Przemoknięty kapiszon – tak najważniejsi politycy obozu władzy nazywają publikacje “Gazety Wyborczej” o kulisach powstawania inwestycji K-Towers przy ul. Srebrnej 16 oraz prawdopodobnym oszustwie, jakiego dopuścił miał się prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński względem Geralda Birgfellnera. Wydaje się oczywiste, że gdyby takie same dowody i zeznania świadka dotyczyły każdego innego parlamentarzysty, to w Sejmie zaledwie po dwóch tygodniach od zawiadomienia już znajdowałby się wniosek o uchylenie immunitetu poselskiego by postawić sprawcy oszustwa zarzuty karne. Sprawa dotyczy jednak samego prezesa partii rządzącej, wobec którego przez ostatnie 30 lat stworzono aurę krystalicznie uczciwego, pozbawionego żądzy pieniądza idealisty, a jej pozytywne rozpatrzenie przez prokuraturę doszczętnie by ten obraz niszczyło.
Dlatego też śledczy mają gigantyczny problem, co z tym zawiadomieniem zrobić, tym bardziej że każde wyjście jest złe. Na podjęcie decyzji w ramach postępowania sprawdzającego pani prokurator Śpiewak ma zaledwie 30 dni. Sama w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie jest od niedawna, na dodatek jest delegowana z prokuratury rejonowej, która w każdej chwili może być cofnięta a jej kariera zawodowa zrujnowana. Problem jednak w tym, że dzięki maksymalnemu skupieniu się mediów na szczegółowym opisywaniu zarówno treści zawiadomienia, publikowaniu miażdżących dla Jarosława Kaczyńskiego dowodów jak i nawet przebiegu przesłuchań austriackiego biznesmena, odmówić śledztwa, bez kompromitacji zawodowej po prostu się nie da, bo zażalenie na decyzję o odmowie śledztwa niewątpliwie zostanie zmiażdżone w sądzie.
Jeśli śledztwo zostanie natomiast wszczęte, to może się dla prezesa PiS zrobić tylko gorzej – zostanie wezwany na przesłuchanie (zapewne w świetle kamer), być może postawione zostaną mu zarzuty (których szczegóły Polacy bardzo szybko poznają), być może zostanie tymczasowo aresztowany w czasie kampanii wyborczej i nazywać go w mediach będziemy Jarosławem K. Czy prezes Prawa i Sprawiedliwości, główny strateg i dowódca Zjednoczonej Prawicy może sobie na to pozwolić u kresu swojej politycznej kariery, odchodząc z niej nie w glorii chwały, a zhańbiony jako przestępca? Oczywiście, że nie może i właśnie tu pojawia się jedyna osoba, która na olbrzymich problemach lidera PiS zyskuje najbardziej.
W zbudowanym w głowie lidera Zjednoczonej Prawicy państwie, prokuratura jest w pełni podporządkowana ministrowi sprawiedliwości Zbigniewowi Ziobrze. Ma od władzę wydawać prokuratorom wiążące polecenia, przeglądać akta każdego śledztwa, zlecać ich kierunki. Ma moc zmiany prokurator prowadzącej sprawę, oraz częściową także w kwestii doboru sędziów mających rozpatrywać wnioski adwokatów Austriaka (algorytm systemu losującego sędziów wciąż jest okryty tajemnicą). To on może sprawić, że śledztwo owszem zostanie wszczęte, ale do czasu jesiennej elekcji nie ruszy się ani o krok, lub ruszy w sposób niezdarny, bez energii i bez ryzyka sformułowania zarzutów. Warto zauważyć, że w zasadzie żadne ze śledztw, jakie zostało uruchomione wobec ważnych polityków obozu władzy w ciągu ostatnich trzech lat nie doczekało się przygotowania aktów oskarżenia – afera z finansowaniem konwencji Solidarnej Polski ze środków unijnych, afera w dolnośląskim PCK, afera ze spółką Solvere aka afera billboardowa czy afera radomska. System ochrony przed wymiarem sprawiedliwości do tej pory działał świetnie, więc dlaczego miałby teraz zawieść? To byłoby możliwe tylko wtedy, gdyby Zbigniew Ziobro postanowił ulec swojej ambicji i właśnie w tym momencie rozpocząć proces przejmowania schedy po liderze PiS. Lepszego momentu bowiem mieć nie będzie.
To nie jest przypadek, że choć wszyscy najważniejsi formalnie politycy w Polsce, w Europie i na świecie rozmawiają z Kaczyńskim w siedzibie partii przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie, to godzinę po pierwszym przesłuchaniu Geralda Birgfellnera to lider PiS z podkulonym ogonem i po prośbie poganiał swojego kierowcę, by jak najszybciej zawiózł go do dworu Zbigniewa Ziobry przy Alei Róż. Nikt nie wierzy w oficjalne uzasadnienie tej wizyty, choć akurat rozmowa o szczegółach koalicji PiS z Solidarną Polską przed tegorocznymi wyborami oraz ostatecznym kształcie list wyborczych mogła mieć miejsce. Pierwszy jednak raz to minister sprawiedliwości i prokurator generalny mógł dyktować warunki. To on może dziś od Kaczyńskiego żądać w zasadzie wszystkiego, łącznie z przywróceniem mu wpływów w państwowych spółkach, które odebrał mu główny rywal do przyszłego przewodzenia obozem prawicy czyli premier Mateusz Morawiecki. Kaczyński dziś potrzebuje Ziobry tak jak nigdy wcześniej, bo chodzi o jego polityczne być, albo nie być. Prezes PiS zdaje sobie sprawę, że stworzył potwora, który wobec tak poważnego oskarżenia i mocno obciążającego go materiału dowodowego ma dziś w garści w zasadzie wszystkie instrumenty, by go politycznie zniszczyć, a potem jako pierwszy szeryf RP zająć jego miejsce. By tego uniknąć, Kaczyński potrzebuje od Ziobry cudu, za który z pewnością jest gotów naprawdę dużo zapłacić.
fot. flickr/Sejm RP
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU