Jednym z największych sukcesów ery państw demokratycznych stało się przeobrażenie obywatela z biernego obserwatora procesu stanowienia prawa w jego aktywnego uczestnika. Pytanie obywateli o opinie w procesie konsultacji społecznych nie jest tylko elementem szacunku czy prostym budowaniem kapitału społecznego, ale stanowi najprostsza drogę do wyeliminowania z wprowadzanych zmian większości błędów i niedociągnięć.
Można powiedzieć wręcz, że bez procesu konsultacji nie ma mowy o stanowieniu dobrego jakościowego prawa, ponieważ nikt nie ma większej wiedzy o problemie niż ludzie, których on bezpośrednio dotyczy. Przykładowo lekarze i pacjenci będą mieli wartościową wiedzę o problemach służby zdrowia, środowisko prawnicze o funkcjonowaniu sądów, a działacze pozarządowi o problemach społecznych. Jest to wiedza, której nie zastąpią opracowania teoretyczne.
Jednak w państwie Prawa i Sprawiedliwości obywatel z wartościowego partnera stał się dla obozu rządzącego zagrożeniem w realizacji jego podstawowej potrzeby – ekspansji władzy.
Partia, która rozumuje dobre prawo jako pałkę, którą można przywalić oponentom, zabrała się bardzo skutecznie za wykluczenie Polaków z procesu legislacyjnego.
Obecna kadencja Sejmu przyniosła bowiem niemal całkowite wyeliminowanie konsultacji społecznych. Choć przy wielu grzechach PiS może to wydawać się sprawa nie najbardziej istotna, jednak to właśnie ten element cofa ustrojowo nasz kraj 10 lat wstecz.
Jednym z ulubionych zabiegów PiS stało się zaniechanie zgłaszania projektów rządowych, a zamiast tego wnoszenie ich przy pomocy podstawionego posła, jako projekt poselski. Taka drobna zmiana przynosi jednak gigantyczne konsekwencje, ponieważ projekty poselskie nie wymagają ani konsultacji społecznych, ani nawet takich między poszczególnymi ministerstwami. Szczególnie korzystne dla PiS w tym wypadku jest także pominięcie procedury oceny negatywnych skutków regulacji, bo jak wiemy, w wielu przypadkach takie dokumenty byłyby dla pomysłów rządu druzgocące. Przykładem może tu być ustawa “Za życiem”, która wymyślona na kolanie miała przykryć rozczarowanie środowisk pro life odrzuceniem całkowitego zakazu aborcji. Rozwiązanie okrzyknięte hasłem 4000+ jak i reszta pomysłów zawartych w projekcie była absurdalna, ponieważ zainteresowanych nie zapytano o ich potrzeby, a ustawa została uchwalona w 10 dni.
Właśnie droga poselska umożliwiła wprowadzenie ustaw w trybie ekspresowym, co stało się podstawowym elementem politycznego “blitzkriegu” w wykonaniu PiS, który zademonstrowano podczas demontażu Trybunału Konstytucyjnego. W efekcie, w pierwszym roku rządów Beaty Szydło średni czas procedowania ustawy (od opublikowania projektu do podpisania przez prezydenta) wyniósł zaledwie 87 dni, przy czym burzliwy pierwszy kwartał był rekordowy, bo wtedy czas ten wynosił 19 dni!
Odsetek projektów poselskich wzrósł z 13% w poprzedniej kadencji Sejmu do aż 40% w obecnej, co obrazuje skalę tego zjawiska.
W ścieżce poselskiej jest także element manipulacji obywatelem. Na przykładzie ustawy metropolitalnej Warszawy Jacka Sasina, który jak wiemy nie był jej prawdziwym autorem, widzimy, że możliwe stało się stworzenie wentylu bezpieczeństwa w przypadku medialnej porażki danej ofensywy. Ostra krytyka z jaką spotkały się plany wobec stolicy nie dotknęła w pełni rządu, ponieważ ten skrzętnie mógł zrzucić odpowiedzialność na “szeregowego” posła i schować go na jakiś czas z pierwszego szeregu, aż sprawa ucichnie.
To niestety nie koniec marginalizacji konsultacji. Nawet w projektach rządowych stosowane są zabiegi ich eliminacji. Szczegółowy raport w tej sprawie opublikowała Fundacja Batorego. Organizacja zwróciła uwagę, że ministerstwa stosują najczęściej najkrótszy wymagany okres konsultacji – 2 tygodnie, przy równoczesnych zaleceniach Unii Europejskiej, aby czas ten nie był krótszy niż 6 tygodni. Co więcej, w konsultacjach ogłaszane są często wczesne wersje projektów. Warto pamiętać z czym mieliśmy do czynienia w przypadku nowelizacji ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa, kiedy o części pomysłów zmian sędziowie dowiadywali się z mediów.
Fundacja wskazała także, że nawet przy projektach poselskich dobrym obyczajem było zorganizowanie wysłuchania publicznego celem zebrania uwag, podczas gdy w pierwszym roku rządów PiS takie spotkania odbyły się zaledwie dwa!
Konsekwencje takiego sposobu stanowienia prawa będą długofalowe. Nowe ustawy uchwalane na Wiejskiej roją się od błędów i absurdów, których symbolem stał się Lex Szyszko, a następne miesiące ujawnią zapewne kolejne równie destrukcyjne błędy. Co więcej, budowanie w Polsce kapitału społecznego zaangażowania w życie publiczne zwykłych mieszkańców jest procesem powolnym i trudnym, a przez pogardę dla obywatela reprezentowana przez obecny rząd, nawet zagrożone. Na taki sposób uprawiania polityki nie powinno być w państwie demokratycznym przyzwolenia, niestety Polska wciąż ma krótkie doświadczenie na tej ścieżce ustrojowej, przez co Polacy wciąż nie doceniają znaczenia wielu narzędzi, jakie demokracja im ofiarowała.
fot. flickr/ Rafał Zambrzycki
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU