Musiało upłynąć kilkanaście miesięcy, by prezes Jarosław Kaczyński i były prezydent Lech Wałęsa stanęli oko w oko przed obliczem gdańskiego sądu. Wcześniej rozprawa była wielokrotnie przekładana, zresztą nie bez winy obu panów. Dziś w końcu doszło do tak długo oczekiwanego starcia, po którym obserwatorzy życia politycznego z pewnością wiele się spodziewali. Praktycznie wszystkie wiodące dziś media relacjonowały na żywo transmisję z przebiegu rozprawy w Sądzie Okręgowym w Gdańsku. Przypomnijmy, powodem był tu prezes PiS, który pozwał byłego prezydenta o ochronę dóbr osobistych, a podstawą pozwu były przede wszystkim internetowe wpisy Wałęsy o tym, że Jarosław Kaczyński ponosi odpowiedzialność za katastrofę w Smoleńsku, bowiem w tej sprawie miał ponoć wydać polecenie swojemu bratu, by ten wymusił na pilotach prezydenckiego tupolewa lądowanie w niesprzyjających warunkach.
Niestety, proces bardzo szybko zmienił się w mało przyjemną wymianę wzajemnych uszczypliwości, podszytych nieukrywaną niechęcią obu panów do siebie. Zaczęło się już przed wejściem na salę, gdzie obaj politycy nazwali się swoimi błędami, wypomnieli sobie wzajemne rozczarowanie swoimi osobami oraz robili inne prymitywne przytyki na poziomie dzieci z pierwszych klas szkoły podstawowej. Dla tej sprawy najlepiej byłoby, gdyby doszło do ugody, którą sędzia prowadząca sprawę zaproponowała zaraz na początku rozprawy. Strony jednak nie porozumiały się co do jej treści, więc sąd zmuszony był do rozpoczęcia starcia. Trudno opisywać szczegółowo cały przebieg przesłuchania Jarosława Kaczyńskiego i Lecha Wałęsy, bowiem obaj panowie zasadniczo nie powiedzieli nic nowego, ani nic co godne by było odnotowania. Ot, mało przyjemne show dla zwolenników jednego lub drugiego pana.
Prezes PiS wyjaśnił, że wpisy pozwanego bardzo mocno go obrażają, bowiem zarzucają mu, że przyczynił się do śmierci nie tylko swojego brata, ale i wszystkich pozostałych pasażerów prezydenckiego samolotu. Zapewniał, że nie sposób mówić o jego naciskach na brata, a treść ostatniej rozmowy braci Kaczyńskich dotyczyła wyłącznie kwestii stanu zdrowia ich matki. Dalsze fragmenty przesłuchania, z nie do końca zrozumiałych przyczyn zmieniły się w przesłuchiwanie powoda na temat jego stosunku do Lecha Wałęsy, zarzutów o współpracę z bezpieką, czy słynnych słów z mównicy sejmowej o kanaliach, które zamordowały jego brata. Prezes PiS nie zrezygnował też z okazji, by poinformować sąd o tym, że ma o byłym prezydencie bardzo niskie mniemanie, podobnie jak o jego poziomie intelektualnym.
Z kolei przesłuchanie Lecha Wałęsy było zasadniczo przyznaniem się byłego prezydenta do faktu, że jego wypowiedzi na temat Kaczyńskiego nie są poparte żadnymi dowodami, tylko jego własnym przekonaniem o takim, a nie innym charakterze lidera PiS. Domagał się również, by jego wypowiedzi nie badać w kategorii prawda-fałsz, bowiem była to wypowiedź polityczna, będąca jego subiektywną opinią. Wałęsa przekonywał też, że potwierdzeniem jego słów z pewnością byłby zapis ostatniej rozmowy braci, która w jego przekonaniu prędzej czy później wypłynie. Zwrócił się także do sądu z wnioskiem o przeprowadzenie badania zdrowia psychicznego Jarosława Kaczyńskiego.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU