W polityce jedną z głównych zasad powinno być to, że nie można obrażać się na rzeczywistość, ale w elastyczny sposób zależnie od okoliczności szukać coraz to nowych dróg realizacji narodowych interesów. Powyższe nabiera szczególnego wymiaru w Unii Europejskiej, gdzie iście bizantyjska sieć powiązań między krajami, frakcjami i liderami tworzy szczególnie wymagający grunt dla dyplomatów.
Jednak labirynt politycznych intryg w Europie tak jak niesie zagrożenia, to także niesie olbrzymie szanse wynikające ze współpracy i integracji. Niestety nasi włodarze nie rozumiejąc panujących w Unii zasad dobrowolnie spychają się na jej margines. Bitwa 27:1 przeciw Donaldowi Tuskowi, forsowanie kandydatury Beaty Szydło, czy samobójcza szarża przeciw Fransowi Timmermansowi i zgodzenie się na wszystkie warunki Niemiec stanowiły tylko przykład szerszego zjawiska niezrozumienia realiów prowadzenie gry w Brukseli.
Kiedy bowiem PiS chwali się wstawaniem z kolan, to w tym sam czasie rozdano stanowiska w Komisjach Parlamentu Europejskiego. Jak na jeden z największych krajów Unii Europejskiej przystało Polska cieszy się w nich szeroką reprezentacją, która odzwierciedla poważanie wobec Warszawy… Tak przynajmniej chcielibyśmy tutaj napisać, ale rzeczywistość jest zgoła inna, ponieważ PiS nie potrafił wywalczyć niczego, ponieważ zdaje się, że ani nie miał ku temu poważnej determinacji, ani jego marginalnie mała frakcja w Europarlamencie nie ma wpływów, aby realnie rozdawać jakiekolwiek karty. W efekcie nasz kraj ma dosłownie 0 przewodniczących spośród 22 wybranych przedstawicieli. Stanowisk było zatem niewiele mniej niż krajów unii Europejskiej, jednak dla szóstego największego państwa zabrakło miejsca. Jakby tego było mało sytuacja jest upokarzająca, ponieważ kiedy z Polską w oczach propagandy PiS Unia ma się podobno liczyć, to w tym samym czasie postawiono nas w szeregu za opuszczającą wspólnotę Wielką Brytanią. Będące wśród elit Unii chodzącym żartem, pogrążone w politycznym chaosie Zjednoczone Królestwo dostało dwóch przewodniczących komisji.
Przewodniczący Komisji Parlamentu Europejskiego:
Niemcy – 5
Francja – 4
Belgia – 3
Włochy – 2
Hiszpania – 2
Wlk. Brytania – 2
Szwecja – 1
Rumunia – 1
Austria – 1
Słowacja – 1
POLSKA – O .. (ZERO) …oto potęga dyplomatyczna Państwa @pisorgpl
— ResPublicum (@ResPublicum1976) September 6, 2019
Tradycyjnie, za wyjątkiem właśnie Polski, najwięcej zgarnęli najwięksi. Niemcy 5 przewodniczących, Francja 4, a Włochy i Hiszpania po 2. Znamienne dla klęski Polski jest to, że malutka 10-milionowa Belgia zdobyła 3 stanowiska, a jedynymi przedstawicielami Europy Środkowo-Wschodniej była Słowacja i Rumunia – po jednym. Tym samym 5-milionowa Słowacja ugrała więcej niż my.
Oczywiście rozkład sił w Komisjach Parlamentu Europejskiego nie oddaje wprost siły państw, ponieważ jest on wynikiem umów europarlamentarnych frakcji, a nie szefów rządów. Jednak wykluczenie Polski z tego grona, zwłaszcza przy ofercie objęcia stanowiska w komisji zatrudnienia i spraw społecznych, jest znamiennym wskaźnikiem pozycji Polski. PiS wolał bowiem forsować Beatę Szydło, mimo że miał sygnały, że każda inna kandydatura może liczyć na szersze poparcie europosłów. Właśnie na miejsce Szydło nominację dostała pochodząca z naszego regionu Słowaczka Lucia Durisz Nicholsonova.
Pokazuje to, że nasz rząd całkowicie pogubił się w zasadach europejskiej dyplomacji. Nie jest bowiem tak, że w strukturach unijnych rządzi naga, brutalna siła. Kraje, które mają swoje priorytety, jeśli są zdeterminowane w celu forsowania konkretnych rozwiązań niejednokrotnie potrafią wiele ugrać. Przykłady skuteczności polityki takich krajów jak Dania czy Belgia, która nie tylko potrafią obsadzać stanowiska, ale i forsować korzystne rozwiązania, czym udowadniają, że nie sam rozmiar populacji ma znaczenie. PiS zapomina bowiem, że w Unii nie jest tak, że jeśli ktoś wygrywa, to ktoś musi stracić. Umiejętność takiego szukania kompromisu, aby samemu wygrać najwięcej, ale inni nie tracili, a w największym gronie nawet korzystali sprawia, że niemożliwe staje się możliwe.
Wymaga to jednak dobrego zrozumienia partnerów, ich potrzeb, oczekiwań. Wymaga to także unikania zbędnych konfliktów, które czynią konstruktywne rozmowy niemożliwymi. Polska mogłaby być potrzebnym politykom Francji i Niemiec bliskim sojusznikiem. Nie jest nim, bo nie ma wizji na takie partnerstwo. Niestety bowiem dziś największym problemem naszego kraju są wąskie horyzonty i brak wyobraźni elit, które na dyplomatycznych salonach zachowują się przysłowie jak słoń w składzie porcelany.
Źródło: Twitter
Fot. flickr/Sejm RP
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU