Polityka i Społeczeństwo

Skazani na nielegalnych imigrantów. Legalizacja pobytu w Polsce to droga przez mękę

Źródło: Materiał własny

Chociaż z drugiego brzegu Odry budynek cieszy oko, Dolnośląski Urząd Wojewódzki we Wrocławiu to miejsce o ponurej sławie, które dobrze zna każdy obcokrajowiec w mieście. Być może dlatego, że jest to jedyne miejsce, w którym wrocławscy migranci mogą zalegalizować swój pobyt w Polsce. Chyba że wybiorą się do delegatury w Legnicy, gdzie również można złożyć wniosek, a kolejki są nieco mniejsze. Tak właśnie zrobiła Pelin, Turczynka studiująca w Polsce, która wniosek o kartę pobytu (tymczasowego) złożyła w listopadzie 2017 roku. Kartę pobytu otrzymała dopiero w lipcu 2018 i to na skutek osobistej interwencji u inspektora. Jeżeli ktoś planuje pobyt krótszy niż rok, legalizacja wydaje się nie mieć sensu. No chyba tylko po to, żeby otrzymać pieczątkę w paszporcie.

Już samo otrzymanie pieczątki nie należy do zadań najłatwiejszych. Ta pieczątka to trochę taka polisa ubezpieczeniowa na długi okres oczekiwania na kartę pobytu. Pelin udała się po taki stempel, kiedy otrzymała pismo urzędowe (oczywiście w języku polskim) o planowanym zakończeniu postępowania i z wezwaniem do stawienia się w urzędzie po stempel. Jeżeli ktoś nie ma polskojęzycznych znajomych to pozostaje mu już tylko Google Tłumacz. Inaczej nigdy nie pozna treści pisma urzędowego w jego własnej sprawie. No chyba że w kilka miesięcy opanuje polszczyznę i do tego urzędową (co jak wiemy nawet dla rodzimych użytkowników języka nie jest łatwe).

Tego dnia Pelin miała naprawdę wyjątkowe szczęście. Przyszła do urzędu po południu, koło trzynastej i hol był już okupowany. Tymczasem maszyna do wydawania biletów już nie działała. Zapytałyśmy „czatujących” przy niej ludzi, czy długo jeszcze i dlaczego nie działa. Okazało się, że nie wiadomo kiedy i czy w ogóle zadziała z powrotem. Chodziły słuchy, że kierownictwo urzędu wyłącza urządzenie celowo ponieważ pracownicy nie nadążają z obsługą klientów. Pewnie dlatego petenci ustawiają się w kolejce już w godzinach porannych (ściślej od około czwartej nad ranem) pod budynkiem urzędu, który otwierany jest o ósmej rano. Niektórzy pobierają kilka biletów na zapas albo dla znajomych: sama „lobbując” w sprawie Pelin w kręgach wrocławskiej uczelni, zostałam poinformowana, że istnieje osoba, która i tak będzie tam rano więc może wziąć dla mnie bilet. Nie wszyscy musimy przecież wstawać tak rano, skoro stoimy po ten sam bilet. Problem pojawia się, kiedy nie wiesz po co stoisz. A ściślej, kiedy potrzebujesz informacji.

Pelin po raz pierwszy stanęła oko w oko z tym problemem, kiedy termin 25 kwietnia minął. To ten dzień miał być dniem wydania decyzji o zgodzie bądź braku zgody na pobyt tymczasowy obywatelki Republiki Tureckiej na terytorium RP. Oczywiście Pelin zdawała sobie sprawę, że decyzja nie przyjdzie od razu, jednak kiedy minął kolejny tydzień bez wieści, postanowiła wybrać się do urzędu. Tyle że nie miała kogo zapytać.

Do inspektora zajmującego się daną sprawą dostać się nie sposób. Ten, którego przydzielono do sprawy Pelin jest nie tylko inspektorem wojewódzkim ale również rzecznikiem prasowym Dolnośląskiego Urzędu Wojewódzkiego. Ale nawet gdyby nie był, to dostanie się do niego i tak jest niemożliwe z powodu polityki zamkniętych drzwi. Korytarz w którym pracują inspektorzy jest już od dłuższego czasu zamknięty, żeby, jak powiedział Radiu Wrocław zastępca kierownika Oddziału Legalizacji i Pracy, Michał Śliz-Chechelski, umożliwić inspektorom merytoryczną pracę.

Niecierpliwość petentów niestety napędza kolejne restrykcje. Wypada zatem zidentyfikować przyczyny przewlekłego rozpatrywania spraw. Pytani o to przedstawiciele urzędów najczęściej wskazują problem braku rąk do pracy. Byli pracownicy z kolei punktują niskie zarobki. Według portalu wdolnymslasku.com w 2016 roku było to około 2500 zł netto miesięcznie na pracownika (średnia pensja przy założeniu że wszyscy zarabiają tyle samo). Władze wojewódzkie jak zwykle powołują się na dyscyplinę budżetową i konieczność cięcia kosztów chociaż w informacjach prasowych nieustannie zapowiadają nowe rekrutacje personelu. Zwłaszcza inspektorów – ci są najbardziej pożądani z uwagi na przeciążenie ilością spraw. Byli urzędnicy tymczasem często otwierają własny biznes: oferują Ukraińcom i innym przybyszom spoza terenów UE pomoc w procedurach legalizacji pobytu. Były pracownik urzędu, który oferował wcześniej pomoc przy pobraniu biletu dla Pelin zapytany o cenę takiej usługi stwierdził, że opłata jest oczywiście zależna od wielu czynników. W końcu dopytywany o kwotę powiedział, że jest to średnio około 1000 złotych.

Taka sytuacja wytwarza podwójne standardy w administracji publicznej. Po jednej stronie mamy przepełnione urzędy, w których inspektorzy zajmują się tysiącami spraw i jak sami przyznają nie są w stanie ich procesować w ustawowo przewidzianym terminie, z drugiej zaś firmy consultingowe często prowadzone przez byłych urzędników, którzy za opłatą ułatwiają tym, których na to stać kontakt z urzędnikami. A to właśnie ten kontakt lub raczej jego brak jest tu sprawą kluczową. Pisma urzędowe w języku polskim wysyłane do mieszkającego w Polsce od trzech miesięcy cudzoziemca nadają się do powieści groteskowych. Wypadałoby w końcu, żeby Wydział Spraw Cudzoziemców administracji publicznej państwa członkowskiego UE uwzględniał komunikację w języku angielskim. Niestety, nie jest to kwestia wyłącznie pism urzędowych ale również codziennej komunikacji petentów z urzędnikami. A ta jak pokazuje codzienna praktyka, stoi pod znakiem zapytania. Chociaż w Dolnośląskim Urzędzie Wojewódzkim pojawiły się ostatnio karteczki z napisami w języku ukraińskim, reszta petentów nadal skazana jest na domysły. Tymczasem wygląda na to, że język angielski nadal nie jest priorytetem w umiejętnościach na stanowiska w wydziale ds. cudzoziemców. Na przykład referent ds. administracyjnych w oddziale legalizacji pobytu i pracy, zgodnie z wymaganiami przedstawionymi w ogłoszeniu na stronie BIP, języka obcego znać nie musi. Być może administracja publiczna zdaje sobie sprawę, że nie ma szans w starciu z korporacjami oferującymi od 3.000 złotych w górę? Szanse na zatrudnienie młodej i wykształconej kadry operującej językiem angielskim są zatem znikome.

Tymczasem kwestia komunikacji jest tutaj kluczowa, ponieważ wielu cudzoziemców przeraża nie tylko przedłużony okres procesowania wniosków o legalny pobyt, ale również niepewność własnego statusu i brak dostępu do jakiejkolwiek informacji. W Dolnośląskim Urzędzie Wojewódzkim właściwie nie ma oddziału, który by takiej informacji udzielał. Obcokrajowcy zdani są na łaskę i niełaskę urzędników, nie wiedząc nawet ile muszą czekać. Pelin chciała wrócić na wakacje do Turcji, obawiała się jednak deportacji na granicy. Nie bardzo wiedziała co ze sobą zrobić. Czekać? Ile? Przerażały ją historie wyczytane na stronie Wrocław Expats na Facebook’u o rocznych i dłuższych oczekiwaniach na dokument. W końcu udało jej się skontaktować z inspektorem zajmującym się jej sprawą, ale tylko i wyłącznie na skutek interwencji uniwersyteckiego Biura Współpracy z zagranicą. Tylko dzięki temu proces został przyspieszony, a karta pobytu wydana w lipcu tego roku. Dopiero po wizycie u inspektora Pelin poznała status swojej sprawy. Setki petentów ubiegających się o pobyt w Dolnośląskim Urzędzie Wojewódzkim niestety nadal nie ma takiej możliwości. Brakuje im Anioła Stróża: uczelni, Biura Współpracy z zagranicą, firmy consultingowej. Imigrantów zarobkowych z Ukrainy najczęściej na to nie stać, a to żeby byli legalni, płacili ZUS i podatki opłaca się również nam, zwłaszcza tym, którzy pobierają państwowe świadczenia. Tymczasem egzystencja coraz większej ilości firm jest uzależniona od ukraińskiej siły roboczej. Być może gdy pracownicy z Ukrainy zaczną strajkować w miejscach pracy, ktoś wreszcie zacznie traktować ich poważnie.

POLUB NAS NA FACEBOOKU

[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]

Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.

WPŁAĆ

POLUB NAS NA FACEBOOKU

Facebook Comments

blok 1

Redakcja portalu CrowdMedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów nadesłanych przez użytkowników.
Media Tygodnia
Ładowanie