Politycy PiS lubią się chwalić reformą funkcjonowania sądów powszechnych, w szczególności wprowadzeniem systemu losowego przydziału składów sędziowskich. Zwłaszcza teraz, gdy sytuacja polityczna zmusiła obóz Zjednoczonej Prawicy do kapitulacji w sprawie Sądu Najwyższego, aktywni w mediach społecznościowych politycy tego obozu podkreślają, że zmiany w ustawie wcale nie niweczą dokonanych zmian, wymieniając wśród sukcesów właśnie losowy dobór składów sędziowskich.
— Ten system eliminuje wszystkie podejrzenia ukartowania sprawy w sądzie. Wprowadzamy go, aby była gwarancja bezstronnego, jawnego, transparentnego przydziału sprawy i później sprawiedliwego i uczciwego jej prowadzenia. O tym wyborze będzie decydować wyłącznie maszyna, wyłącznie system informatyczny, który w sposób ślepy, jak Temida, bez emocji, bez poglądów, bez uprzedzeń i w sposób całkowicie wolny od ewentualnych korupcyjnych podejrzeń będzie sprawę przydzielał do rozpoznania — chwalił się szef resortu sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, gdy rozwiązanie to przedstawiano Polakom.
Problem jednak w tym, że o działaniu systemu wciąż opinia publiczna wie niewiele, a pracownicy resortu bardzo się starają, by media nie zdobyły zbyt wielu informacji na temat szczegółów jego funkcjonowania, zwłaszcza w kwestii algorytmu, na jakim system jest oparty. W gruncie rzeczy nie do końca wiadomo nawet, kto jest jego twórcą. Choć według ogłoszenia Ministerstwa Sprawiedliwości w sprawie rozstrzygnięcia przetargu na świadczenie kompleksowych usług z zakresu IT, za twórcę Systemu Losowego Przydziału Spraw (SLPS) należałoby uznać firmę Software Interactive Sp. z o.o. z Gliwic (wygrała oferta za 401.230 tys. zł), to w odpowiedzi na nasze pytanie resort próbował przekonywać, że w ogóle nie było żadnego przetargu na SLPS, a wykonawcą systemu było samo Ministerstwo Sprawiedliwości.
O tym, dlaczego szczegóły systemu są tak ważne niech świadczy przykład z Sądu Rejonowego w Olsztynie, gdzie doszło do manipulowania składem sędziowskim i “przechytrzeniem” systemu losującego po to, by nie orzekać w bardzo niewygodnej dla pracowników tego sądu sprawie. Najbardziej bulwersujący jest jednak fakt, że zarzut ten dotyczy członka upolitycznionej i opanowanej przez nominatów PiS Krajowej Rady Sądownictwa, będącego jednocześnie prezesem SR w Olsztynie tj. sędziego Macieja Nawackiego. Sprawa przypuszczalnych nieprawidłowości przy wyznaczaniu składu orzekającego w jednym z toczących się przed olsztyńską jednostką postępowań zawędrowała aż do Sądu Najwyższego.
Oczywiście okoliczności tego konkretnego losowania są specyficzne. Jak opisuje sprawę Dziennik Gazeta Prawna, całe zamieszanie zaczyna się, kiedy do SR w Olsztynie trafia akt oskarżenia przeciwko 17 osobom, którym stawiane są aż 72 zarzuty. Oskarżonymi są tamtejsi policjanci, którym zarzuca się stosowanie tortur. Sprawa jest więc nie tylko obszerna, ale także trudna z powodów towarzyskich. Sędziowie olsztyńscy bowiem wiele razy współpracowali z oskarżonymi, wielu zna się z członkami ich rodzin. Jak wynika z akt, które trafiły ostatecznie do Sądu Najwyższego, na skutek tych okoliczności aż 23 orzekających, a więc ponad 1/3 obsady olsztyńskiej jednostki, składa wnioski o wyłączenie.
Sprawa ostatecznie zostaje wylosowana sędziemu, który orzeka w innej izbie i od 15 lat nie ma do czynienia ze sprawami karnymi. On również próbuje się od sprawy wyłączyć, jednak jego wnioski nie odnoszą skutku. Jednocześnie zaczyna prowadzić prywatne dochodzenie, jak to się stało, że sprawa trafiła akurat na niego. Okazuje się, że z systemu losującego skład sędziowski w tajemniczy sposób został wyłączony prezes sądu Maciej Nawacki oraz jego zastępca Krzysztof Krygielski. Miało to się dziać na ustne polecenie służbowe, które Nawacki wydał Joannie Kaszubie, zastępcy kierownika sekretariatu II wydziału karnego SR w Olsztynie. Ta na tę okoliczność spisała odpowiednią notatkę, która znajduje się w aktach sprawy przed Sądem Najwyższym. Sam prezes sądu oczywiście zaprzecza i przekonuje, że żadnego podobnego polecenia nie wydawał, a wyłączenie było spowodowane innymi, obiektywnymi okolicznościami tj. ograniczeniem zakresu jego i jego zastępcy obowiązków do określonych kategorii spraw w wydziale, w którym orzekają. Szczegółów jednak nie podał.
– To absurd. Losowy przydział spraw miał, zgodnie z tym, co głosi Ministerstwo Sprawiedliwości, zagwarantować obywatelom realizację konstytucyjnego prawa do sądu poprzez wyeliminowanie przypadków manipulowania składami sędziowskimi. Tymczasem okazuje się, że były to tylko puste hasła – uważa Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Jeśli ręczne ustawianie składów orzekających okazało się tak banalnie proste, to należy głośno zadać pytanie, jak często inni nominaci Zbigniewa Ziobry korzystają z tej możliwości. W przypadku sędziego Nawackiego sprawa wyszła na jaw, bowiem sprawę wyłapali sędziowie z tamtejszego sądu. Nikt jednak nie wie w ilu analogicznych przypadkach los wcale nie jest tak ślepy, jak być w założeniu powinien.
Źródło: DGP
fot. flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU