Bartłomiej Misiewicz jest niezatapialny. Pomimo wielokrotnych wpadek i kompromitacji, prawa ręka Antoniego Macierewicza, były rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej po raz kolejny wypływa na powierzchnię. Po tym jak swoje niezadowolenie wobec zachowania Misiewicza publicznie wyraził prezes Prawa i Sprawiedliwości, Jarosław Kaczyński wielu obserwatorów przepowiadało koniec kariery politycznej młodego adepta farmaceutyki. Jest wszakże tajemnicą poliszynela, że kto popadnie w niełaskę prezesa, tego polityczne dni są policzone. Nic bardziej mylnego…
Wygląda na to, że ulubieniec Antoniego Macierewicza jest teflonowy. Nic do niego nie przywiera. Dziennik Rzeczpospolita poinformował, że Bartłomiej Misiewicz otrzymał intratną posadę w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. Jak donosi gazeta, Misiewicz został pełnomocnikiem zarządu do spraw komunikacji w Polskiej Grupie Zbrojeniowej.
Trzeba przyznać, że jest to nieoczekiwany zwrot akcji. Szczególnie w świetle ostatniej aktywności Misiewicza, a raczej jej braku. Od pewnego czasu nikt nie wiedział, czym tak naprawdę zajmuje się pupil Antoniego Macierewicza. Wieszczono nawet koniec jego błyskotliwej kariery. A tu taka niespodzianka…
Misiewicz przecież zmieniał fuchy w MON stosunkowo często. Był rzecznikiem prasowym i szefem gabinetu politycznego ministra Antoniego Macierewicza, zasiadał w radzie nadzorczej PGZ. W lutym jego imię i nazwisko oraz zdjęcie zniknęły ze strony resortu. Jego miejsce na stanowisku rzecznika ministerstwa zajęła mjr Anna Pęzioł-Wójtowicz.
Okazuje się, że Misiewicz to jednak cicha woda. Spokojnie przespał okres nagonki medialnej, by cichaczem, 10 kwietnia, w dniu obchodów rocznicy katastrofy katastrofy smoleńskiej niespodziewanie wrócić na świecznik. Jeśli młody adept myślał, że jego comeback przejdzie niezauważony, to niestety grubo się mylił. Misiewicz stał się niemalże legendą popkultury, bohaterem niezliczonej ilości memów, przeróbek i gifów, a jego nazwisko jest bardziej znane niż niejednego posła czy senatora PiS.
Trzeba przyznać, że minister Macierewicz po raz kolejny daje prztyczka w nos Jarosławowi Kaczyńskiemu, bo o to tak naprawdę tu chodzi. Szef MON cieszący się poparciem ojca Rydzyka czuje się bezkarny, a będąc jednocześnie głównym kapłanem religii smoleńskiej, Macierewicz robi to, na co ma rzewnie ochotę. Prezes PiS nie może się dobrać do skóry szefowi MON, gdyż w takim wariancie zaryzykowałby konflikt z toruńskim redemptorystą.
Trzeba przyznać Misiewiczowi, że konsekwentnie pnie się po szczeblach kariery. Dostał już medal za zasługi dla obronności, był rzecznikiem MON, a także szefem gabinetu politycznego Macierewicza. Co tam zatem jakaś drobna fucha jako szef ds. komunikacji państwowego koncernu zbrojeniowego?
Biedny Misiek chce się tylko nachapać. To nie jego wina, że niewiele umie, a jego kariera to książkowy przykład nepotyzmu i kolesiostwa…
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU