Są takie chwile, gdy dwa plus dwa za żadne skarby nie równa się cztery. Prawo i Sprawiedliwość już nieraz udowodniło, że matematyka jest dla nich nauką bardzo skomplikowaną, zapisując w annałach swojej historii sromotną porażkę 1:27, jako bezapelacyjne zwycięstwo nad wszechobecnym złem, obsypane kwiatami i gratulacjami na lotnisku. Specjalizacja w pisaniu wszystkiego na nowo i na jedną modłę została doprowadzona do perfekcji. Jakby przyjąć tu szkolną skalę ocen, to szóstka jest oceną niewspółmierną do posiadanych umiejętności, bo podważanie wyniku najprostszych równań matematycznych jest nie tylko rzadkiej maści odwagą, ale przede wszystkim wiarą we własne zdolności.
I właśnie od kilku dni można się przekonać, że dwa plus dwa to nie jest cztery tylko pięć, albo nawet osiem. Sekwencja wydarzeń jaka nastąpiła po wtorkowej publikacji taśm Kaczyńskiego, opisujących jego biznesowe negocjacje, jest tego najlepszym przykładem. Z ust polityków Prawa i Sprawiedliwości i spod piór prorządowych publicystów, jak grom z jasnego nieba spadły określenia o kapiszonie i niewypale wypuszczonym przez Gazetę Wyborczą. Jakby tego było mało, mogliśmy usłyszeć o wystawionej prezesowi przez gazetę laurce i certyfikacie uczciwości. Cała narracja obozu rządzącego poszła w bagatelizowanie nagrań.
Gdy wszystko układało się w logiczne zakończenie najprostszego na świecie równania, nastąpiło tąpniecie, które każe przypuszczać, że taśmy Kaczyńskiego to nie jest żaden kapiszon. Najpierw CBA zatrzymało cztery osoby w tym Pawła Olechnowicza, byłego prezesa Grupy Lotos S.A. pod zarzutem wyrządzenia spółce w 2011 roku szkody majątkowej. Poranna realizacja służby antykorupcyjnej mogła być także próbą przykrycia zatrzymania bliskiego współpracownika Antoniego Macierewicza, Bartłomieja M. Nie do końca jestem przekonany do tej wersji, ponieważ były szef MON raczej ma być grillowanyw mediach i to było uderzenie konkretnie skierowane w jego osobę.
O tym, że w zamierzeniach nie było kamuflowanie korupcji, o jaką jest podejrzewany Bartłomiej M. może świadczyć wczorajsze posiedzenie sądu w sprawie Pawła Olechnowicza. Sąd odrzucił wniosek o tymczasowe aresztowanie i nie zastosował żadnych środków zapobiegawczych np. w postaci poręczenia majątkowego lub dozoru policyjnego, co jest kompletną porażką prokuratury. Może to oznaczać, że po poniedziałkowych zapowiedziach materiału Gazety Wyborczej, który miał się ukazać we wtorek, na rano pilnie szukano czegoś, co może neutralizować poranne doniesienia. Znaleziono Olechnowicza i wygląda na to, że sprawa nie do końca była gotowa dowodowo, jeżeli cała czwórka wyszła z tego bez szwanku.
Kapiszon wypuszczony przez Gazetę Wyborczą był tak bardzo nic nie znaczący, że wczoraj z kolei postanowiono wyjść z kontrą korupcyjno – obyczajową. Funkcjonariusze CBA podsłuchiwali biznesmenów z Łodzi, którzy poprzez Stefana Niesiołowskiego zabiegali o intratne kontrakty w spółkach skarbu państwa. Z nieoficjalnych informacji wynika, że były poseł Platformy Obywatelskiej był umawiany z prostytutkami, co było formą odwdzięczenia się biznesmenów za wsparcie. Niesiołowski wszystkiemu zaprzeczył, a prokuratura wysłała wniosek o uchylenie immunitetu i zamierza posłowi postawić zarzuty korupcyjne. Jednak hitem w tej całej historii są ustalenia Onet.pl. CBA wiedziało wszystko o Niesiołowskim już trzy lata temu. Cała operacja zaczęła się za poprzednich rządów, gdy szefem CBA był Paweł Wojtunik i dziwnym trafem wczoraj wypłynęła.
Na początku dwa plus dwa miało się równać uczciwości, laurce i największemu od drugiej wojny światowej niewypałowi. Działania CBA i prokuratury potwierdzają tylko panikę jaka zagościła w szeregach “dobrej zmiany” i to, że pierwotny przekaz był dobrą miną do złej gry. Osobnym wątkiem jest brak obecności od trzech dni ważnych polityków Prawa i Sprawiedliwości w mediach, które mogą zacząć im zadawać niewygodne pytania. Pisząc z rana tych kilka akapitów sprawdziłem wykaz porannych gości w stacjach telewizyjnych oraz radiowych i nie ma tam nikogo odważnego z PiS do zderzenia się z publikacją Wyborczej. Politycy PiS goszczą tylko w mediach przychylnych stronie rządowej, a na pierwszą linię wysyłani są koalicjanci od Jarosława Gowina. To wszystko świadczy o tym, że kapiszony potrafią być bardzo wybuchowe.
fot. flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU