Jarosław Kaczyński ma słabość do oglądania się za rządami twardej ręki, widząc w nieustępliwości i mobilizacji wokół narodowej “oblężonej twierdzy” to, co pozwala zdobywać pozycję i respekt w świecie, gdzie w przekonaniu prezesa dominują rządy miękkich, słabych, realizujących interesy zewnętrznych sił demokratów. Problem prezesa PiS polega jednak na tym, że jego marzenia są na swój sposób utopijne, ponieważ obiekty jego wzdychań okazują się jeden po drugim synonimami bycia politycznym pariasem i gospodarczą peryferią niż kluczowymi graczami międzynarodowej rozgrywki politycznej. Drugi Budapeszt prezesa już okazał się klęską, kiedy okazało się, że węgierska gospodarka osłabła pod rządami Orbana względem polskiej jeszcze za czasów rządów PO-PSL. Mit założycielski sanacji II RP także okazał się ciężką lekcją, ponieważ im mocniej zagłębimy się w historie tamtych czasów, tym lepiej rozumiemy, że Polska była państwem skłóconym wewnętrznie, biednym, słabym i po prostu intelektualnie “małym”, co w sumie miało duży wpływ na brutalny i krwawy koniec jakiego II RP ostatecznie doświadczyła. Teraz natomiast na naszych oczach odbywa się kolejny odcinek dramatu prezesa, ponieważ kryzys dosięga kolejnego ulubieńca lidera PiS – Turcję, pokazując, że obrana przez niego droga niczym komunizm, niezależnie od okoliczności prowadzi do jednego końca.
Jarosław Kaczyński w 2014 roku obiecywał bowiem: “Trzeba czynić wszystko, by Polska była tym, czym jest dziś Turcja. O niej mówi się, że to poważne państwo”. Tej przemianie miała służyć najpierw “zmiana władzy i przebudowa elit”. Podobnie jak prezydent Erdogan, PiS dokonuje bowiem sukcesywnej wymiany elit, jednak sytuacja Ankary obróciła się przeciwko ojcom tej rewolucji. Turcję trapi właśnie potężny kryzys walutowy, kiedy to od jesieni zeszłego roku turecka lira straciła ponad 30% swoje wartości, a ostatnie dni to prawdziwy krach, ponieważ tylko w piątek lira straciła aż 14 proc. w stosunku do dolara. Konflikt z USA doprowadził do podwyższenia amerykańskich ceł na turecką stal, co tylko pogorszyło sytuację. W kraju gwałtownie rosną ceny, ponieważ panuje aż ponad 10% inflacja. Zeszły rok wiązał się teoretycznie z rekordowym, bo ponad 7% wzrostem gospodarczym, jednak był on wywołany sztucznie napędzaną konsumpcją, a nie inwestycjami. Po uwzględnieniu inflacji turecka gospodarka bowiem w praktyce stoi w miejscu. Jakby tego było mało Turcja ma deficyt na rachunku obrotów bieżących na poziomie aż 5,5% PKB, podczas gdy Polaka utrzymuje równowagę albo jest na plusie. Doprowadziło to do desperackich apeli prezydenta Erdogana, który powiedział: “Jeśli oni mają dolary, to my mamy naszego Boga”. Wtórowały temu prośby do obywateli, aby za złoto i dewizy wykupywali lirę.
Patrząc na kryzys w Ankarze warto się zastanowić, czy takiego scenariusza dla Polski chciałby Jarosław Kaczyński? Jest to wątpliwe, ale niestety polityki nie ocenia się po intencjach, a po rezultatach działań. Tu zaś doświadczenia z całego świata przynoszą jedną konkluzję. Autorytarne zapędy, personalne czystki, spory wewnętrzne i zewnętrzne połączone z centralnie planowaną polityką gospodarczą są doskonałym przepisem na katastrofę.
fot. Shutterstock/Michael Wende
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU