Od 2013 roku na świecie trwa krucjata prowadzona przez stowarzyszenie europejskich i amerykańskich działaczy, którzy pragną cofnąć zdobycze oświecenia.
Chodzi im przede wszystkim o odrzucenie praw człowieka w zakresie praw reprodukcyjnych i seksualności. Prawa kobiet i mniejszości seksualnych to oczywiście tylko początek powtórki ze średniowiecza, gdzie medycyna, technologia, nauka mają być podporządkowane fanatycznie pojmowanej wierze religijnej.
Tymczasem organizacje zabiegające o realizowanie praw człowieka, wydają się nie dostrzegać zagrożenia. Fanatyzm traktowany jest jako społeczny margines. Narracje przeciwko ochronie mniejszości, które popiera coraz więcej ludzi, uznaje się za naturalny przejaw oporu przed nowością i zmianą oraz lokalny tradycjonalizm.
W sprawach ekonomicznych liberałowie bagatelizują znaczenie populizmu w sytuacji problemów tworzonych przez kapitalizm i przegrywają. W kwestii praw człowieka bagatelizują je po społu z lewicą, a przegrana jest coraz mniej odległa.
Strategie fundamentalizmu. Jest się czego obawiać
Dokument, który analizuje zagrożenia związane z działaniami skrajnie konserwatywnego lobby, jest opublikowany na stronie grupy parlamentarzystów i parlamentarzystek Unii Europejskiej, działających na rzecz zdrowia reprodukcyjnego i seksualnego. Lobby jest reprezentowane przez organizację Agenda Europe. Składa się ona z wyznawców różnych religii chrześcijańskich, osób związanych z Watykanem, biznesmenów, organizacji pozarządowych i polityków. Aktualne cele ich działań to: przeciwstawienie się eutanazji, antykoncepcji, ale i wolności wyznania. Zabiegają o całkowity zakaz aborcji, rozwodów, eliminację zapisów przeciwko dyskryminacji i promują informacje dotyczące prześladowania chrześcijan, jako grupy najbardziej represjonowanej we współczesnym świecie.
Strategia Agenda Europe polega na wykorzystywaniu tych samych narzędzi, które promują równość i tolerancję. Organizacje skrajnie prawicowe dekonstruują lewicowe i liberalne opowieści o ludziach i świecie, ale podkładając pod nie fałszywe motywacje takie jak: chęć zniszczenia rodziny i kultury, zaszkodzenia dzieciom, wykorzenienia narodowego. Prawicowi ekstremiści analizują język, symbolikę i normy stosowane przez organizacje liberalne i lewicowe, twierdząc, że pod pozorem dobra, skrywają one zamaskowane, złe intencje. Niestety coraz więcej ludzi akceptuje fałszywe wyjaśnienia działań ruchów na rzecz praw człowieka proponowane przez prawicę, która określa je ideologią LGBT, ideologią gender lub neomarksizmem.
Odwracanie znaczeń na przykładzie działań na rzecz praw mniejszości
Odwracanie znaczeń jest stosowane m.in. jako broń przeciwko działaniom środowisk LGBT na rzecz ich praw politycznych. Zbitek skrótów (akronim) LGBT powstał m.in. dlatego, by ułatwić integrację ludziom należącym do mniejszości. Nie tylko po to, by mogli zabiegać o prawa, ale także łatwiej nawiązać przyjaźnie, związki i uzyskać pomoc w codziennym życiu. Podobną rolę odgrywają rytuały takie jak organizowane cyklicznie marsze. Symbolika stosowana przez osoby utożsamiające się tym środowiskiem taka jak tęczowa flaga, czyni łatwiejszym budowanie wspólnoty, ale i zewnętrznego, pozytywnego wizerunku, poprzez wywoływanie skojarzeń z ideałami takimi jak miłość, szacunek, tolerancja. Bez stosowania podobnych uproszczeń trudno przekonać rzesze obywatelek i obywateli do poparcia nawet najszlachetniejszych postulatów. Używają ich nie tylko środowiska LGBT, ale też osoby zbierające fundusze na leczenie chorych dzieci, ochronę przyrody, działania religijne.
Praktyka stosowana powszechnie we wszystkich kampaniach społecznych, gdy odnosi się do praw człowieka jest przez prawicę przedstawiana jako podstępna inżynieria. Skrajni konserwatyści tłumaczą ludziom, że za zyskaniem praw przez mniejszości, podąża nieuchronnie dyskryminowanie większości, do jakiej zalicza się heteroseksualne małżeństwa i chrześcijan. W ich narracji to nie mniejszość jest pokrzywdzona, ale większość potrzebuje ochrony przed nietolerancją mniejszości. To nie osoby homoseksualne i transpłciowe doznają przemocy, ale rodziny wielodzietne. Prawa człowieka zostają zastąpione wyrażeniem prawa naturalne. Fanatyczna prawica zamiast uczciwe przyznać, że chce prawa religijnego ponad ludzkim, udaje, że chodzi jej o świeckie prawo np. prawo rodziców do wpływu na wychowanie dzieci i prawo dzieci do informacji na temat sodomii, jak nazywają relacje homoseksualne. Zakaz możliwości promowania nienawiści wobec grup, to zdaniem ekstremistów ograniczanie wolności słowa, przy jednoczesnym poparciu dla paragrafów z kodeksu karnego, dotyczących obrazy uczuć religijnych. Wolność sumienia nie oznacza ich zdaniem prawa do dokonania moralnego wyboru innego niż zgodny z doktryną chrześcijańską, ale oznacza prawo wierzących do wolności od poglądów innych niż religijne. W tym celu broni się tzw. klauzuli sumienia.
Tymczasem jest dokładnie odwrotnie – to religijni fanatycy starają się przebrać w pozytywne skojarzenia i odebrać ludziom powszechną akceptację ideału wolności, równości i solidarności. Przyjęcie ich postulatów, w dłuższym okresie skończyłoby się nieuchronnie całkowitą dominacją jednostki przez społeczeństwo, które dysponuje środkami przymusu bezpośredniego. Doprowadziłoby do tortur i egzekucji na placach miast, a dla kobiet, dzieci i mniejszości życiem przepełnionym przemocą. Takim jak w scenografii przedstawionej przez Margaret Atwood w Opowieści Podręcznej, gdzie chrześcijański patriarchat powraca w wydaniu, który współcześnie obowiązuje już tylko w państwach islamskiego kalifatu takich jak Arabia Saudyjska.
Obrońcy praw człowieka śpią
Podejście religijnych ekstremistów, które bazuje na odwracaniu znaczeń jest na tyle skuteczne, że wykorzystują je z powodzeniem politycy określani mianem populistycznych. Trump, Kaczyński, Orban, Le Pen wygrywają wybory, obejmując podobną narracją nie tylko sprawy określane mianem obyczajowych, ale politykę gospodarczą i zagraniczną. Liberalna i lewicowa strona politycznych sporów głowi się nad źródłem ich sukcesów, ale wydaje się nie dostrzegać wspólnego rdzenia z działaniami moralnych ekstremistów. Ten drugi obszar traktuje jako wtórny i marginalizuje.
Materiały na temat działalności fanatycznych organizacji powołujących się na korzenie chrześcijańskie są znane od kilku lat. Obrońcy i obrończynie praw człowieka wydają się jednak tkwić w letargu. Niekiedy rwą sobie włosy z głowy, dywagując nad przyczynami popularności skrajnych polityków, ale nie dostrzegają machiny propagandowej, która dostarcza im gotowe know how. Niby coraz częściej słyszą na ulicach o ideologii LGBT, gender, terrorze politycznej poprawności, ale nadal mają tendencję traktować to jako przejaw prowincjonalizmu i niewinnego braku edukacji. Pojawiają się informacje o popularności subkultury inceli, czyli szowinistycznych grup skupiających młodych mężczyzn. Publikowane są wyniki badań, które pokazują, że nowe pokolenie najbardziej boi się gender. Obrońców praw człowieka nie skłania to jednak do gwałtownej i przemyślanej reakcji.
Feministyczny dobrostan
Po Czarnych Protestach organizowanych przeciwko całkowitemu zakazowi aborcji nie pozostał nawet ślad. Tłumy kobiet wyszły na ulice wielkich i małych miast, ale potencjał nie został przełożony na zwiększone poparcie dla organizowanych rokrocznie Manif, w których uczestniczy stała, niewielka grupa aktywistów i aktywistek. Oznacza to, że nie doszło do integracji środowiska działaczy społecznych z grupami na rzecz, których działają.
Dostęp do antykoncepcji jest coraz mocniej ograniczany, nie wdraża się gminnych strategii przeciwdziałania przemocy, a zamyka kolejne porodówki. Prawicowe rządy drwią z problemów opiekunek osób z niepełnosprawnościami, wśród których dominują kobiety, by obarczać je pracą domową. Ordo Iuris promuje w samorządach uchwalanie Karty Praw Rodzin, która ma utrudniać życie samodzielnym rodzicom, a są nimi obecnie głównie matki. Podejmuje już tematykę zakazu rozwodów. Kilka lat temu pomysł brzmiałby egzotycznie, tak samo jak egzotycznie brzmi dziś próba forsowania regulowania kobiecych strojów. Jednak dojdzie do niej zapewne bez powstrzymania rozprzestrzeniającego się prawicowego dyskursu, który jest oparty na kłamliwych przesłankach.
Feministki i feminiści reagują jednak punktowo odpierając ataki, a kiedy udaje im się wypromować własne tematy takie jak powszechność molestowania seksualnego w ramach akcji #meetoo lub używanie żeńskich końcówek (feminatywów), to jednocześnie pogłębia się ich wizerunek snobistyczny i odrealniony. Są to, bowiem działania odnoszące się do kultury, a więc działania w materii abstrakcyjnych pojęć oraz zasad, a nie związane bezpośrednio z materialną stroną życia.
Dramat mitologizacji wokół środowisk LGBT
W okresie parlamentarnej kampanii wyborczej w Polsce miało miejsce jawne użycie przez PiS strategii Agenda Europe przeciwko środowiskom LGBT. Od roku w gminach trwa uchwalanie tzw. „stref wolnych od LGBT”. Jednak analizy sytuacji ruchów na rzecz praw człowieka rzadko zawierają wzmianki o trwającej od lat, dobrze zorganizowanej i suto finansowanej ponadnarodowej kontrrewolucji. Reakcja strony liberalnej i lewicowej jest taka, jakby nie działo się nic wyjątkowego. Ot, zaściankowość. Ewentualnie naturalny backlash, czyli przećwiczona na zachodzie reakcja oporu społecznego przeciwko zmianom. Można było spotkać opinie, że postępowe podejście w Polsce jeszcze się nie zaczęło, a przyzwolenie na dyskryminację wynika po prostu z naszego cywilizacyjnego zapóźnienia.
Obok zaprzeczeń problemowi, występuje radość z rzekomych sukcesów ruchów progresywnych. Poparcie dla prawa wyboru w kwestii aborcji i dla legalizacji związków jednopłciowych rośnie, ale przecież od 30 lat nie przełożyło się to na prawodawstwo. Przeciwnie, zagrożenie odebraniem skromnych przyczółków praw kobiet i mniejszości nigdy nie było tak bliskie. Trudno też stwierdzić na ile deklarowana w sondażach liberalizacja postaw to wynik działania ruchów na rzecz praw człowieka, na ile globalnej popkultury z masowo oglądanymi serialami na Netflixie. Bez badań społecznych popularność organizowanych w miastach marszów równości może być przypisana nie tyle wzrastającej tolerancji, co powierzchownej modzie opartej na tęczowej symbolice, która pod naporem propagandy prawicowej, może zamienić się w modę na idee skrajnie odmienne.
Ostatnio internet obiegają informacje na temat samobójczej śmierci nastolatków utożsamiających się z ruchami LGBT. Poruszone polityczki i działacze występują ze słowami – nie ma ideologii, są ludzie (np. Agnieszka Dziemianowicz-Bąk). Jeśli jednak przez lata organizacje kierowały się strategią ukierunkowaną na integrowanie ludzi wokół tożsamości, to teraz ciężko będzie powrócić do uniwersalizmu i poszukiwania w jednostkach cech dla wszystkich wspólnych, a nie wyjątkowych. Jeśli całymi latami promowano nazywanie ludzi skrótami liter, to kolejne lata zajmie przypominanie oponentkom i oponentom, że przecież litery to tylko logo, nie osoby.
W jedno środowisko zintegrowano grupy o często odległych od siebie celach takich jak prawo do tworzenia tradycyjnego związku małżeńskiego z dziećmi i ochrona przed dyskryminacją niezależnie od sposobów ekspresji płciowej, więc dziś ciężko będzie o inne, szersze sojusze, które mogłyby lepiej sprzyjać realizacji tych interesów i szerokiemu społecznemu zrozumieniu. Mógłby to być choćby sojusz konserwatywnych osób homo i heteroseksualnych na rzecz trwałości więzów rodzinnych i wsparcia rodzicielstwa. Wspólnota interesów może występować także pomiędzy osobami należącymi do mniejszości pod kątem tożsamości płciowej i narodowościowej lub etnicznej. Skoro nie chodzi o ideologię, a ludzi, to określone strategie i narzędzie mogą być traktowane elastycznie. Są to środki do celu, nie cele same w sobie. Tymczasem w to, że grupy określane jako LGBT tworzą jednolity i niepodlegający zmianom twór w wymiarze politycznym, wierzy wiele osób, które popierają ich postulaty. Jest to nieświadoma instrumentalizacja, która niezmiernie ułatwia pracę religijnym fanatykom.
W kotle gotowanych żab
Żaba się gotuje, wydaje z sobie pomruki oburzenia, ale nie śpieszno jej do dogłębnego rozeznania we własnej sytuacji. Nie było mobilizacji zmierzającej do zweryfikowania strategii, tak by utrudnić skrajnej prawicy fałszowanie dobrych intencji i szlachetnych motywacji, a jednocześnie zacząć wreszcie demaskować ją samą. Nie praktykuje się polemiki i ujawniania mistyfikacji uprawianej przez fanatyków religijnych. Przeciwnie, często mówi się o strategii no platform, czyli odmowie rozmowy, zupełnie jakby, to oni zabiegali o liberalne środki masowego przekazu, nie mając własnych mediów, a także masowych, kościelnych ambon. Nie doszło do zawiązania szerokiego sojuszu pomiędzy grupami specjalizującymi się w konkretnej problematyce np. praw kobiet, ateistek i praw mniejszości. Nie nagłośniono jakichkolwiek badań, które pomogłyby ustalić, dlaczego ludzie wierzą w kłamliwe informacje o ruchach na rzecz praw człowieka, które generują fundamentaliści. Nie zweryfikowano problematyki trudnego do przyswojenia języka antydyskryminacyjnego, czy problemu stosowania narzędzi dyskryminacji pozytywnej (premiowania i stosowania ułatwień) w celu wzmacniania mniejszości. A wątpliwości, co do sposobu działania można spotkać nie tylko wśród osób zdystansowanych wobec praw człowieka, ale także członków ruchów obywatelskich. Organizacje wydają się jednak równać szereg poprzez ewentualne zawstydzanie jednostek mających jakiekolwiek wątpliwości. Polemiki na wyjęte z kontekstu i wąskie tematy toczą się w gronie elitarnym – intelektualistek, naukowców, aktywistek, artystów, ale nie znajdują oni kreatywnych rozwiązań problemu odwracania się od poparcia dla idei praw człowieka, a można nawet uznać, że problemy te mnożą.
Czy rację ma Robert Krasowski wspominając w najnowszej Polityce o przekonaniu liberalnej części społeczeństwa o swojej niepodważalnej kulturowej hegemonii? „Własne poglądy przedstawiają jako uniwersalne zasady, zapominając, że liberalna demokracja nie zaczęła się wraz z nimi dwie dekady temu.” – pisze autor, ale słowa te można odnieść nie tylko do kwestii ustroju państwowego, którego dotyczy jego artykuł.
Elity społeczne, które mają wpływ na kształtowanie opinii publicznej w większości popierają dziś emancypacyjne dążenia grup, tolerancję i prawa człowieka. Ogólna tendencja może się jednak odwrócić. Historia wielokrotnie pokazała przecież, że prawda i dobro nie muszą zwyciężać. Strona, która zabiega o równe prawa dla ludzi niezależnie od ich tożsamości, wydaje się jednak uznawać, że nie tylko nie ma się czego obawiać, ale i niespecjalnie musi ludziom cokolwiek tłumaczyć. Postęp jest prezentowany jako dziejowa konieczność, która skoro dotknęła państwa zachodnie, zrealizuje się i w Polsce. Nawet w obliczu działania Agenda Europe nie powstaje w nich ziarno obawy, że może czas tego zachodniego postępu przeoczyliśmy, a z Europy i USA płynie już do nas głównie regres. Należy mieć nadzieję, że wzrost wydarzeń wskazujących na radykalizowanie się społeczeństwa w stronę skrajnej prawicy, obudzi wreszcie osoby identyfikujące się ze społecznym postępem.
Zdjęcie: TVN24
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU