Czy zmiana oferowana nam przez partię rządzącą jest dobra, dowiemy się prawdopodobnie za kilka lat, gdy na jaw wyjdą jej uboczne skutki. Dziś wiemy jednak, że zmianie nie brakuje dobrego poczucia humoru. Nie bez powodu każdy kolejny odcinek serialu “Ucho Prezesa” Kabaretu Moralnego Niepokoju, bardziej niż kabaret przypomina film dokumentalny, w którym bez problemu odnajdujemy nie tylko odpowiedniki rzeczywistych postaci z polskiej polityki, ale i scenariusz pisany jest na podstawie rzeczywistych wypowiedzi czy wydarzeń.
Jest przecież coś kabaretowego w sposobie widzenia świata przez Prezesa Prawa i Sprawiedliwości oraz jego najbliższych współpracowników. Nadużywanie władzy jest oczywiście złe i karygodne, gdy robi to partia przeciwna, co innego gdy robi to PiS – wtedy jest usprawiedliwione zmienianiem Polski na lepsze. W oczywisty sposób złe i godne potępienia są media, które jawnie popierają jedną stronę, przedstawiają zmanipulowane politycznie fakty na korzyść jednej tylko ze stron, czy ukrywają niewygodne dla władzy wydarzenia. I ponownie, nagle w zupełnie nieoczywisty sposób jest to dopuszczalne, gdy szefem TVP jest partyjny działacz, a propaganda prorządowa tak toporna, że nawet twardogłowi sympatycy PiS zauważają, że tego sprzedać się nie da. Taki sam mechanizm widzimy w kwestii nepotyzmu, czy obsadzania stanowisk w państwowych spółkach, w urzędach państwowych czy w niezależnych i niezawisłych sądach i trybunałach. Dobre usprawiedliwienie zawsze jest przygotowane, by uzasadnić, że poprzednicy byli źli, więc obecnie wolno być jeszcze gorszym – w końcu wszystko, by ochronić zmianę przed jej popsuciem.
Ostatnio ten sam mechanizm tego specyficznego kalizmu Prezes PiS zapowiedział w kontekście przyszłorocznych wyborów samorządowych i planowanej błyskawicznej zmiany ordynacji wyborczej. Jest niezwykle udaną ironią fakt, że poseł Jarosław Kaczyński, który od siedmiu kadencji pracuje w Sejmie i poza polityką w III RP jeszcze nie pracował, tak otwarcie mówi o tym, że dla dobra demokracji powinno się jak najszybciej wprowadzić dwukadencyjność. Polityk, który od ponad 20 lat czerpie korzyści z proporcjonalnej ordynacji wyborczej i pośredniego wybierania kandydata z listy, którą sam zatwierdza, uważa, że ma mandat mocniejszy niż wybierani w bezpośrednich wyborach prezydenci miast, burmistrzowie miasteczek czy wójtowie gmin. Zdanie suwerena jest najważniejsze, ale nie gdy psuje polityczny plan Prezesa Kaczyńskiego.
Dziś wicepremier Morawiecki dorzucił swoje trzy grosze, dodając, że wokół wybieranych od lat tych samych prezydentów czy wójtów stworzyły się lokalne kliki, użył też porównania do królewskich dworów. Lokalne księstwa gorszego sortu, wskazane przez Prezesa Kaczyńskiego, mają zostać rozbite w drobny mak, choć Prezes zdaje sobie sprawę z niekonstytucyjności tych zapisów i łamaniu konstytucyjnej zasady niedziałania prawa wstecz. Oczywiście, gdyby takie same lokalne księstwa były zarządzane przez prezydentów z tej karykaturalnej partii, to próba skrócenia kadencji byłaby zamachem na wolę lokalnej społeczności. Tego ludu pracującego miast i wsi. Bo w końcu system komunistyczny wcale nie był taki zły. Prezes w końcu z nim ambitnie walczył, choć wydaje mi się, że nie dlatego, że mu się system nie podobał. Po prostu nie on wtedy rządził.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU