Państwo zarządza zasobami liczonymi w setkach miliardów złotych. Można zatem powiedzieć, że z perspektywy jakości życia w Polsce skuteczność procesu decyzyjnego na szczytach administracji państwowej jest kluczowa, aby gospodarka mogła w sposób niezakłócony dalej się rozwijać, a świadczone usługi publiczne były na europejskim poziomie. Tych celów nie osiągniemy jednak nie stawiając na wykwalifikowaną kadrę. Jeden nieprzygotowany do piastowanego stanowiska pracownik to bowiem nie tylko dziesiątki tysięcy złotych zmarnowanych na jego wynagrodzenie, ale bardzo często kolejne, ale już miliony złotych strat wynikających z niekompetentnych decyzji. Mimo tej oczywistej prawdy zarządzanie państwem od lat stoi na żenująco niskim poziomie, a premier Mateusz Morawiecki w ferworze wewnątrzpartyjnej walki o wpływy tylko dokłada kolejną cegiełkę do krajobrazu zarządczego chaosu. Jak donosi bowiem “Rzeczpospolita” tekę wiceministra dostała protegowana szefa rządu pomimo braku nawet wyższego wykształcenia.
Kontrowersje wzbudziła 28-letnia wiceminister inwestycji i rozwoju Anna Gembicka. Poza wspominanym stanowiskiem objęła ona również funkcję pełnomocnika ds. małych i średnich przedsiębiorstw. Kiedy jednak strona resortu zachwala jej kompetencje, ujęte w słowach „posiada doświadczenie w pracy w organizacjach pozarządowych oraz podmiotach zajmujących się tematyką funduszy unijnych“, to jak ujawniają dziennikarze rzeczywistość jest dalece inna.
Głównym doświadczeniem wiceminister okazuje się bycie przez ostatnich kilka lat asystentką i doradcą Mateusza Morawieckiego. Miała ona wprawdzie rozpocząć studia prawnicze, jednak do dziś ich nie ukończyła. Ta sprawa ma tutaj olbrzymią wagę, ponieważ nie każdy może pełnić tak wysokie stanowiska. Przykładowo wyższe wykształcenie jest wymogiem dla członka gabinetu politycznego ministra. Tymczasem na o wiele ważniejszą funkcję wiceministra przepisy są już mniej jednoznaczne, co w tym przypadku wykorzystał Morawiecki. Licząc na zdrowy rozsądek decydentów zapisano bowiem w ustawie ogólną zasadę, że kandydat „ma odpowiednie wykształcenie i odbyła aplikację administracyjną“. Jednak przy rażącym zaniżaniu standardów politycznych słowo “odpowiednie” zostaje sprowadzone do synonimu “dowolne”.
Sama zainteresowana nie widzi jednak w sprawie problemu:
„Uprzejmie informuję, że w bieżącym roku akademickim wznowiłam studia prawnicze na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Obecnie oczekuję na uzyskanie absolutorium i przyjęcie mojej pracy magisterskiej. Termin obrony mojej pracy magisterskiej zostanie prawdopodobnie wyznaczony na pierwszą połowę września bieżącego roku”
Jak widać do funkcji w rządzie można dziś aspirować nie według aktualnych kompetencji, ale tych potencjalnie przyszłych. Przekładając to na życie codzienne, to czy chcieliby się Państwo leczyć u kogoś, kto nie ma uprawnień zawodowych i nie jest lekarzem, ale zaczął studia i może je kiedyś jeszcze skończy? Jest to bowiem taki sam poziom profesjonalizmu. Tymczasem o ile wykonywanie obowiązków przez personel uczący się pod odpowiednim nadzorem jest jak najbardziej dopuszczalne, to jednak nie ma kraju w Europie poza Polską, który uznałby, że wiceminister to funkcja dla w zasadzie początkującego stażysty. Jeśli takie będą standardy obsadzania kierowniczych stanowisk w państwie, to czeka nas zalew błędnych decyzji i straty idące w miliardy.
Źródło: Rzeczpospolita
fot. Kancelaria Sejmu/Krzysztof Białoskórski
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU