Problemy strefy Euro? Angela Merkel o wspólnej europejskiej walucie.
Angela Merkel podczas konferencji w Monachium otwarcie skrytykowała walutę euro. Wskazała, że nie odpowiada ona potrzebom gospodarczym Niemiec. Nagła zmiana zdania przez kanclerz, która przez ostatnie lata uchodziła za głównego patrona unii monetarnej, rodzi pytania o przyszłość euro.
Angela Merkel w sobotę ogłosiła, że polityka monetarna Europejskiego Banku Centralnego jest nastawiona na potrzeby krajów pokroju Hiszpanii czy Słowacji, przez co Niemcy tracą. Kanclerz zasugerowała, że w przypadku utrzymania marki niemieckiej wartość tej waluty byłaby wyższa niż euro, które z punktu widzenia Berlina ma wartość zaniżoną.
Jest to w ostatnim czasie kolejna kontrowersyjna wypowiedź o wspólnej walucie. Jeszcze niedawno bliski doradca Donalda Trumpa oskarżył Niemcy o wykorzystywanie ekonomiczne Stanów Zjednoczonych. Chodziło o to, że Berlin ma rzekomo użyć unię walutową do zwiększania konkurencyjności niemieckiej gospodarki, a pozostałe kraje strefy euro są przez naszego zachodniego sąsiada wykorzystywane.
Dotychczasowa agresywna postawa nowej administracji amerykańskiej może tłumaczyć, dlaczego te słowa padły właśnie podczas konferencji w Monachium, w której brał także udział wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Mike Pence. Jest wysoce prawdopodobne, że kanclerz Niemiec postanowiła odbić piłeczkę i dać jasno do zrozumienia, że wspólna waluta przynosi poszczególnym uczestnikom zarówno korzyści jak i straty, w czym Niemcy nie są wyjątkiem. Za tą tezą przemawia dobitne podkreślenie przez kanclerz, że nie ma wpływu na politykę realizowaną przez Europejski Bank Centralny.
Co więcej danie przez Angelę Merkel do zrozumienia, że Niemcom nie musi zależeć na euro to najprostszy sposób, aby wybić przeciwnikom argument z ręki o ustawianiu układu gospodarczego Europy pod potrzeby Berlina.
Nie można odmówić Angeli Merkel umiejętności prowadzenia wysokiej klasy dyplomacji. Nie zmienia to faktu, że wypowiedź z Monachium to próba klasycznego odwrócenia uwagi od problemu strefy euro. Jest to cicha gra na linii Berlin-Waszyngton, w której stawką są miliardy dolarów.
Jeśli przyjrzymy się liczbom, to nie trudno dziwić się dlaczego wspólna waluta budzi takie emocje. Stany Zjednoczone są największym partnerem handlowym Unii Europejskiej i równocześnie kierunkiem, na którym wspólnota notuje największe nadwyżki handlowe. W 2015 roku do USA wyeksportowano towary o wartości ponad 371 mld euro, a w tym samym czasie import wyniósł tylko 248 mld euro. Ten wielki ujemny bilans handlowy z Europą uwiera rząd Stanów Zjednoczonych, stąd poprzednia administracja próbowała sfinalizować korzystną dla amerykańskich korporacji umowę o wolnym handlu, a obecnie Donald Trump próbuje rozgrywać los strefy euro.
Sytuacja stała się obecnie szczególnie niekorzystna dla Waszyngtonu, ponieważ euro w ostatnich latach straciło ponad 20% swojej wartości do dolara, przez co konkurencyjność krajów unii walutowej wzrosła.
Z perspektywy Berlina nie jest także tajemnicą, że wbrew wypowiedzi Angeli Merkel, niemiecka gospodarka najbardziej skorzystała ze wspólnej walucie. Niemcy są najbardziej uprzemysłowionym krajem unii, a w ich gospodarce wciąż pokaźną rolę odgrywa eksport. W samym 2016 roku nadwyżka handlowa Niemiec wyniosła aż 257 mld euro, co jest jednym z najlepszych wyników w skali świata. Kanclerz miała rację mówiąc, że marka niemiecka byłaby silniejszą walutą od euro, jednak nie byłaby to dobra informacja dla przemysłu za Odrą.
Bynajmniej nie można mówić, że dobra kondycja gospodarki naszych zachodnich sąsiadów to efekt strefy euro, ponieważ na sukces Niemiec składa się szereg często trudnych reform gospodarczych, jakie zostały wdrożone za Odrą w ostatnich kilkunastu latach, a strefa euro tylko pozwoliła w pełni wykorzystać ich potencjał.
Żeby uzmysłowić sobie, że waluta to nie wszystko, warto porównać roczny bilans handlowy znajdującej się poza eurozoną Wielkiej Brytanii ( – 204,5 mld euro) z wynikami uchodzących za uciskane przez Niemcy – Włoch (+51,6 mld euro).
Jednak istnienie strefy euro miało także swoją cenę. Berlin zyskiwał przez lata wielkie nadwyżki handlowe, ale równocześnie znaczna część z nich musiała być lokowana w, z założenia, częściowo niezwracalne obligacje skarbowe sypiących się gospodarek południa Europy – Grecji, Włoch, Hiszpanii. Ta nieustanna kroplówka wprawiła sporą część Niemców w poczucie, że nasz zachodni sąsiad musi do całego interesu sporo dopłacać i takiemu jednostronnemu wykorzystywaniu musi nadejść kres. Przy niekorzystnych wynikach przedwyborczych sondaży faworyzujących Martina Schulza nad Angelą Merkel, kanclerz Niemiec potrzebuje wyciszyć, także ze względów polityki wewnętrznej, kontrowersje wokół problemów strefy euro, ponieważ to może zdecydować o jej zwycięstwie.
Widzimy zatem, że wspólna waluta znalazła się pod szczególnie silnym ostrzałem, który zagraża jej przetrwaniu. Niemniej jednak wszystko wskazuje na to, że Angela Merkel wcale nie składa broni w walce o przetrwanie unii, ale po prostu dostosowuje swoją strategię do trudnych okoliczności w jakich się znaleźliśmy. Jest to dobry sygnał dla Europy, ponieważ obojętnie jakbyśmy nie oceniali wolnej waluty, to zarówno przyszłość jej, jak i samej Unii Europejskiej powinna być ustalana niezależnie, w wewnętrznym gronie państw europejskich, bez nacisków z zewnątrz.
fot. Shutterstock/ 360b
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU