Pod koniec stycznia Robert Biedroń deklarował, że owszem, wystartuje w wyborach do Parlamentu Europejskiego, jednak najprawdopodobniej będzie jedynie “lokomotywą wyborczą”, która poprowadzi listę do jak najlepszego wyniku, by później nie objąć mandatu europosła i oddać go następnej osobie z listy. Było to na kilka dni przed oficjalnym ogłoszeniem nazwy jego inicjatywy i konwencją założycielską Wiosny. W pierwszych sondażach, jakie pojawiły się po niej, były prezydent Słupska miał wiele powodów do zadowolenia. Z miejsca wskoczył na pozycje trzeciego gracza w polskiej polityce, a sondaże dawały mu nawet 17% poparcia. Niewątpliwie działał efekt świeżości oraz przeciągające się rozmowy pozostałych partii opozycyjnych w sprawie zbudowania szerokiego frontu przeciw PiS, którego to Wiosna od początku nie zamierzała być częścią.
Dziś jednak sytuacja nie jest już taka klarowna. Efekt świeżości się wyczerpał, irytujące stały się także występy lidera Wiosny, często popadającego w samouwielbienie. Dodatkowo powstała także Koalicja Europejska złożona z PO, N, SLD, PSL i Zielonych, co samo w sobie stało się wydarzeniem bez precedensu w polskiej polityce. Polaryzacja sceny politycznej się pogłębiła, a Wiosna zaczynała wyraźnie notowaniami odstawać. W ostatnich badaniach niebezpiecznie zbliżyła się do granicy progu wyborczego. Na ten temat Robert Biedroń był nawet wczoraj odpytywany przez Bogdana Rymanowskiego w programie “Wydarzenia i Opinie” w Polsat News.
Miesiąc temu pańska partia miała w sondażach i to w kilku 13, 14, 15%. Dzisiaj ma 6, 7%. Czyli spadliście – zauważył dziennikarz.
– Nieprawda. Pan redaktor cytuje ośrodek badawczy CBOS, który dla rządu takie badania robi – odparł lider Wiosny.
– Są trzy inne sondaże, które mówią dokładnie to samo. Jesteście poniżej 10%.
– Ostatnia średnia z sondaży wyciągnięta z lutego jest 11%.
– Mamy marzec.
– Ale jeszcze nie ma średniej – robił dobrą minę do złej gry Biedroń.
Taki spadek notowań musiał jednak wywołać u lidera Wiosny pewną refleksję, bowiem dziś nieoczekiwanie złożył nową deklarację w sprawie swojej przyszłości w Parlamencie Europejskim. Nagle okazało się, że nie tylko wystartuje w tych wyborach, ale także obejmie w PE mandat.
Oczywiście, że obejmę [mandat europosła] i będę sprawował ten mandat do momentu, w którym wystartujemy do polskiego parlamentu, ponieważ jestem liderem listy. Odpowiadam za tę drużynę. Muszę mieć pewność, że ta drużyna dostanie się do PE i że to będą ludzie reprezentujący wartości. Gdybym nie startował, to bym osłabił drużynę, to po prostu bym nie wprowadził tych ludzi. Mówię to szczerze. Nie jestem jak inni politycy, którzy oszukują, wmawiają ludziom, że będą tam i później rezygnują – powiedział w porannej rozmowie z Jackiem Żakowskim w Poranku Radia TOK FM.
Trudno nie odnieść jednak wrażenia, że zmiana stanowiska w tej kwestii podyktowana jest zabezpieczeniem własnych interesów. W końcu lepszy mandat w europarlamencie dziś, niż kompletnie niewiadomy mandat w polskim Sejmie jutro. Problem jednak w tym, że jeśli lider Wiosny dziś mówi, że “oczywiście” obejmie mandat, a niecałe dwa miesiące temu “oczywiście” miał go nie przyjąć, to poważnym problemem lewicowego polityka staje się zdolność realizacji własnych zapowiedzi. Wyborcy mają prawo poczuć się zdezorientowani i zacząć się zastanawiać, czy rzeczywiście celem Wiosny jest wprowadzenie do polskiej polityki “nowej jakości”, czy jednak tylko wprowadzenie do niej swoich ludzi w każdej z możliwych okazji.
Źródło: 300polityka.pl
fot. Shutterstock/Tomasz Bidermann
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU
