Trzeba uczciwie przyznać, że strategia polityczna Prawa i Sprawiedliwości na rok wyborczy jest bardzo dobrze przemyślana i zgodna z całą narracją, jaką prowadzą konsekwentnie od 2015 roku. Z punktu widzenia przeciętnego wyborcy, który na co dzień polityką nie interesuje się wcale, przekaz jest prosty – partia Jarosława Kaczyńskiego obiecywała podzielić się publicznymi pieniędzmi z obywatelami i mimo to utrzymać budżet w ryzach. Środkiem do celu miało być odzyskanie olbrzymiej ilości pieniędzy, które przed 2015 roku wypływały z polskiego systemu podatkowego. Przeciwnicy obozu Zjednoczonej Prawicy przekonywali z kolei, że to się nie może udać, że budżet tego nie wytrzyma, że takich rezerw po stronie przychodowej po prostu nie ma, zwłaszcza gdy nie dojdzie do radykalnych cięć w finansowaniu usług publicznych, tak przecież przez lata zaniedbywanych i pogrążonych w permanentnym kryzysie czyli służby zdrowia czy edukacji. Dziś premier Morawiecki, z zacierającym w jego tle ręce Jarosławem Kaczyńskim, triumfują, ogłaszając na koniec swojej pierwszej kadencji rządów, że budżet na 2020 rok będzie po raz pierwszy od dekad planem zbilansowanych dochodów i wydatków. Zamiast katastrofy gospodarczej mogą ogłosić wielki sukces, który do przeciętnego Kowalskiego z pewnością trafi bardziej niż opisywane zwykle niezrozumiałym językiem afery polityków tego obozu.
Problem w tym, że wbrew oficjalnej narracji władzy taki budżet nie jest efektem świetnego nim zarządzania, tylko wypadkową postępującej znieczulicy obywateli na pogarszający się poziom usług publicznych i szeregu mniej lub bardziej zakamuflowanych działań, mających na celu wyciągnąć z naszych kieszeni możliwie najwięcej prywatnych pieniędzy. Nie wiedzieć czemu, duża część obywateli widzi tylko to, że państwo coś im w końcu daje, ślepnąc na fakt, że zabiera jeszcze więcej. Specjalnie dla Was przygotowaliśmy listę tych, którzy w 2020 roku “dorzucą się” do puli wyborczego budżetu, w znakomitej większości wbrew swojej woli.
- Rekordowo wysokie składki na ZUS
Polscy przedsiębiorcy, mimo regularnego wysuwania postulatów związania wysokości składek na ubezpieczenie społeczne z sytuacją finansową swojej firmy, wciąż muszą oddawać państwu stały haracz na rzecz przyszłej głodowej emerytury, niedostępnej dla maluczkich służby zdrowia itp. W 2020 roku kwota tej daniny zbliży się do 1500 zł miesięcznie, co u wielu z nich wywoła dygotanie całego ciała.
- Rozwali system, ale za dekady. Więc warto – likwidacja limitu składek na ZUS
Najbogatsi Polacy składkami na ZUS się nie przejmują, bo zarabiają na tyle dużo, że nie muszą liczyć każdej złotówki. Dużo do systemu wkładają i tyle samo chcieliby odzyskać, głównie w formie emerytury. By ich bardzo wysokie świadczenia nie wywoływały frustracji biedniejszych, wprowadzono limit składek na poziomie 30-krotności średniego wynagrodzenia. PiS jednak na gwałt potrzebuje ich pieniędzy już dziś, więc wraca do pomysłu jego zniesienia. Medialnie sprzeda się to ładnie – w końcu jeśli ktoś ma już więcej płacić podatków i danin, to niech to dotyczy najbogatszych.
- Wyższa akcyza na alkohol i tytoń
Rząd zamierza też podnieść ten podatek o 3 proc., a podwyżka będzie dotyczyła alkoholu etylowego, piwa, wina i wyrobów winiarskich oraz wyrobów tytoniowych, a także papierosów elektronicznych. Jak bardzo desperacja zagląda rządowi w oczy, że chce droższego alkoholu dla Polaków?
- Grabież pozostałości z OFE
Ci z obywateli, którzy podczas pierwszego “rozbioru OFE” wybrali dalsze oszczędzanie w drugim filarze, muszą przygotować się na utratę reszty swoich emerytalnych oszczędności. Skoro rząd zapisał to w budżecie na 2020 rok, to już postanowiono – OFE przejdą lada moment do historii, a rząd bezczelnie chce je nam już teraz opodatkować, by zdobyć pieniądze na bieżące wydatki. Nazywać się to będzie “opłata przekształceniowa”, ale będzie to nic innego jak ordynarna grabież w biały dzień.
- Jak najwięcej drożyzny
Nikt w PiS nie powie tego głośno, ale rozpędzająca się drożyzna w polskich sklepach, zwłaszcza ta obejmująca podstawowe towary spożywcze, to wspaniała wiadomość dla rządzących. Wyższe ceny, to wyższe wpływy z podatków pośrednich, zresztą bardzo optymistycznie zapisanych w planowanych przychodach.
Partia rządząca zaciera więc ręce, bo po ogłoszeniu takiego projektu budżetu na 2020 rok, zamknie usta wielu krytykom, wieszczącym gospodarczy koniec świata. Kij jednak ma dwa końce. Ogłoszenie, że budżet jest w historycznie dobrej kondycji, może mieć dla władzy smutne konsekwencje. Wiele grup zawodowych z tzw. budżetówki z pewnością uzna, że to najlepszy moment, by zażądać podwyżek.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU