O wspólnej liście do Sejmu wszystkich partii opozycyjnych możemy już chyba ostatecznie zapomnieć. Polskie Stronnictwo Ludowe ustami wielu swoich czołowych polityków mówi wprost – rozmowy z PO już nie toczą i na zmianę zdania nie ma już szans. Co więcej, prezes PSL, Władysław Kosiniak-Kamysz snuje wręcz plany istotnego zwiększenia liczby posłów z firmowanej zieloną koniczynką listy.
Walczymy o dobry wynik, o pozycję, która daje możliwość stworzenia silnego klubu: 30-40 osobowego. Walczymy o 8-10 procent. To jest możliwe, bo wiem, ile osób dzisiaj już mówi o potrzebie normalności, potrzebie akceptacji programów społecznych – mówił wczoraj w radiu RMF FM.
Dziś jednak okazało się, że działania PSL w celu osiągnięcia jak najlepszego wyniku wyborczego tej jesieni obejmą także zerwanie rozmów na temat wspólnego startu ugrupowań opozycyjnych i popularnych samorządowców do Senatu, co od wielu miesięcy było przedstawiane jako jedyny w pełni realny i w dużej mierze prawdopodobny plan zahamowania wszechwładzy Prawa i Sprawiedliwości w przyszłej kadencji. W końcu zdobycie większości w Senacie poprzez wystawianie w jednomandatowych okręgach wyborczych jednego wspólnego kandydata “antyPiS” miało dać gwarancję przejęcia izby wyższej Parlamentu i blokowanie tak groźnych planów partii Jarosława Kaczyńskiego, jak przejęcie mediów prywatnych, ubezwłasnowolnienie samorządów czy dalsze zadłużanie polskiego budżetu. Ta ostatnia nadzieja wielu wyborców partii opozycyjnych właśnie upada i wygląda na to, że głównym tego powodem będzie urażona duma ludowców.
Jak pisze Michał Wróblewski z Wirtualnej Polski, lider PSL miał się nawet zwierzać swoim współpracownikom, że stracił już wiarę w wygraną opozycji z PiS, a sam ma dosyć tłumaczenia się swoim sympatykom z koalicji z lewicą. W życiu nie dostałem po dupie tak, jak w kampanii europejskiej, kiedy ludzie na wsiach wyzywali nas od “tęczowych” – mówił.
Co gorsza, ludowcy rozpoczęli także aktywne działania w celu pozyskania w swoje szeregi polityków, którzy z Grzegorzem Schetyną mają na pieńku. Jednym z nich ma być niezwykle popularny we Wrocławiu Bogdan Zdrojewski, który potwierdza prowadzenie rozmów z PSL. Były prezydent stolicy Dolnego Śląska, minister kultury i europoseł zapowiadał od miesięcy, że nie zamierza startować w wyborach do Sejmu, ale wobec pojawienia się propozycji startu do Senatu jako kandydat PSL Koalicji Polskiej rozważa jej przyjęcie. W przypadku startu mandat senatorski miałby w zasadzie pewny, bowiem trudno wskazać we Wrocławiu rywala z politycznej drugiej strony, który mógłby nawiązać z nim choćby częściowo wyrównaną walkę. Taki rozwój sytuacji nie byłby dla opozycji zły – w końcu Zdrojewski to nadal Zdrojewski, o którego sprzyjanie szkodliwym pomysłom PiS raczej trudno podejrzewać.
Problem jednak w tym, że jeśli PSL w każdym z innych okręgów do Senatu wystawi konkurencyjnego dla Koalicji Europejskiej kandydata, może to doprowadzić do osłabienia wspólnego frontu i jednak wybór “trzeciego”, który dzięki zmobilizowanemu elektoratowi zdobędzie najwięcej głosów i mandat senatorski. Ludowcy grają zatem w bardzo niebezpieczną grę, której stawką jest utrzymanie pełni władzy przez ekipę “dobrej zmiany”. Jeśli plan szerokiego frontu “antyPiS” do Senatu faktycznie runie, to tylko z winy liderów Polskiego Stronnictwa Ludowego. Wówczas to Władysław Kosiniak-Kamysz otrzyma od Jarosława Kaczyńskiego bukiet biało-czerwonych róż.
fot. flickr/Sejm RP
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU