Beata Szydło, wspólnie z premierami państw grupy Wyszehradzkiej na Kongresie Innowatorów w Warszawie, przyjęła kolejną już w ostatnim okresie “Deklarację Warszawską”. Tak jak poprzedni dokument o tej nazwie miał zagwarantować sukces polskiej dyplomacji na rzymskim szczycie, tak dzięki obecnemu nasz region ma znaleźć się w “awangardzie innowacyjności”, a Grupa Wyszehradzka zyskać miano start-upa Europy. Jednak trudno nie odnieść wrażenia, że marzenie o polskiej dolinie krzemowej jest kolejnym pustym hasłem pochodzącym ze slajdów wicepremiera Morawieckiego.
PiS próbuje sprzedać Polakom historię o tym, jaką perspektywę na przyszłość niesie współpraca w ramach Grupy Wyszehradzkiej, podczas gdy od miesięcy widać, że owa owocna współpraca ma charakter czysto teoretyczny. Co więcej, Beata Szydło w kontekście współpracy krajów V4 mówi o rzeczach, których nie potrafi zagwarantować w warunkach polskiego podwórka, gdzie PiS posiada pełnię decyzyjności, co jest nieporównywalnie większym polem do popisu niż zwodnicze meandry środkowoeuropejskiej polityki. Osiągnięcie realnych efektów będzie trudne pomiędzy krajami, które za fasadą solidarności widzą swoje interesy zgoła odmiennie.
Liderzy zobowiązali się do zacieśniania współpracy dotyczącej badań, technologii, innowacji i transformacji cyfrowej krajów regionu, wskazując na użycie środków unijnych i stawianie nacisku na technologię internetu 5G. W ramach istniejącego od lat, ale niecieszącego się sukcesami Międzynarodowego Funduszu Wyszehradzkiego utworzona zostanie specjalna linia na sfinansowanie programów grantowych dla organizacji badawczych oraz małych i średnich przedsiębiorstw z krajów członkowskich. Istniejący już od kilkunastu lat fundusz dysponował w ostatnich latach budżetem 8 mln euro, co poddaje w wątpliwość na ile poważniejsze niż medialne będzie zaangażowanie finansowe krajów Wyszehradu.
O wiarygodności obietnic i poziomie rozumienia “innowacyjności” świadczą słowa Beaty Szydło, że dla polskiego rządu “innowacyjność i przedsiębiorczość stają się symbolem”. Podkreśliła, że strategia odpowiedzialnego rozwoju – czyli program realizowany przez polski rząd, jest oparta właśnie m.in. na takich założeniach. Czy za innowacyjną gospodarkę uznamy opóźnienie wdrożenia nowej perspektywy unijnej, która uderzyła w ciągłość pracy wielu instytucji naukowych, czy może wszelkie programy mieszkanie i 500+? Sam minister ds. slajdów stwierdził niejednokrotnie, że Polska powinna mocniej otwierać się na ukraińskich pracowników, co jasno wskazuje, że dla rządu priorytetem nie staje sie gospodarka oparta na wiedzy, ale rozbudowa największej w Europie montowni bazującej na niskich kosztach.
Kuriozalne z perspektywy Polski jest mówienie o wspieraniu start-upów przez rząd w sytuacji, kiedy te same osoby nie potrafiły poradzić sobie z wprowadzeniem ułatwień dla małych i średnich firm. Polski rząd z jednej strony będzie dusił przedsiębiorczość nowymi podatkami i regulacjami na destrukcyjnych kontrolach i opóźnieniach zwrotu VAT kończąc, aby w tym samym czasie rozdawać publiczne pieniądze w programach grantowych. Doświadczenia ostatniego półwiecza udowodniły, że bez wzrostu swobody prowadzenia działalności gospodarczej i dominującego udziału kapitału prywatnego w innowacji takie działania nie przyniosą skutku, a polski rząd szukając kolejnych dróg na pozyskanie środków budżetowych nie sprzyja budowie tego krajowego kapitału, którego brak pozostanie poważnym problemem.
Eksperci rządu nie potrafią zrozumieć, że najbardziej innowacyjne gospodarki to najczęściej zarazem najbardziej “wolne” gospodarki. Jeśli PiS doprowadzi cała polską gospodarkę do potknięcia się o własne nogi, to mówienie o jakiejkolwiek innowacyjności stanie się ponurym żartem.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU