Donald Tusk pozostanie przewodniczącym Rady Unii Europejskiej niezależnie od tego, czy rząd Beaty Szydło udzieli mu poparcia, czy nie. Stanie się tak, bowiem premierzy rządów państw członkowskich rozumieją w jakim sojuszu są i jaki jest charakter zajmowanego przez niego obecnie stanowiska. Były premier Polski nie miałby problemu, by wypowiedzieć słowa “Ich bin ein Berliner”, wygłosić przemówienie po chorwacku zaproszony przez parlamentarzystów tego kraju, czy głośno przyznać “jestem obywatelem Unii Europejskiej”. Niestety dla czołowych polityków PiS, podobnie jak dla elektoratu tej partii, taka deklaracja jest równoznaczna ze zdradą narodowych wartości.
Przez lata swojej obecności w europejskiej polityce Donald Tusk pokazał, że uosabia wszystkie cechy lidera europejskiego i wyznaje te wartości, na fundamencie których powstała Unia Europejska. Te wszystkie wartości, które dla PiS są złem wcielonym. Ta głęboka integracja, wspólnotowe polityki i swobody, które gwarantowały Europie pokój przez ponad pół wieku, są dla PiS symbolem poddaństwa i braku suwerenności państwa. Dlatego też, tak jak trzeźwy nigdy dobrze nie zrozumie pijanego, tak zapatrzony w siebie i własny los wyborca PiS nie zrozumie wartości ponadnarodowych, które reprezentuje właśnie obecny przewodniczący Rady Europejskiej. Jest politykiem międzynarodowym, nie polskim. Ma realizować cele całej Unii Europejskiej, a nie partykularne interesy kraju, z którego pochodzi.
Europa nie potrafi zrozumieć sprzeciwu Jarosława Kaczyńskiego, ale też mam pewność, że nie będzie go za wszelką cenę przekonywać, by na własne życzenie nie robił z Polski czarnej owcy Unii Europejskiej. Europejscy przywódcy nie chcą bowiem stawiać sprawy na ostrzu noża i pozwolą polskim konserwatystom grać solo, nawet jeśli osłabia to UE jako całość. Widzą bowiem, że PiS nie potrafi racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego poparcie Tuska na drugą kadencję jest dla Polski niekorzystne, korzysta więc z argumentów trafiających do twardego elektoratu tej partii. Rozmowy z Merkel, Fico, Orbanem czy innymi politykami europejskimi to przedstawienie na użytek polityki krajowej i nic z tym zrobić nie można. Oficjalna narracja, zapewne rozsyłana w przekazach dnia, jest taka, że Tuska nie należy poprzeć, bo przez dwa i pół roku mijającej kadencji “nic dla Polski nie zrobił”. Nawet w przypadku tak istotnym dla polskiej racji stanu, jak Polak na jednym z najwyższych stanowisk w Unii Europejskiej, Waszczykowski, Legutko czy Szymański kierują się przede wszystkim interesem czysto partyjnym i karmią elektorat swojej partii tym, co ten chce otrzymać. Wysypywana dla ludu karma pisowskich bredni ma utwierdzić w wiernym elektoracie przekonanie, że osoba na tym stanowisku powinna uosabiać wszystkie te obrzydliwe, egoistyczne cechy ich samych. To co robią w polityce krajowej, czyli wykorzystywanie stanowisk do załatwiania prywatnych spraw, kolesiostwo czy zwyczajny egoizm, chcieliby widzieć u polskiego polityka na czele UE. To ograniczone widzenie świata, na modłę swojego guru, prowadzi PiS w ślepy zaułek i naraża Polskę na pośmiewisko. Co z tego? Skutecznie przeprowadzona operacja niepoparcia Tuska tylko wzmocni poparcie dla partii rządzącej. I przecież o to właśnie chodzi.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU