„Polityka” Patryka Vegi jest już w kinach. Miała zmienić bieg polskiej historii, pokonać PiS w najbliższych wyborach i wywołać serie skandali obyczajowych. Czy tak się stanie? Niżej podpisany redaktor Walewski był już na filmie… żebyście wy nie musieli.
Zacznijmy od fundamentalnego dziś pytania: czy Vega przestawi tą produkcją zwrotnicę polskich dziejów? Obudzone masy udadzą się 13 października do urn i zagłosują przeciwko PiS-owi, zaś reżyser będzie przez niektóre środowiska polityczne wychwalany niczym bohater narodowy? Na to odpowiem już na wstępie: NIE MA TAKIEJ MOŻLIWOŚCI! Jeśli Vega osiągnie „Polityką” cokolwiek to, tylko tyle, że w wyborach weźmie udział jeszcze mniej osób. Dlaczego? Już tłumaczę.
„Boska komedia” w 6 aktach
„Polityka” to w istocie sześć niezbyt zręcznie splecionych ze sobą noweli, które opowiadają kolejno o postaciach łudząco podobnych do: Beaty Szydło, Bartłomieja Misiewicza, Stanisława Pięty, ks. Tadeusza Rydzyka, Jarosława Kaczyńskiego i Grzegorza Schetyny. Film staje się przez to istną drogą do czeluści piekielnych (i przy okazji drogą krzyżową dla kinomana z krwi i kości), gdy po kolei, za pomocą poszczególnych postaci, pokazywane są nam kolejne grzechy polityków. Od naiwności, braku własnego zdania i deficytu profesjonalizmu (kobieta z broszką, która zostaje premierem), przez głupotę oraz arogancję (prawa ręka szefa MON) po skrajny cynizm (segment dot. opozycji).
Początkowo film nuży i wręcz męczy. Gdzieś do połowy miałem powracające myśli o wyjściu z seansu i zajęciu się czymkolwiek bardziej intrygującym (może prasowaniem skarpetek?). Większość postaci jest bowiem papierowa i nakreślona bardzo grubą kreską. Na tym tle najlepiej wypada Prezes. Choć poznajemy go w niemal pierwszych scenach „Polityki” jako stereotypowe odbicie ojca chrzestnego w partii rządzącej, w części poświęconej mu w całości udaje się jego postać wybebeszyć z pierzu i wypchać mięsem. W konsekwencji Vega kreuje go na postać realną, tragiczną, niejednoznaczną i jedyną szczerą, w tym co robi (tak, to największe zaskoczenie!).
Na przeciwnym biegunie jest tutaj osoba lidera opozycji. “Vegowy Schetyna” (choć to nazwisko nie pada ani razu) jest skrajnie cyniczny i zły. Przerysowany niczym postać z bajki Disney’a. To ostatnie – i też wiele co dzieje się wcześniej – stawia pod znakiem zapytania to, komu w rzeczywistości reżyser chce „dowalić”. Czarne charaktery z PiS (ponownie: ten szyld nie jest tu wymieniany) zostają przecież w większości ukarane, zaś opozycja, które kombinuje tylko, co by tu ukraść i jak cynicznie powrócić do władzy, nie jest siłą polityczną, której ktokolwiek przekazałby misję tworzenia rządu.
Mistrz marketingu
Vega pokazał na przykładzie „Polityki”, że jest mistrzem marketingu. Na wczorajszym seansie, na którym byłem, sala pękała w szwach, a ludzie kupili nawet bilety na najmniej wygodne miejsca. Sam film jest jednak słaby pod kątem artystycznym. Nie jest ani śmieszny (wszystko, co mogło bawić osoby z Vegowskim poczuciem humoru, jest w trailerze), ani szczególnie pobudzający do myślenia. Jeśli ktoś chce zobaczyć wyśmienite tego typu kino, odsyłam do zeszłorocznego „Vice” Adama McKay’a. Nową produkcję polskiego reżysera można śmiało odpuścić i poczekać, aż pojawi się na którymś serwisie VOD.
fot. Shutterstock/praszkiewicz
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU