Dla kierownictwa partii rządzącej najważniejszy wniosek po rzekomo “bezapelacyjnie” wygranych przez PiS wyborach samorządowych jest taki, że główna ich siła leży w poparciu wsi i małych miasteczek. To, co tak mocno wpłynęło na wyniki wyborów do sejmików wojewódzkich i rad powiatów i gmin, jest jednocześnie jednak sporym problemem w kontekście dwóch elekcji mających nastąpić w 2019 roku, a zwłaszcza w kontekście wyborów do Parlamentu Europejskiego. Okoliczności są bowiem dla partii Jarosława Kaczyńskiego bardzo niesprzyjające – te wybory rozstrzygają się przede wszystkim w dużych miastach (bo wyborców z mniejszych ośrodków bardzo trudno na nie zmobilizować), a dobry wynik obozu opozycyjnego, po mocno proeuropejskiej kampanii, z pewnością doda przeciwnikom PiS wiatru w skrzydła. Nic więc dziwnego, że w kuluarach sejmowych mówi się, że w PiS bardzo by chcieli znaleźć idealne rozwiązanie, które taki rozwój sytuacji powstrzyma i nie pozwoli na rozpędzenie się antyPiS-u.
W partii rządzącej trwają obecnie bardzo zaawansowane analizy, w jaki sposób zwiększyć szanse na możliwie najlepszy wynik w następujących po sobie wyborach w 2019 roku. Już dziś widać, że PiS znów próbuje przybrać twarz partii centrowej i koncyliacyjnej, gotowej na ustępstwa i kompromisy. Zarzuty, że to przyjmowanie przedwyborczej maski, odpierał wczoraj w rozmowie z Jackiem Prusinowskim w Radiu Plus senator Adam Bielan. Potwierdził jednocześnie, że obóz władzy mocno główkuje nad znalezieniem odpowiedniego wyjścia z sytuacji, w jaką wpędza PiS kalendarz wyborczy i zdają sobie sprawę z możliwych konsekwencji obrania złej strategii.
– Kampania wyborcza dopiero się zacznie formalnie w lutym, pewnie realnie na początku przyszłego roku, więc mamy jeszcze kilka tygodni. W tej chwili z jednej strony budowane są koalicje w sejmikach, nie tylko, również w powiatach, a z drugiej strony jest sporządzany specjalny audyt, zarówno działań kampanijnych, jak i pracy struktur w terenie i ten audyt pewnie potrwa kilka ładnych tygodni. (…) Mamy jedną twarz. Nie zmieniamy tej twarzy w zależności od rodzaju kampanii. Musimy oczywiście tak przeprowadzić kampanię wyborczą, żeby zdecydowanie wygrać wybory europejskie. To trudne wybory ze względu na niską frekwencję. Niecałe 24% 4,5 roku temu, przy czym bardzo duże dysproporcje frekwencyjne. Bardzo niska frekwencja na wsi, stosunkowo duża w dużych miastach. Musimy wyciągnąć z tego wniosku, dlatego ze wybory europejskie, niezależnie od tego, że są ważne same w sobie, jednocześnie będą odbywały się bardzo blisko wyborów do Sejmu i Senatu. Więc dobry wynik w wyborach europejskich, zwycięzcy czy ugrupowania, które uzyska taki dobry wynik, doda wiatru w żaglu i vice versa. ugrupowaniu, które poniesie porażkę, będzie miało kłopoty, żeby podnieść się po takiej porażce w kampanii do Sejmu i Senatu – mówił Bielan.
Najbardziej pożądane w obozie władzy byłoby połączenie wyborów do PE z wyborami parlamentarnymi. Przed realizacją takiego scenariusza ostrzegała opozycję Dominika Wielowieyska z Gazety Wyborczej, czy socjolog polityki, Marcin Palade. Korzyści płynące z wdrożenia tego rozwiązania byłyby dla PiS oczywiste i to w przypadku obu wyborów. Na liście PiS do PE będzie z pewnością wiele “gwiazd” mijających rządów, z wciąż uwielbianą za 500+ i niższy wiek emerytalny Beatą Szydło na czele, z kolei lista do Sejmu byłaby tylko podsumowaniem obfitej w kolejne szczodre obietnice, krótkiej i z pewnością bardzo intensywnej kampanii wyborczej. To z pewnością ściągnęłoby do urn wyborczych sympatyków partii władzy, zapewniając nie tylko mocne zwiększenie reprezentacji PiS w Parlamencie Europejskim, ale i dawałoby duże szanse na utrzymanie samodzielnej władzy w Sejmie. Problem w tym, że ten scenariusz nie ma najmniejszych szans się ziścić, bo na drodze stają terminy ustalone w Konstytucji i … Grzegorz Schetyna, na którego przychylność raczej Kaczyński liczyć nie może.
Skrócenie kadencji Sejmu jest możliwe zasadniczo w dwóch okolicznościach. Pierwszy zakłada współdziałanie z prezydentem, który skorzystałby z uprawnień rozwiązania Sejmu na mocy art. 225 Konstytucji. Taką możliwość dałoby nieprzedłożenie prezydentowi do podpisu ustawy budżetowej w terminie 4 miesięcy od dnia przedłożenia jej Sejmowi. Nawet gdyby obóz władzy dogadał się ze swoim prezydentem, to daty za nic nie zechcą spiąć się tak, by przyspieszone wybory parlamentarne rozpisać na 26 maja 2019 roku (wówczas odbędą się wybory do PE, na co PiS wpływu nie ma). Ostatni dzień przedłożenia ustawy prezydentowi wypadnie 27 stycznia 2019 roku, a kolejne terminy dalszych działań są wprost określone. 14 dni na wydanie postanowienia w tej materii a potem rozpisanie wyborów w terminie 45 dni od tego dnia. Efekt – PiS takim działaniem mógłby wybory zorganizować najpóźniej 24 marca 2019 roku, czyli o ponad 2 miesiące za wcześnie.
Datę 26 maja dałoby się osiągnąć, jeśli wniosek o samorozwiązanie Sejmu poparłaby opozycja (potrzeba 2/3 głosów). Przewodniczący Platformy Obywatelskiej nie ma w tym jednak żadnego interesu, więc oczywiste że Kaczyńskiemu na rękę nie pójdzie. Wygląda zatem na to, że PiS pozostaje bezradne i choć z pewnością zdaje sobie sprawę, że przyszłość nie wygląda zbyt różowo, to jednak niewiele może z tym zrobić.
Źródło: Wirtualna Polska
Fot. Kancelaria Sejmu / flickr
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU