Pewne jest, że obecną epokę w kinie przyszłe podręczniki filmoznawstwa będą nazywały „epoką franczyz”. A o jej końcu zadecydujemy my sami, widzowie, odrzucając wtórne blockbustery dla oryginalnych treści.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU