Kamil Durczok wraca z zaświatów. A konkretnie z twitterowej abstynencji. I od razu wywołuje burzę.
„Wróciłem. Polityka trzymania mordy na kłódkę, tylko dlatego, że ktoś w prokuraturze, wysoko, w samej Warszawie, może mi utrudnić życie, to durna polityka. Dzień dobry Kochani. Dostaniecie to, co jestem Wam winien. Dostaniecie prawdę. Dzięki, że jesteście.”
– tak przywitał się z twitterowiczami po kilkumiesięcznej przerwie. Po co wraca?
Upadek idola
Durczok od ponad pięciu lat ma pod górkę. Kilka lat temu „Wprost” opisał to, jak zarządzał on redakcją „Faktów” TVN. Okazało się, że dziennikarz został wtedy przez media oskarżony o mobbing i molestowanie seksualne. Odszedł ze stacji.
Przez parę lat był szefem „Silesionu”, portalu newsowego, który specjalizował się w opisywaniu wydarzeń z woj. śląskiego.
Niestety spokój nie był mu chyba pisany. 26 lipca 2019 roku pod wpływem alkohol spowodował kolizję na autostradzie A1 w okolicy Piotrkowa Trybunalskiego. Usłyszał w związku z tym następujące zarzuty: prowadzenia samochodu w stanie nietrzeźwości oraz spowodowania niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym, zagrożone łączną karą pozbawienia wolności do lat 12. Przyznał się tylko do pierwszego zarzutu.
To nie koniec. W 2019 roku przyznał się też do tego, że podrobił podpis swojej byłej żony – Marianny Dufek – na wekslach i dokumentach, które były niezbędne, aby udzielono mu kredytu.
Durczok kontratakuje
Wszystko to sprawiło, że postanowił na jakiś czas zniknąć z sieci. Zresztą ostatni jego tweet, który napisał przed wyżej cytowanym, jest z 29 kwietnia 2019 r.
Jego powrót na Twittera oczywiście spotkał się z agresywnymi reakcjami użytkowników portalu. Od oczywistych docinek dot. jeżdżenia pod alkoholu po nie do końca zrozumiałe ostrzejsze ataki.
Po co jednak Durczok wraca? Możliwe, że chodzi o wytłumaczenie się ze swoich grzechów. Jak na razie musi jednak bronić się przed hejtem, jaki go spotyka.
Możliwe też, że dziennikarz po raz kolejny pragnie wrócić do mainstreamu i pracy w mediach. Udało się po aferze związanej z artykułem z „Wprost”, więc może udać się i teraz. Tak zapewne uważa pan Kamil. Tyle że tym razem może być inaczej, trudniej albo będzie to całkiem możliwe.
Były szef „Faktów” ma za sobą jazdę po alkoholu, więc ryzykował życie swoje i w pewnym stopniu też osób trzecich. Do tego doszło ewidentne łamania prawa poprzez podrobienie podpisu. Czy i tym razem widzowie i media mu wybaczą? Może się to okazać zadaniem o wiele bardziej trudniejszym, niż parę lat temu.
Źródło: Twitter
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU