Głównym hasłem kampanii wyborczej PiS jest ogłoszenie planu rekordowej w historii podwyżki płacy minimalnej. Politycy zarzekali się, że w przyszłym roku ta osiągnie 3000 zł, aby następnie być podwyższona do aż 4000 zł. W taki sposób argumentowano, że osiągniemy poziom płacy minimalnej Hiszpanii i Wielkiej Brytanii.
Propozycja ta zszokowała wielu ekonomistów, ponieważ radykalnie podwyższy koszty pracy, napędzając i tak już rozpędzone tryby inflacji w Polsce. Pieniądze nie biorą się bowiem z powietrza i ktoś za podwyżki będzie musiał zapłacić. Nie będzie to jednak rząd, ponieważ Mateusz Morawiecki na konwencji ponownie pokazał, że jest mistrzem rozdawania cudzych pieniędzy, od których na dodatek potrafi odpalić procent do własnej kieszeni. Płaca minimalna jest bowiem wypłacana nie przez rząd, a pracodawców, zatem to oni poniosą koszty zmian. Jednak sprytnym ruchem premiera w tym przypadku jest to, że paradoksalnie najwięcej na zmianach nie zarobią pracownicy, ale… budżet państwa.
Premier wolał bowiem nie wspominać, że w Polsce najniższe wynagrodzenia są obciążone 40% opodatkowaniem, co w połączeniu z akcyzą i VAT-em sprawia, że pracownik zatrudniony za najniższą krajową oddaje ostatecznie do budżetu ponad połowę swojego wynagrodzenia. Podwyżka płacy minimalnej połączona z Pracowniczymi Planami Kapitałowymi sprawia, że obciążenia podatkowo-składkowe pracownika wzrosną w przyszłym roku o aż 400 zł. Dla porównania pracownik w tym samym czasie zyska na rękę 500 zł, z których w sklepie następnie uiści podatek VAT i akcyzę, do których trzeba będzie doliczyć już dziś widoczny na półkach cichy “podatek inflacyjny”.
Innymi słowy, podwyżka płacy minimalnej to żadna hojność państwa. To prosty zabieg, aby pod pozorami empatii zbijać poparcie za cudze pieniądze, a przy okazji domknąć budżet na potrzeby finansowania “piątki Kaczyńskiego”.
Sytuacja w Polsce jest bowiem absurdalna, ponieważ dziś pracownik uczestniczący w PPK dostaje na rękę z pensji minimalnej 1582 zł, podczas gdy jego praca jest warta aż 2744 zł, a 1161 zł różnicy stanowią podatki i składki. Polskie społeczeństwo od lat oszukuje się bowiem poprzez fałszowanie obrazu wynagrodzenia brutto, z którego wyjęto szereg składek tzw. “po stronie pracodawcy”, które nie obciążają pracownika tylko i wyłącznie w wyobraźni urzędników i populistycznych polityków.
Jednak wysoka płaca minimalna nie jest dla gospodarki neutralna. Problem ten był szeroko badany w ekonomii i są liczne publikacje, które wskazują, że podwyżka płacy minimalnej wypycha z rynku pracy osoby najbiedniejsze, pozbawione kwalifikacji. W USA w stanach, które forsowały wyższe stawki minimalne, wielkie firmy zareagowały min. redukcją zatrudnienia i postawieniem na mechanizację pracy, np. automaty sprzedażowe.
Problem ten jednak w Polsce ma szczególny wymiar, ponieważ mimo niskiego bezrobocia nasze państwo wciąż nie potrafi wciągnąć na rynek pracy osób z najniższymi kwalifikacjami. Wśród ludzi z wykształceniem podstawowym i gimnazjalnym aktywnych zawodowo zostaje bowiem zaledwie 40% Polaków.
różnica jest ważna, bo mamy w PL problem z wciągnięciem na rynek pracy osób słabszych – mniej produktywnych, gorzej wykształconych, bez doświadczenia. Oczywiście najważniejsze pytanie to jak sfinansować obniżkę podatków dla nich pic.twitter.com/6n2K4P02AM
— Aleksander Łaszek (@A_Laszek) September 9, 2019
Podwyżka płacy minimalnej stanowi dla tej grupy jeszcze większą barierę wejścia na rynek pracy.
Na podstawie powyższych liczb nasuwa się jednak czysty wniosek, że bieda osób najmniej zarabiających jest w znacznej mierze efektem tak ochoczo pomagającego im państwa. Czy obywatel potrzebowałby 500+ i całego systemu pomocy społecznej, jeśli najniższa krajowa wynosiłaby nie niecałe 1600 zł, ale 2700 zł? Najniższe wynagrodzenia nie powinny być w państwie solidarnym w zasadzie w ogóle bezpośrednio opodatkowane, a jedyne obciążenia powinny wynika z VATu i akcyzy w sklepach. Tak skonstruowanym jak dziś systemem podatkowym utrzymujemy ludzi w biedzie i zniechęcamy do pracy. PiS poza pustosłowiem o pozbawieniu owoców wzrostu gorszego zwykłego Kowalskiego nic w systemie rabunku nie zmienił. Wręcz przeciwnie, z roku na rok dokłada kolejne rozwiązania, aby tylko wycisnąć z pensji Polaków jeszcze więcej do budżetu.
To jest największe oszustwo dobrej zmiany, która poprzez tak wysokie opodatkowanie z jednej strony, a rozdawanie gotówki do ręki z drugiej postawiła stosunki społeczne na głowie, uzależniając dobrobyt społeczny nie od pracowitości, talentu i determinacji, ale jałmużny polityków.
fot. flickr/KPRM
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU