– W wielkich miastach w Polsce mieszka ok. 15 proc. wyborców. Nie możemy się na nich skupiać. Oczywiście one są ważne, ale nie możemy patrzeć na pryzmat Polski, przez pryzmat wielkich miast. Polska to jest dzisiaj Polska mniejszych miejscowości, miasteczek, wsi. Polska jest jedna – mówił dziś rano Jacek Sasin w rozmowie z Danielem Wydrychem i Piotrem Goćkiem w „Sygnałach Dnia” radiowej Jedynki.
W tych słowach szefa Komitetu Stałego Rady Ministrów kryje się największa porażka Prawa i Sprawiedliwości i w gruncie rzeczy koniec marzeń Jarosława Kaczyńskiego o zdobyciu w Polsce takiej władzy, jaką dzierży w swoich dłoniach Viktor Orban, premier Węgier. Tylko kompletni polityczni ignoranci mogli nie zauważyć, że prezes PiS nigdy tak naprawdę nie zrezygnował z wprowadzania w życie planu, ogłoszonego w październiku 2011 roku, czyli doprowadzenia do sytuacji, w której w końcu w Warszawie będzie Budapeszt.
Ostatnie trzy lata to w sferze przebudowy ustroju państwa i wdrażania nowych rozwiązań politycznych zasadniczo kopiowanie, krok po kroku poczynań lidera Fideszu. Przejęcie Trybunału Konstytucyjnego, ograniczenie prawa zgromadzeń, pogorszenie relacji z Unią Europejską, stopniowe ograniczanie prawa opozycji, przedstawianie części obywateli jako wrogów państwa i “gorszy sort Polaka”, gigantyczna centralizacja władzy oraz zamach na sądownictwo z Sądem Najwyższym na czele – to wszystko to nic innego jak podporządkowanie działań z góry założonemu celowi. Spodziewanym skutkiem tych działań było umocnienie władzy, znaczące zwiększenie stanu posiadania władzy, zdobycie nowych wyborców oraz perspektywa osiągnięcia w 2019 roku większości konstytucyjnej. Po niedzielnych wyborach wiemy jednak, że po trzech latach Kaczyński, choć zbliżył się do wdrożenia scenariusza węgierskiego nad Wisłą, to nigdy nie zrobi tego w 100% i nigdy nie stanie się partią władzy w takiej skali, jak partia jego węgierskiego idola.
Bo choć, jak wspomniałem na początku, zdaniem Jacka Sasina Polska to dziś kraj mniejszych miejscowości, miasteczek i wsi, to jednak bez poparcia dla partii rządzącej w dużych miastach, gdzie w dużej mierze żyje klasa średnia i wyższa, partia Jarosława Kaczyńskiego już na zawsze pozostanie reprezentantem tylko jednej klasy społecznej. Nie uda się PiS-owi przełożyć tego poparcia na skalę ogólnopolską, ani poszerzyć elektoratu. Wizja państwa, którą oferuje Polakom Kaczyński jest niekupowalna przez zbyt wielkie grono wyborców, by marzyć o zdobyciu większości 2/3 w parlamencie oraz zagwarantowanie sobie niepodzielnej władzy na całe dekady. Ten dysonans między partią w zasadzie klasową, która udaje partię władzy, partię otwartą na wszystkich Polaków, która w gruncie rzeczy działa wbrew interesom dużej części z nich będzie się pogłębiał i finalnie doprowadzi do hucznego upadku tego projektu. Etap rewolucji powinien kiedyś minąć i przekształcić się w umacnianie pozycji. W przypadku PiS, wrogów politycznych nieustannie przybywa, konflikty się zaogniają, a rozbudzone oczekiwania twardego elektoratu lada moment mogą się odwrócić przeciwko obozowi władzy. W końcu jak mówił Józef Stalin, “w miarę postępów w budowie socjalizmu walka klasowa zaostrza się” i właśnie takiego zaostrzenia oczekują od prezesa PiS twardogłowi. To musi jednak doprowadzić do katastrofy, uniemożliwiającej osiągnięcie politycznego zwycięstwa i nie chce mi się wierzyć, by lider Zjednoczonej Prawicy tego nie rozumiał. Dziś już doskonale wie, że nie ma innego wyjścia, niż pozamykać pootwierane fronty i zadowolić się tym, co udało się zdobyć.
Co ciekawe, nawet węgierskie media odnotowały w ostatnich dniach, że w Polsce Budapesztu wciąż nie ma i być może już nie będzie. Katarzyna Zuchowicz z redakcji NaTemat przybliżyła nawet część głosów z kraju nad Dunajem. To właśnie w wyborach samorządowych dokonał się pierwszy krok do pełnego zwycięstwa Orbana na Węgrzech, to właśnie w dużych miastach lider Fideszu zdobył masowe poparcie. To pozwoliło mu zbudować nowe elity, wywodzące się z klasy średniej i wyższej, które stoją na straży niepodzielności władzy Orbana, żyjąc już obecnie z obozem władzy w bardzo dochodowej symbiozie, charakteryzującej systemy autorytarne.
Budapesztu w Polsce nie będzie, bo Kaczyński swoich oligarchów nie będzie w stanie zbudować, a obecnych skusić i odpowiednio nasycić. Stąd też taki hamulec zaciągnięty na kierunku “repolonizacji” zagranicznych mediów, które w węgierskim scenariuszu trafiły do rąk ludzi z otoczenia premiera i biznesmenów z nim związanych. PiS takich biznesmenów nie ma i mieć nie będzie, bo już dawno porzuciło walkę o ich poparcie.
Warto też odnotować jeszcze jeden fakt, który różni sytuację w Polsce od tej znad Dunaju. Otóż w Polsce wciąż jest opozycja, być może osłabiona i wciąż walcząca o odbudowanie zaufania Polaków, ale obecna i aktywna. Miażdżące poparcie dla jej kandydatów w dużych miastach pokazuje z kolei, że wizja państwa scentralizowanego, którym zarządza lider partii rządzącej z centrali partyjnej w Warszawie jest dla polskich elit nie do przyjęcia.
fot. flickr/Sejm RP
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU