Gorący spór wokół reelekcji Donalda Tuska na Przewodniczącego Rady Europejskiej pochłania większość uwagi krajowych mediów. Niepokorni dziennikarze skupiają się na wieszczeniu niemieckiego dyktatu w Europie, próbując za wszelka cenę doszukać się oznak mitycznego geniuszu prezesa. Inni rozważają, jak spektakularna porażka rządu może przybliżyć kres rządów dobrej zmiany i jaką rolę sam Tusk może w tym spektaklu odegrać.
Jednak w tym całym gwarze trudno znaleźć kogoś, kto pokusi się o odpowiedź na pytanie, po co potrzebny jest Donald Tusk na stanowisku Przewodniczącego Rady Europejskiej? Jest to funkcja o znaczeniu kontynentalnym, która ma wpływ na samo przetrwanie wspólnoty jako całości. Właśnie dlatego dla zrozumienia znamiennego wyniku głosowania 27:1 warto wznieść się ponad postrzeganie tego wydarzenia przez pryzmat wojny polsko-polskiej i skupić się na tym, co wybór Tuska oznacza dla Unii Europejskiej.
Wokół szefa Rady Europejskiej narosło w Polsce kilka mitów. Jednym z najważniejszych zarzutów podnoszonych przez rząd było rzekome niedbanie przez Tuska o polskie interesy w Brukseli. Retoryka bardzo skuteczna dla niezaznajomionych w unijnych realiach obywateli, jednak nie mająca pokrycia w rzeczywistości. Jeśli przyjmiemy bowiem, że każdy Polak na stanowisku unijnym ma się skupić zamiast na swojej pracy na załatwianiu czegoś Polsce, to możemy od razu zamknąć cały biznes o nazwie Unia Europejska. W takim przypadku wspólnota zmieni się w biurokratycznego molocha, gdzie wszyscy wydzierają sobie nawzajem ochłapy, zamiast tworzyć jakąkolwiek wartość dodaną. Nie o to w tym wszystkim chodzi.
Przewodniczący Rady Europejskiej otrzymał większe kompetencje w ramach Traktatu Lizbońskiego właśnie po to, aby zwiększyć współpracę a nie konkurencję między krajami członkowskimi. Do zadań Donalda Tuska należy bowiem przede wszystkim wspomaganie osiągania spójności i konsensusu w Radzie Europejskiej. Czyli mówiąc prostym językiem, przewodniczący ma być moderatorem dyskusji na poziomie europejskim, szukać kompromisów pomiędzy często skrajnie sprzecznymi stanowiskami poszczególnych krajów oraz obniżać emocje towarzyszące negocjacjom. Dzięki tej roli w założeniu Unia miała być bardziej spójna w swojej polityce, co pomogłoby stawić czoła jej światowym rywalom – USA i Chinom. Z tego ostatniego zadania wynika też funkcja reprezentacji wspólnoty na zewnątrz przez przewodniczącego.
Jak widzimy na przykładzie Polski częste w UE są także spory na linii liderzy krajów członkowskich, a urzędnicy w Brukseli, stąd Donald Tusk odpowiadając za przygotowanie i ciągłość prac Rady Europejskiej, koordynuje tak naprawdę integrację działań szefów rządów i Komisji Europejskiej.
Jeśli weźmiemy pod uwagę powyższe kompetencje, którym daleko od bycia królem czy nawet prezydentem Europy, to zupełnie inne światło pada na zarzuty o silną współpracę Tuska z Angelą Merkel. Gospodarka Niemiec jest najsilniejsza w Europie, jest prawie siedem razy większa od Polskiej, stąd nie ma się co dziwić, że Berlin będzie miał większy wpływ na kierunek Unii niż Warszawa, to nie kwestia dyktatu, a zwykłej logiki. Rolą Tuska jest znalezienie wspólnego języka pomiędzy najsilniejszymi i słabszymi państwami kontynentu, ale znając zasady uprawiania dyplomacji wiadome jest, że nie da się tego osiągnąć bez dobrych relacji z kluczowymi graczami w Europie, tym bardziej, że państwa takie jak Polska same niejednokrotnie wykluczają się z decyzyjności.
Tu dochodzimy do sedna, dlaczego Tusk został poparty jednogłośnie na szczycie. Awanturnictwo PiS to jedna kwestia, ale kluczowym było zapewnienie stabilności i przewidywalności prac Unii Europejskiej. Przewodniczącym Rady nie mógł być ktoś, kto zamiast szukać kompromisów, będzie wszczynał nowe konflikty pomiędzy państwami członkowskimi. W Europie bardziej niż w Polsce przywódcy zdają sobie sprawę z kluczowych wyzwań, przed jakimi stanęła wspólnota. Trwają negocjacje ws. Brexitu, w których Donald Tusk też odgrywa rolę, zmiana uczestników rozmów w ich trakcie nie działa na korzyść Brukseli. Co bardzo istotne, Tusk jest czołowym liderem stawiającym niepodważalność swobody przepływu osób, w tym pracowników do Wielkiej Brytanii, jeśli ta chce pozostać we wspólnym rynku. Jest to działanie na korzyść setek tysięcy Polaków pracujących na Wyspach. Można przypuszczać po kalkulacjach ministerstwa rozwoju, że PiS postrzega to jako działanie na szkodę Polski, ponieważ wyrzuceni z Albionu emigranci byliby zmuszeni wrócić nad Wisłę i pracować na obietnice socjalne rządu. Mało też się w Polsce mówi o pracach, jakie są prowadzone w polityce antyimigracyjnej. Porozumienie z Turcją o zawracaniu uchodźców z Grecji okazało się skuteczne i liczba nielegalnych imigrantów w tej części kontynentu spadła w niektórych okresach roku nawet kilkukrotnie. Obecnie za wyzwanie Bruksela uważa uporanie się z imigracją z Afryki Północnej, która jest obecnie głównym szlakiem migracji. Aby rozwiązać te problemy wspólnota nie może być skupiona na wojnie domowej, ale musi okazać skuteczność. Warto pamiętać, że jest to w Europie Zachodniej bardzo delikatna kwestia, ponieważ każde działanie na tym polu musi uzyskać społeczną akceptację, o którą w otwartych społeczeństwach zachodu jest często trudno. Donald Tusk ma dla naszego regionu pozytywną wartość, ponieważ rozumie zarówno Polską jak i zachodnioeuropejską mentalność, dlatego łatwiej niż np. kandydatowi z Irlandii będzie mu szukać wspólnego języka dla nowych i starych państw Unii.
Tusk nie jest oczywiście kandydatem idealnym. Wielu zachodnich komentatorów oceniało jego pierwsza kadencję jako “średnią”. Europa miała problemy ze zdecydowanym podjęciem działań w sytuacjach kryzysowych, a gospodarczo kontynent wciąż stoi w miejscu. Donald Tusk rozpoczął swoją kadencję z jednym strategicznym dla Polski projektem – unią energetyczną, której do dziś nie udało się zrealizować. Projekt zakładał dywersyfikację źródeł dostaw, wspólne przez całą Unię zakupy gazu z Rosji czy rozbudowę infrastruktury zabezpieczającej poszczególne kraje przed odcięciem dostaw. Przewodniczący bywał też krytykowany za przyzwalanie na załatwianie spraw w wąskim gronie najsilniejszych krajów, jednak równocześnie był oponentem Europy dwóch prędkości, koncepcji, która pojawia się coraz głośniej na salonach już od kilku lat.
Donald Tusk jest najlepszą z opcji jaką mieliśmy do dyspozycji. Oferuje stabilność polityczną Brukseli oraz stanowi gwarancję, że na szczytach będzie istnieć grunt na wypracowywanie konsensusu, który jest podstawą do reformy Unii Europejskiej. Były premier ma narzędzia i doświadczenie, aby wpłynąć pozytywnie na politykę europejską, to czy tego dokona, będzie zależało od jego własnej determinacji, za którą będziemy mogli go za 2,5 roku rozliczyć.
fot. flickr/ EC
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU