Na początku tego roku w partii rządzącej wybuchł potężny pożar uchodzącego za żyjącego w ascezie, w oderwaniu od dóbr doczesnych prezesa partii rządzącej powiązano z potężnym finansowym układem, mającym na celu zbudowanie dwóch wieżowców, które miały dać partii potęgę finansową. Wówczas prezes z ideowego radykała o mało nie zmienił się w kolejnego skorumpowanego polityka obracającego pod stołem milionami. Wówczas na Nowogrodzkiej opracowano błyskawiczny plan ratunkowy, miliardy na stół i chwytliwe hasła stworzyły “piątkę Kaczyńskiego”. W całym planie wówczas zapomniano jedynie zapytać o zdanie minister finansów, która miała na wszystko to znaleźć środki. Ta jednak okazała na tyle duże przywiązanie do swoich zasad, że zaczęła stawiać liderom partii opór, co zakończyło się aksamitnym rozwodem, mającym ukryć prawdziwy charakter dymisji. Tak zrealizowany plan sprawił, że wizerunek PiS nie osłabł, a prezes z obciążenia na granicy kompromitacji stał się atutem partii rządzącej. Dziś, na naszych oczach rozgrywa się kolejny rozdział tamtego medialnego show. PiS chce ostatecznie zagwarantować swój sukces w wyborach, niezależnie już jakie afery w rodzaju lotów marszałka Kuchcińskiego ujrzą jeszcze światło dzienne przed wyborami. Stąd w pośpiechu na kolanie wymyślono podwyżkę płacy minimalnej do 3000 zł, a następnie 4000 zł, które to jeszcze parę miesięcy temu były w resorcie finansów nie do pomyślenia, ponieważ PiS kłócił się ze związkami zawodowymi nie godząc się na ich o wiele skromniejsze postulaty dotyczące płacy minimalnej. Jednak w polityce nie ma przypadków. Tak jak niedawno, tak i dziś rozwiązanie ogłoszone w weekend jest gospodarczo niebezpieczne, z czego rządowi ekonomiści zdają sobie sprawę. Z tego powodu min. o zdanie nie zapytano minister przedsiębiorczości i technologii Jadwigi Emilewicz, która została postawiona przed faktem dokonanym.
Powyższe ignorowanie kluczowych dla finansów publicznych resortów przy decyzjach wartych miliardy nie jest tutaj przypadkowe, ponieważ polityczny cel władzy przestał mieć dłużej cokolwiek wspólnego z gospodarczą racją stanu, a zmienił się w cykl wizerunkowych zagrywek, za które słono zapłaci gospodarka i budżet. W tym kontekście szczególnie uderzające jest to, że swoimi weekendowymi obietnicami PiS zagroził rozwojowi swojego matecznika politycznego, wsi oraz małych i średnich miast.
Wyborcy PiS mogą tego nie wiedzieć, ale tak dziś przez ekspertów atakowana podwyżka płacy minimalnej uderzy najbardziej właśnie w nich. 3000 czy 4000 zł płacy minimalnej jest bowiem do udźwignięcia tylko w dużych miastach, lokomotywach wzrostu gospodarczego, gdzie z powodu koniunktury nawet Lidl i Biedronka oferują na wejście wynagrodzenia rzędu 3000 zł. Jednak warunki ekonomiczne w reszcie kraju są zgoła odmienne. Rozwarstwienie płac ma bowiem w znacznej mierze charakter geograficzny, gdzie nie ma już tylko podziału na wschód i zachód, ale przede wszystkim wielkie aglomeracje i prowincje. Jednak w takim układzie sił podwyżka płacy minimalnej jest najgorszym, co PiS dla równania szans w regionach może zrobić. Warszawa i Wrocław spokojnie poradzą sobie ze zmianami i będą dalej przeć do przodu, ponieważ już dawno oparły rozwój na wykwalifikowanych pracownikach. Tymczasem w małych miejscowościach nagła podwyżka kosztów pracy o 30% a następnie 70% może być ciężarem nie do udźwignięcia. Tym samym mniejsze miejscowości nie tylko stracą na konkurencyjności, ale czeka je szybki wzrost bezrobocia. To przełoży się zaś na migracje w poszukiwaniu szans do dużych miast, tworząc realia wzrostu opartego o nieliczne “lokomotywy”, jak to PiS miał w zwyczaju atakować swoich poprzedników. Teraz jednak rządzący swoimi decyzjami całkowicie zaprzeczają wizji zrównoważonego rozwoju na rzecz pogłębiania nierówności.
Mniejsze miejscowości czeka bowiem całkowite spłaszczenie dochodów populacji, gdzie niezależnie od kompetencji będą one dążyły do komunistycznej idylli równej płacy. Problem w tym, że wraz z takim kursem zanikają bodźce do nabywania kompetencji, ponieważ te nie będą poprawiać dłużej losu pracownika. Od tego zaś zaledwie krok do pułapki średniego rozwoju.
Propozycje PiS oznaczają bowiem najwyższą płacę minimalną w stosunku do średnich wynagrodzeń w całym OECD, nawet socjalna Szwecja nie posunęła się nigdy tak daleko. To ostatnie choćby powinno być lampką alarmową, że likwidacja niskich wynagrodzeń nie poprzez innowacje i wzrost wydajności, ale zwykłą ustawę, to droga donikąd. Jesteśmy bowiem świadkami populizmu w komunistycznym wydaniu. Metody zapowiedziane przez władze przypominają bowiem politykę Wenezueli zanim nastąpił ostatni potężny kryzys, który wiązał się z potężną inflacją, która przetoczyła się przez ten kraj. Realizacja postulatów PiS niestety wepchnie Polskę na podobny kurs w kierunku gwałtownego wzrostu cen. Reguł ekonomii nie da się bowiem oszukać, wiele sektorów polskiej gospodarki wciąż ma o ponad 50% niższa wydajność pracy niż na Zachodzie i to jest fundament problemu niskich płac nad Wisłą. Rozwiązanie tego problemu wymaga jednak konstruktywnych reform, a nie politycznej demagogii.
Źródło: businessinsider.com.pl
fot. Kancelaria Sejmu/Krzysztof Białoskórski
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU