Wczoraj z publikowaniem na łamach prawicowego tygodnik “Do Rzeczy” pożegnała się znana komentatorka Kataryna. Choć odejścia z redakcji nie są w mediach niczym niecodziennym, jednak w przypadku blogerki powodem była skandaliczna polityczna cenzura treści.
Ta w prorządowych mediach jest dziś zjawiskiem typowym, jednak w przypadku Kataryny powodem odmowy publikacji było stanięcie w obronie dzieci, czym prawica na co dzień się szczyci. Autorka napisała bowiem tekst o tytule “Dzieci gorszego sortu”, w którym opisuje sytuację dzieci odrzuconych przez państwo w ramach obecnego porządku prawnego w Polsce. Była to sprawa najmłodszych, nad których losem nie pochylił się Rzecznik Praw Dziecka, który z powodów ideologicznych wystąpił przeciw ich interesowi. Tekst uznano jednak za sprzeczny z linią redakcji i wycofano z wydania:
Dzisiejszy numer „Do Rzeczy” już bez mojego felietonu, nie będzie go też w kolejnych. Felieton jaki napisałam do dzisiejszego wydania został uznany za odrzucony jako sprzeczny z linią redakcji, w związku z tym zrezygnowałam z dalszej współpracy. https://t.co/Elgi5ZTiNG
— kataryna (@katarynaaa) December 9, 2019
Opisane zajście pokazało rażącą hipokryzję prawicy w sprawie dobra rodziny i dzieci. Kiedy bowiem na co dzień straszy się w “Do Rzeczy” seksualizacją dzieci, “homoterrorem” i wszelkiej maści antyrodzinnymi spiskami lewactwa, to kiedy dobru najmłodszych szkodzi prawica, to obrońcy rodziny wolą nabrać wody w usta. Tekst Kataryny nie obejmował tylko kuriozalnego postępowania Rzecznika Praw Dziecka, który z dumą ogłosił: “Sąd Administracyjny nie zgodził się na wpisanie do polskich ksiąg aktu urodzenia dziecka, w którym rodzicami są dwie matki. Sędziów przekonały moje argumenty, że to precedens zagrażający systemowi prawnemu. Dziecko jest obywatelem polskim. Pomogę mu załatwić formalności.”
W “Dzieciach gorszego sortu” autorka pokusiła się o analizę patologii polskiego porządku prawnego, który wymusza choćby wymyślanie fikcyjnych imion ojców przez pracowników urzędów, aby tylko sprostać formalnościom. Jednak autorka pozwoliła sobie na dość bezpośrednie skrytykowanie ideologicznego fanatyzmu władzy: W teoretycznych dyskusjach można sobie pozwolić na komfort pryncypialności i cieszyć się, że państwo dało słuszny odpór „tęczowej zarazie” ale dobrze byłoby zauważyć, że niektóre problemy takich rodzin jak moje znajome i ich małe dziecko są całkiem realne. I pewnie niektóre dałoby się jakoś rozwiązać bez „zagrożenia systemowi prawnemu” gdyby Rzecznik Praw Dziecka zrozumiał, że jest także rzecznikiem takich dzieci, a ułatwienie im życia naprawdę nie zniszczy tradycyjnej rodziny.
Słowa te bez wątpienia nie przypadły do gustu redaktorowi naczelnemu tygodnika Pawłowi Lisickiemu, słynącemu ze straszenia czytelników nadejściem “homolandu”. Swoją decyzją jednak tygodnik pokazał wyraźnie, że ciężko go nie traktować jako tuby propagandowej władzy. Po raz kolejny okazało się, że na prawicy wolność słowa kończy się wtedy, kiedy ktoś przestaje zgadzać się z liną partyjnego przekazu dnia.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU